10.

2.1K 93 7
                                    

Miałam szczęcie. Cholerne szczęście. Bo Michał nie należał do osób, które przy posiłku nadają, jak radio Wolna Europa. Siedzieliśmy, skupiając się na posiłku. W salonie przyjmującego panowała cisza, zakłócana jedynie przez szmer sztućców. Ale w tamtej chwili kompletnie nie zwróciłam na to uwagi, bo w mojej głowie panował istny chaos. Próbowałam jakoś poukładać myśli, co oznaczało: zamknąć je wszystkie w jakiejś szufladzie, a klucz zniszczyć. Ale to nie takie proste, kiedy obiekt twoich myśli siedzi naprzeciw ciebie.

Ta kolacja była dla mnie istną katorgą. Może dlatego, że miałam poukładane życie? Może dlatego, że nagle wszystko stanęło na głowie, a ja na przekór samej sobie postanowiłam się wplątać w strefę uczuć, o której nie miałam pojęcia? Może dlatego, że do cholery nagle straciłam kontrolę nad samą sobą, nad swoimi emocjami, które postanowiły się tak pięknie na mnie odegrać...

Byłam spanikowana.

Wyśmiewałam się z Damiana, a sama nie byłam wiele lepsza. Tyle tylko, że mój brat nie zadurzył się po raz pierwszy, a ja tak. Nigdy nie miałam głowy do miłości. Zawsze odkładałam to na później, bo to nie był ten czas, w którym powinnam zajmować się takimi sprawami. Poza tym, jakoś nigdy nie zauważyłam, by ktoś się o mnie starał. Skoro nie było chętnych, to po co miałam się tym przejmować? A teraz panikowałam, bo kompletnie nie mogłam dać sobie rady z tą karuzelą w moim umyśle. Nie wiedziałam jak się zachować. Mój rozum wywiesił białą flagę i nie mogłam na niego liczyć. Dlatego tak bardzo potrzebowałam się w czymś zatracić. W czymkolwiek. Bo to byłaby chwilowa ucieczka od tego bałaganu.

Jedna chwila. To była jedna sekunda! A jak wiele zmieniła.

Skończyliśmy posiłek. Pomogłam Michałowi uprzątnąć naczynia, próbując nie dać po sobie poznać, jak wielka wojna toczyła się w moim ciele. Kiedy i to zostało zrobione, Michał spojrzał na mnie z uśmiechem.

- To co teraz? Jakiś film? - zaproponował, ale jak dla mnie byłoby to w tym momencie zbyt wiele.

- Może później. Mam lekcje na jutro, muszę się trochę pouczyć - wysiliłam się na uśmiech i, o dziwo, tym razem nie był to wcale sztuczny grymas.

- Jasne. Przygotowałem ci pokój gościnny. Wprawdzie biurka tam nie mam, ale stolik jest godnym zastępstwem - wziął mój plecak z półki na buty, gdzie go zostawiłam i poprowadził mnie do wspomnianego pokoju, jakby dysponował pięćdziesięcioma takimi i naprawdę musiał mi przewodzić po labiryntach korytarzy. Uśmiechnęłam się tylko pod nosem i ruszyłam za nim.

Zostawił mnie samą, a ja odetchnęłam z ulgą. Źle to zabrzmiało. Z resztą ja cała dzisiaj byłam jak 'źle to zabrzmiało'. Istna katastrofa, tym bardziej, że nie wiedziałam, jak temu zaradzić. Jak na razie objęłam taktykę, mającą na celi unikanie problemu. Ale jak długo będę mogła to robić? Przecież nie dałabym rady unikać Michała. Nie przez dłuższy czas. Miałam praktyki i brata siatkarza. To nie byłoby łatwe. Za każdym razem, kiedy przyszedłby do nas razem z Damianem, miałabym się zamykać w pokoju i wykręcać nauką? Albo złym samopoczuciem? Przecież to dziecinne.

Zostawiłam te myśli na inny czas i zabrałam się za naukę, która wcale nie służyła za wymówkę. Nie mogłam się skupić, słysząc rozbijającego się po mieszkaniu siatkarza, więc podłączyłam do telefonu słuchawki, dziękując sobie, że ich nie zapomniałam, i włączyłam muzykę. Z delikatnymi taktami, odbijającymi się echem w moim umyśle, zdołałam jakoś przebrnąć przez stos prac domowych. Jednak na tym się nie skończyło. Wspomniałam już, że nauczyciele po raz kolejny oszaleli przed świętami i jak sępy rzucili się na wolne terminy, zapowiadając sprawdziany, kartkówki, prace dodatkowe, co tylko mogli, by zapewnić nam rozrywkę aż do samiuteńkich świąt? Raz czy dwa... Rozłożyłam się na łóżku z zeszytem w ręce i powtarzałam regułki oraz inne informacje, przez które mój mózg już nie dawał sobie rady i się wyłączył, a razem z nim wyłączyło się moje ciało, odpływając ku słodkim ramionom Morfeusza.

Serca DekalogWhere stories live. Discover now