Rozdział 31

3.7K 197 20
                                    



Aubrey's POV;


Po trzech dniach wyszłam ze szpitala. Lekarze wciąż upewniali się czy rzeczywiście nic mi nie dolega i czy jestem w stanie wrócić do akademika. Zostałam poinformowana o tym, że niektóre urazy nie muszą objawić się po dwóch, trzech dniach, a po tygodniach, miesiącach lub latach. Byłam tego świadoma dość dobrze i miałam nadzieję, że nic mi się nie stanie.


Przez cały ten czas, kiedy leżałam w szpitalu odwiedzał mnie Ryan, Dylan bądź inny nasi przyjaciele. Kwiaty, czekoladki i baloniki były moim stałym prezentem, ponieważ nic innego na oddział nie mogło być wniesione.


Minęły trzy dni od rozpoczęcia nowego roku. Zupełnie nowego początku w życiu prawie każdego z nas. Trzy dni by zaszły takie zmiany, iż sama nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Konkretnie chodziło mi o Dylana, bo, o kogo innego... i Ryana. Chłopacy z nadejściem czegoś nowego zdecydowali się „zacząć od nowa". Przestali ze sobą rywalizować. Po moich odwiedzinach wychodzili razem na piwo czy też planowali wspólne wakacje w Miami. Całkiem przyjemnie przyglądałam się ich nowej relacji bez gróźb i wyzwisk.

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.


Zdecydowanie wszystko zapowiadało się wręcz bajecznie, ale tylko do czasu.


Po południu Dylan przywiózł mnie do akademika. Czułam, że jestem w domu, kiedy położyłam się na swoje łóżko, a pierwszą najprzyjemniejszą rzeczą, jaką mogłam zrobić był prysznic. Zdążyłam się odświeżyć i odetchnąć. Wszyscy moi przyjaciele siedzieli na podłodze, lub rozłożyli się na łóżkach. Chłopacy grali w fife a dziewczyny rozmawiały o pożegnalnej imprezie dla Ryana, do której później dołączyłam się ja.


Nagle rozeszło się pukanie do drzwi. Zbliżała się dziesiąta wieczorem. Zdezorientowana wstałam i podeszłam do drzwi. Wstrzymałam oddech, kiedy przekręciłam klamkę i uchyliłam drzwi.


-Dobry Wieczór. –przede mną stało dwóch facetów. Jeden z nich był średniego wzrostu, dość gruby z ciemną rozczochraną czupryną na głowie. Drugi zaś był wysoki, dobrze zbudowany i przystojny. Jego włosy były doskonale ułożone, każdy dokładnie dopracowany na jego głowie. –Pani Aubrey Miller?


-Ttak – wydusiłam z siebie zdziwiona. Czułam się dość niezręcznie stojąc w drzwiach a dwóch starszych mężczyzn górowało nade mną. Nagle poczułam ciepłą dużą dłoń na mojej tali –Dylan. Stanął obok mnie i przysunął do siebie następnie zwrócił swoją uwagę na dwóch facetów stojących za futryną.


-O, co chodzi? –Odezwał się spokojnym głosem.


-Jesteśmy z policji. –Oznajmił nam wysoki mężczyzna, po czym oboje wyjęli z kieszeni swoje odznaki. W ogóle na nich nie wyglądali. Byli ubrani w normalne ciuchy i cóż... Po tym jak je schowali spojrzałam na nich jeszcze raz i zaczęłam kojarzyć tych dwóch gliniarzy z różnymi filmami. Głównie komediami, które miałam przyjemność obejrzeć z Codym. Niższy glina grał tego mądrego i pewnego siebie, choć w praktyce nie wykazywał się zbyt dobrze. Natomiast ten wyższy i przystojniejszy to ten głupszy z parą w łapie. Za dużo komedii...


-Czy coś się stało? –Zapytałam niepewnie.


-Przyszliśmy w sprawie pobicia pani. –Oznajmił a wszystkie moje mięśnie się spięły. –Wiemy, że doznała pani poważnego urazu a podejrzany zwiał z miejsca popełnienia przestępstwa.


-Tak, ale to chyba wyjaśnione? –Teraz odezwał się Dylan. –Odciski palców tego chłopaka macie, więc jaki problem jest w odnalezieniu i zamknięciu go?


-Pan to pewnie jej chłopak. –Zaśmiał się ten niższy policjant. –Dylan o ile się nie mylę.


Ta cała sprawa robiła się coraz dziwniejsza. Po zaproszeniu dwóch mężczyzn do naszego pokoju zapanowała grobowa cisza. Wszyscy skupili się na tym, co mieli nam do powiedzenia policjanci. Okazało się, że chłopakiem, który wyrządził mi krzywdę był Dean. Na początku nie mogłam uwierzyć w to, że ten chłopak tak podle mnie potraktował i rzeczywiście chciał mnie skrzywdzić od samego początku. Czułam do siebie obrzydzenie. Jak mogłam spotykać się z kimś takim jak on? Jak mogłam pozwolić sobie zbliżyć się komuś takiemu?


Oficjalnie nikt nie mógł mu nic zarzuć, ponieważ ten idiotka uciekł z kraju. Wrócił do Londynu a w świetle prawa tam był niewinny. Gliniarze zapewnili mnie, że zrobią wszystko by on i cała ich ta cholerna sekta zginęła z powierzchni ziemi. Zapłacą za to.


Przez następne dni wciąż dostarczano mi nowych wiadomości o Deanie. Składałam zeznania i pomagałam w zamknięciu tego dupka. Po wszystkim nie chcę nawet o nim pamiętać.


W końcu nadszedł piątek –impreza pożegnalna dla Ryana. Zgubiłam gdzieś poczucie czasu.


-Proszę zostań z nami! –Błagałam chłopaka, który był w trakcie pakowania swoich walizek. –Możesz zamieszkać ze mną, albo Dylanem.


-Nie wyobrażam sobie tego. –Zaśmiał się a ja wywróciłam oczami.


-Czyli teraz rolę się odwróciły i to ty zostawiasz mnie. –Powiedziałam siadając na podłodze obok niego. Położyłam głowę na ramieniu chłopaka i złapałam go za dłoń. Chciałam zatrzymać go przy sobie jak najdłużej.


-Chyba znów jestem zazdrosny! –Mój wzrok powędrował na stojącego w drzwiach Dylana ze skrzyżowanymi rękoma na piersi. Wydawał się być śmiertelnie poważny, choć widziałam przenikający delikatny uśmiech na jego twarzy.


Razem z Dylanem pomogłam Ryanowi w pakowaniu się. Międzyczasie rozmawialiśmy o Bacon Hills, Miami i o tym jak bardzo chcemy zamieszkać wszyscy razem. Mając przy sobie Dylana, Ryana i Codiego czułam jak szczęście wypełnia każdą część mojego ciała.


***


Przepraszam, że rozdział taki krótki, ale niestety trochę sprawy się pokomplikowały i nie miałam czasu na dłuższy: ( Okropnie się ostatnio czuje i dosłownie brak mi wszystkiego, pomysłu, dosłownie. Przepraszam: ( Rozdział jest do dupy jak go czytam to mnie strzela, ale nie mam sił wymyślić czegoś lepszego.


Proszę komentujcie to motywuję i naprawdę czytając wasze komentarze robi mi się cieplej na serduszku a każde wyświetlenie lub votes sprawia, że się uśmiecham jeszcze szerzej.


Kocham was i dziękuje < 3

Something New  » Dylan O'Brien (ukończone)Where stories live. Discover now