Krzyk

1.2K 103 4
                                    

Przepraszam, ale dopiero teraz zaważyłam, że nie opublikowałam końcówki rozdziału. Zapraszam do czytania

*****

Za sobą słyszę krzyk. Obrzydliwy krzyk bólu, krzyk rozpaczy. Należy on do mnie. Czuję przeraźliwy ból w lewej dłoni. " Biegnij Królowo, biegnij!" W uszach słyszę krzyk mojego żołnierza. Słucham się go, choć za sobą słyszę słowa krążące mi stanąć. Nie słucham się ich. Już, już tylko parę metrów i będę na miejscu. W schronie którego nic nie ruszy, gdzie będę bezpieczna. Już tylko pięć kroków, tylko trochę. Moje ramię płonie, krzyczy. Ale ja biegnę, nie podaję się. Już cztery kroki. Słyszę odgłos wydawanych rozkazów. Każą mnie zabić, zamordować. Trzy małe kroki. Już wyciągam rękę, obok niej prześlizguje się kulą, kula którą miała mnie zabić. Dwa kroki. Moja dłoń dotyka klamki, otwieram drzwi. Wiem, że nikogo tam nie zostanę, otwierają się tylko na dotyk mojej dłoni. Jeden krok. Już wiem, że jestem bezpieczna. Jestem już w środku, z hukiem zamykam drzwi. Drżącymi dłoni zamykam, a następnie wyjmuję dziesiątki klucz chowam je do torebki wiszącej na gwoździu obok drzwi. Za nimi słyszę huki pistoletów. Zatrzaskuję kolejne drzwi, tym razem metalowe, zamykam je na kolejną kombinację liczb. Domek z zewnątrz wygląda niepozorne. Jednak w środku to istna twierdza. Otaczają mnie szare, mocne ściany. Jednak nie rozglądam się uważniej, swoje kroki kieruję w stronę podziemnego schronu. Odsuwam komodę stojącą w rogu, za nią znajduje się ukryta klawiatura cyfrowa. Palcami wystukuję miejsca wyjęcia kawałka blaszki. Po chwili mi się to udaje. Wyszukuje tym razem sześciu cyfrowe hasło. Ziemia pod moimi stopami zatrzęsła się, nie zwróciłam na to uwagi. Ustawiłam wszystko na miejsce i ruszyłam w stronę otworu na środku chatki. Powoli zaczynam opadać z sił, z lekkim niepokojem spoglądam w dół. Jednak schodzę tam pospieszana zarówno odgłosami pistoletów, jak i moim pulsującym ramieniem. Schodzę. Zaraz za mną z cichym kliknięciem zamyka się przejście. Już wiem, że przynajmniej dobę spędzę sama. Tylko ja i moje myśli. Ostatkami sił schodzę, Przede mną jeszcze jedna blokada, tym razem mojej siatkówki oka. Gdy tylko mijam ostatnie drzwi. Upadam na kolana.

-Kasia wstań!- zaczynam do siebie mówić, bo wiem, że inaczej nie dam sobie rady.- No dalej, już dobrze stoisz. Teraz rusz się idź po apteczkę. Wiesz gdzie ona jest. Musisz swoją ranę oczyścić, no dalej. Tylko na nią nie spoglądaj. Już tylko chwilę i będziesz mogła się położyć. No dalej otwórz tą szafkę, weź tą głupią apteczkę i idź usiąść.- moje słowa powoli zamieniają się w myśli. Zmuszona się do jeszcze jednego kroku, jeszcze jednej czynności dłonią. Walczę z napływającymi łzami i poczuciem winy. Walczę, a jednak czuję, że przegrywamy. Moja dłoń coraz bardziej boli, oczy się zakazują, a nogi błagają o chwilę ulgi. Odpadami na krzesło. Najpierw wyjmuję wszystko z apteczki i rozkładam na stole. Dopiero teraz odważam się spojrzeć na moją dłoń.- No dalej Kasia dasz radę- mówię i kieruję wzrok na ranę.- O Jezu. Cholera.- mamroczę dotykając delikatnie mojego środkowego palca. A przynajmniej tego co z niego zostało. Mojego palca w połowie... brakuje. - W sumie nie jest tak źle, ta durna kula mogła mi umknąć, a tak przynajmniej nie muszę jej wyjmować. - mamroczę ironicznie - Dobrze też, że cały odpadł, a nie np. trzyma się na jakimś mięśniu. - mamroczę dalej jednocześnie przeciągając do siebie potrzebne artykuły. -A teraz patrzymy mój kawałek palca- muszę przyznać, że nie jestem dobrą pielęgniarką. Wiem tylko, że ranę powinnam oczyścić (chyba) mam nadzieję, że bardziej sobie pomogę niż zaszkodzę. Zaciska zęby z bólu kiedy polewam połowę mojego palca. Następne delikatnie bandażuję moją zranioną dłoń. Cały czas mamroczę sobie polecenia. Wiem, że jak tego nie będę robiła zwariuję. Moją dłoń jak i resztę ramienia pokrywa biały, nieudolnie założony bandaż. Powoli wstaję i kieruję się w stronę łóżka. Już wiem, że moje myśli za chwile dojdą do głosu. Powoli kieruję się w stronę mojego przekleństwa. W drodze łykam leki przeciw bólowych. Z ociężeniem opadam na łóżko.

I wtedy do głosu dochodzi moje sumienie, moje przekleństwo. To moja wina. Nie to nie ja, to nie ja ich zabiłam. To zabójcy, moi wrogowie. To przeze mnie, to ja jestem Królową, to mnie chcieli zabić, a nie ich.

- To tylko i wyłącznie moja wina. To ja miałam zginąć!- Krzyczę w momencie gdy z sufitu sypie się pyłek.

KrólowaWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu