Rozdział 49

67 18 9
                                    

Wylądowałem na wyspie. Zobaczyłek kobiete w kapturze która czegoś wypatrywała.

Ja: Opia tak?

Ona się odwróciła do mnie i wyjeła nóż. Wyglądała na ttochę złą.

Ja: Ło spokojnie panienko. Ja jestem tu tylko do Agaty.

Opia: Ona cię nie chce widzieć.

Ja: Ale...

Opia: Mineły 2 miesiące mineły, a ty nic.

Ja: Byłem zajęty.

Opia: Piciem? Idź stąd!

Ja: Proszę.

Agata: *przychodzi* Co ty tu robisz?! Czego chcesz?!

Ja: Agata proszę.

Agata: Mam pomysł. Jeśli upolujesz więcej zwierząt niż ja, to pogadam z tobą.

Ja: No dobrze.

Agata: To zaczynamy *biegnie w głąb dżungli*

Biegłem za nią i próbowałelm upolować Huti (chyba tak się pisze i mówi)...

Natalia

Biegłam jak tylko mogła i schowałam się w lesie. Mam dość jego, ja mam prawo się ruszać z domu. Troche nie pomyślałam bo coraz to zimniej się robiło...

Jay: Nati!? Nati prosze chodź.

Ja: Zostaw mnie!

Jay: Prosze obiecuje, że będziemy wychodzić na spacery.

Ja: Obiecujesz?

Jay: Tak

Ja: Dobrze.

Jay: *bierze mnie na ręce* Ale teraz do domu się ogżać.

Ja: Dobrze.

Lloyd

Patrzyłem na ubranka dla dziecka i aż miesza mi się w głowie. Chyba pojade do lekarza kolorystycznego.

Blood: Albo zobacz na tą. Śliczna jest taka różowa.

Ja: A nie lepiej zielone lub żółte?

Blood: To dodatki lub jakaś bluzeczka.

Ja: Ide po proszek.

Blood: Na?

Ja: Ból głowy bo mi się miesza.

Blood: Czyżby księżniczka daltonistka?

Ja: Może. Odróżniam kolor cielisty *lenny face*

Blood: Zboczuszek.

Ja: Dobra zaraz przyjdę.

Cole

Chyba mamy po równo zdobyczy, ale Agata łapie je szybciej i sprawniej. Kiedy zabiłem kolejnego to usłyszałem szelest w krzakach, a potem żucił się na mnie biały tygrys. Użyłem miecza i zabiłem go. Do mnie podeszła Opia i Agata.

Opia: Biały tygrys wspaniała zdobycz. Czyli wygrywasz...

Ja: *patrze na Agatę*

Agata: Nie! Nie zamierzam gadać z tobą *biegnie w głab dżungli*

Opia: Biegnij za nią.

Ja: Oczywiście.

Biegłem ile miałem sił i znalazłem się przy jakimś strumyku. Kątem oka zobaczyłem rane na mojej ręce. Przemyłem rane w zródełku, a ona nagle znikneła. Stąd nazwa wyspy. Ale nie o to teraz chodzi, pobiegłem dalej szukać Agaty, a ona zatrzymała się nagle i odwróciła w moją strone.

Agata: Wracaj do swojej dziewczyny.

Ja: Ona mnie odużyła. Proszę uwierz mi.

Z jej ręki wysuneło się ukryte ostrze i podchodziła powoli do mnie, przyłożyła go do mojej szyi.

Agata: Obyś nie kłamał *całuje mnie*

Oczywiście, że oddałem pocałunek, ale ona się odsuneła i przytuliła. Pogłaskałem jej włosy, czuje się źle, że przeze mnie straciliśmy dziecko.

Agata: Wiesz jest coś co powinieneś wiedzieć.

Ja: Co takiego?

Wzieła moją dłoń i położyła ją na swoim brzuchu i uśmiechneła się. Nie wiedziałem o co chodzi.

Agata: Maluch żyje.

Ja: Serio?

Agata: Tak.

Ja: Jestem szczęśliwy.

Przytuliłem ją i pocałowałem w czoło. Wiecie jakie to uczucie (zależy jakie :33) kiedy ukochana osoba wraca do was, a co dopiero wasze dziecko okazuje się żywe?

Hello, it's me :3
Jak się podoba rozdział? Mam nadzieje, że bardzo.
A jeśli dupny to....to nie czytać :33
Do kolejnego chomiczki ❤❤

Ninjago BrotherhoodWhere stories live. Discover now