Rozdział 23

4.3K 220 15
                                    


Aubrey's POV;


Wizyta u mojego taty trwała równe cztery dni. Siedziałam właśnie w samolocie śmiejąc się z bezsensownych żartów Tylera. Największym moim błędem było dostać miejsce obok niego. Nigdy więcej. Gdy chłopak postanowił się zdrzemnąć ja odwróciłam się w stronę Codiego. Siedział za mną wraz z Louisem. Trzymali się za ręce i głupio chichotali, co było urocze, ale równie obleśne.


-Nie mogę doczekać się, żeby zobaczyć twoją mamę, Liama i Ryana. –Cody kiwnął głową i uśmiechnął się w moją stronę. Pochylił się lekko do przodu by móc ze mną trochę porozmawiać, ale również lepiej słyszeć.


-Ryan cholernie za tobą tęskni, Liam, a moja matka już w ogóle. –Powiedział, a ja nie powstrzymałam się od rozciągającego się uśmiechu na mojej buzi.


-Czy to nie będzie niezręczne? No wiesz, ty i Liam i Louis... -zapytałam ściszając swój głos tak by zmęczony Louis niczego nie słyszał. Dobrze wiedział, że między Codym a Liamem było coś, kiedyś. Nie chciałam wiedzieć jak chłopcy będą się przy sobie dziwnie czuć. A może nie? W końcu to chłopaki.


O siedemnastej wylądowaliśmy w Beacon Hills. Szczęście biło ode mnie z każdej strony. Na lotnisku nikt na nas nie czekał. To była tak jakby niespodzianka, że spotykamy się tu znów wszyscy. Wiedziała tylko mama Codiego, która pewnie już nas wyczekiwała w swoim domu. Każdy zabrał się taksówką w swoją stronę. Umówiliśmy się, że spotkamy się wszyscy później.


Byłam już u Codiego. Tak jak myślałam jego mama czyhała na nas w oknach. Gdy przekroczyłam próg domu od razu rzuciła się na mnie. Przez pięć minut byłam ściskana i całowana. Mama przygotowała dużo jedzenia. Gdybym miała tyle miejsca w żołądku wsunęłabym zapewne wszystko. Kobieta świetnie gotowała. Nie było grzechem to, że kochałam bardziej jej kuchnie niż mojego taty, czy Camilli.


-Jak zaraz nie wyjdziemy taksówka sobie odjedzie! –Krzyknęłam na poprawiającego się w lustrze Codiego. Byliśmy spóźnieni już 10 minut. Wszyscy nasi znajomi zebrali się już w galerii. –Dla kogo się tak stroisz?!


-Dla mojego chłopaka. –Powiedział wytykając mi język. Przewróciłam oczami, po czym wyszłam z domu a mama Codiego zamknęła drzwi za nami. Nie byłam pewna czy wrócimy dzisiaj do domu. W Beacon Hills byłam w stanie iść z tymi głupkami dosłownie wszędzie.


-Może dla byłego chłopaka. –Mruknęłam pod nosem. Oboje byliśmy już w drodze do galerii. Cody nawet nie skomentował tego, co powiedziałam po prostu mnie zignorował. Nie chciałam żeby to była prawda. Nie wyobrażam sobie zranionego Louisa. Chłopak jest delikatny i uczuciowy i jestem pewna, że przeżywałby to strasznie.


Spóźniliśmy się dwadzieścia minut. Nie musiałam się nawet z tego tłumaczyć. Wszyscy wiedzieli, że Cody ma długi ogon.


Najpierw chodziliśmy po sklepach z ciuchami i butami. Nikt nic nie kupił, przez co większość była wkurzona, że straciliśmy tyle czasu na szukaniu niczego. Później weszliśmy na salę. Chłopacy poinformowali nas o niedużej imprezie, jaką planuję urządzić O'Brien. Kupiliśmy dużo niezdrowego jedzenia i alkoholu.

Something New  » Dylan O'Brien (ukończone)Where stories live. Discover now