70

646 113 8
                                    

Frank nie czuł, że coś się zmieniło, czuł się za to zmęczony życiem i wypalony. Bo chłopak kompletnie nie widział siebie w roli dorosłego człowieka. A czy dorosłość nie przychodzi z chwilą ukończenia college'u?
Przynajmniej tak im wmawiano.
A zbliżał się już ten czas, kiedy Frank i cała reszta jego rocznika musieli, a przynajmniej powinni, wybrać sobie zajęcia dodatkowe.
Frank strzelał. Całkowicie na poważnie. Podzielił sobie dzień swojego urodzenia przez trzy i wylosował pierwsze zajęcia. Historia sztuki. Nie najlepszy jego zdaniem wybór, ale czego on się spodziewał? Czy jakiekolwiek zajęcia w college'u mogły być uznane za "dobry wybór"? Nie sądził.
Następną jego decyzją było dodanie trzech do miesiąca, w którym się urodził. W ten sposób trafił na sam koniec listy, czyli na zajęcia z kreatywnego pisania. To też go nie zachwyciło. Chłopak zdziwiłby się, jak wielu uczniów chciało być na jego miejscu i chodzić na te lekcje. Ponieważ on zapisywał się dość wcześnie, na wszystkich były jeszcze wolne miejsca. Ci, którzy przyszli później, już nie mieli takiego szczęścia. A on w dodatku wybrzydzał.
Ostatnią pozycję wybrał tylko dlatego, że nauczycielka (a przynajmniej tak podejrzewał, imię "Taylor" było dość niejednoznaczne) miała ciekawe nazwisko, Fitzgerald. Jako, że Frank całkiem lubił tego autora, nieświadomie zaznaczył krzyżyk obok zajęć teatralnych. Zadowolony z załatwienia tej irytującej kwestii, postanowił wrócić do pokoju i może się pouczyć. A może pooglądać Supernatural.

~

Skończyło się na tym, że zadzwonił do Gerarda, który po raz pięćdziesiąty zaprosił go na Święto Dziękczynienia do swoich rodziców. Frank nie protestował - za bardzo lubił Donnę, która chyba ich shipowała. Rozmawiali do późna, tak późna, że Frank już przysypiał.
- Idź spać - powiedział miękko czerwonowłosy.
Młodszy nie miał siły by protestować. Posłusznie rozebrał się i wszedł pod kołdrę.
- Dobranoc - powiedział cicho i momentalnie zasnął. Zazwyczaj tak nie umiał. Ale zanim to się stało, usłyszał jeszcze dwa słowa, wypowiedziane cichym, uspokajającym go głosem.
I chociaż następnego ranka wcale nie był pewien, czy słowa te po prostu mu się nie przyśniły, to jednak miło było myśleć, że Gerard naprawdę go kocha.

~

mam na jutro tak dużo do zrobienia, że nie mam pojęcia, kiedy w ogóle napisałam ten rozdział

mam dość, dobrze, że to już tylko dwa dni

friends • 2:21 book IIWhere stories live. Discover now