1

7.1K 311 50
                                    

CZĘŚĆ 1

***

Czasami mam wrażenie, że bohaterowie moich opowiadań żyją własnym życiem, a ja tylko spisuję ich historię.

Sami piszą swoje scenariusze, a na końcu wszystko łączy się w logiczną całość. To jest niesamowite!

Co prawda zawsze mogę zburzyć ich porządek życia, ale tylko po to, by uświadomić im pewne prawdy lub wytknąć popełniane błędy.

El

***

Sama nie wiedziała, od czego zacząć. Stała tak na tym korytarzu już dość dobrą chwilę. Obok był wózek do sprzątania z mopem i koszem na śmieci. Sięgnęła pod fartuch do kieszeni spodni po kartkę z instrukcjami matki. „Piętro trzynaste, czternaste, piętnaste. Zamieść korytarz, umyć podłogę. Wyczyścić ubikację, pisuary i umywalki. Pozbierać śmieci. Posprzątać w biurach. Zetrzeć kurz z parapetów i półek (najlepiej tam, gdzie jest widoczny) ... " - czytała odręczne notatki.

Wsiadła do windy i wyjechała na wskazane piętro. Zaczęła od sprzątania łazienek, gdyż wydały jej się najsłabszym punktem z całej listy.

"Potem będzie już z górki" - pomyślała.

Po łazienkach zajęła się korytarzem, a następnie biurami. Po kolei pukała do poszczególnych pomieszczeń. Czasami ktoś jeszcze pracował, ale zapytany: czy nie będzie przeszkadzać, najczęściej nie zwracał na nią uwagi, pozwalając omiatać się miotłą i mopem.

Kiedy skończyła i zjechała windą na dół, by schować sprzęt do sprzątania, nie zastała nikogo. Była dwudziesta druga czterdzieści pięć, a większość sprzątaczek już dawno skończyła swoją pracę. Jej mama wracała do domu przed dziesiątą, a sprzątała tutaj codziennie. Ona sama zaś dopiero teraz skończyła.

„Oby to była kwestia wprawy" - pocieszała się w myślach.

Wrzuciła śmieci do zsypu, przebrała się i wyszła po schodach na parter. Na szczęście przystanek autobusowy był blisko, a sam autobus o pełnej godzinie.

W progu domu stała pani Emilia, trzymając na rękach Hiacynta.

- Strasznie długo cię nie było - powitała ją swoim uroczym, skrzekliwym głosem - matka się martwiła.

- Tak wyszło. Dziękuję, że została pani z mamą tak długo.

- Nie ma za co - odpowiedziała zadowolona z siebie samotna sąsiadka. - Zawsze chętnie pomogę. I tak nie mam nic innego do roboty.

- Mimo wszystko jestem pani bardzo wdzięczna. Mama musi jeszcze kilka tygodni leżeć i jak najmniej chodzić, by wszystko dobrze się zrosło. Nie dobrze by się stało, gdyby któraś z kości została ponownie naruszona.

- To i tak cud, że po takim upadku tylko na tym się skończyło. Idę do domu - a mówiąc to, podała jej kota i sięgnęła do wieszaka po swoją kurtkę. - Czy jutro też mam przyjść?

Przytaknęła.

- Dobrze. To do siedemnastej. Dobranoc.

- Dobranoc - odparła i zamknęła drzwi.

Odetchnęła i postawiła spasionego zwierzaka na podłodze, który od razy czmychnął na kanapę. Powoli zdjęła buty i płaszczyk. Po cichu weszła na piętro w nadziei, że matka śpi.

- Długo ci zeszło - usłyszała.

Zawróciła więc i weszła do sypialni mamy.

- Bo byłam tam po raz pierwszy. Z czasem będę taka zwinna jak ty i wrócę przed dziesiątą.

Lepiej (LLI 1.0)Where stories live. Discover now