Biegnę

1.2K 103 7
                                    

Hey :) Postanowiłam dodać jeszcze jeden rozdziała, ponieważ chcę wam się czymś pochwalić. Może nie jest to rzecz dla was zbyt ważna, ale dla mnie niezwykle budująca. Ale przejdźmy do setna sprawy- Zajęłam pierwsze miejsce w szkolnym konkursie literackim. Hip hip hura. Nawet w najśmielszym śnie nie sądziłam, że tak się stanie. I choć to dziwne, ale odbierając nagrodę wpadłam na pomysł dzisiejszego rozdziału, a więc zapraszam.

*****

Moja polana ginie, znika.

-Królowo! Królowo proszę obudź się!- słyszę krzyk i poczułam roztrzęsione ręce na moim ramieniu. Ostatni raz patrzę w dziwnie spokojne oczy bogini i wracam do mojego świata. Nade mną stoi roztrzęsiona Lili, moja pokojówka. Patrzy na mnie przestraszonymi wielkimi oczami, wstaję i pytam co się dzieję, a jej słowa sprawiają, że blednę natychmiast- Wasza wysokość jest napad na pałac, grupa około 100 mężczyzn chce się przedostać do pałacu. Jednak narazie ochrona i żołnierze skutecznie odpierają napadających, jednak została podjęta decyzja o jak najszybszym ewakuowaniu waszej wysokości do schronu.- patrzę na nią jak na ducha, lecz po chwili odzyskuję przytomność. Jest czwarta nad ranem. Chwytam leżący na krześle ulubiony, czarny szlafrok i podbiegam do szafy. Otwieram ją i drżącymi rękami podaje Lili pudełka leżące na jej dnie. Zdziwiona wykonuje moje rozkazy. Palcami wymacuję małe nacięcie w kształcie kwadrata na dnie szafy. Dwa razy stukam w jego lewy, górny róg, raz w prawy górny, następnie pięć razy w środek i z powrotem raz w lewy górny. Kawałek drewna odskakuje, drżącymi rękami wyjmuję go, pod nim znajduje się mała klawiatura cyfrowa. Wdech i wydech, czekam, aż moje dłonie się uspokoją, nie mogę sobie pozwolić na najmniejszy błąd. Po pięciu długich sekundach wpisuję dwunastu cyfrową kombinację cyfr. Rozlega się małe kliknięcie, oznacza to, że się nie pomyliłam. Aktualnie wszystkie bezcenne dokumenty oraz przedmioty w tym moja korona zostały wymienione na podróbki. Odetchnęłam z ulgą. Udało się. Teraz tylko muszę uciec. Zaśmiałam się w duchu. Moja zryta psychika dawała o sobie znać. Wstałam i otrzepałam kolana. Spojrzałam wyczekująco na Lili, ta szybko się odwróciła i wyszła z pokoju, po chwili wróciła informując, że droga wolna wyszłam, przed moimi drzwiami stało sześciu po zęby uzbrojonych żołnierzy. Otoczyli mnie, dwóch z przodu, dwóch po bokach i dwóch z tyłu. Lili gdzieś pobiegła, prawdopodobnie do schronu dla pracowników. Ruszamy. Naglę za moimi plecami rozlega się huk. Obejrzałam się za siebie, zauważyłam jak ktoś pada. Żyje, zauważam jak jego pierś się unosi, krew leci z prawej nogi. Dwóch mężczyzn idących obok mnie podbiegają do mężczyzny, ustawiają się przednim, czekają na napastnika. Karzą mi biegnąć, słucham się. Gdy znikam za rogiem słyszę serię strzałów i ostatni krzyk zabitego. Nie zatrzymuję się, jeszcze dwa zakręty i już będę w schronie . Moje nogi plątają się o długie końce mojego czarnego szlafroku. Zza rogu wybiega Tobias w jego oczach utkwionych na chwilę w moich widzę strach. Lecz to nie jest strach o siebie, ale strach o mnie. Znika za rogiem, a ja biegnę dalej. Korytarze pustynnieją, walka rozgrywa się gdzieś dalej. Gdzie jest Julia?- to pytanie kołacze w mojej głowie. Lecz biegnę dalej, a moje nogi czują chłodny dotyk materiału. Coraz wyraźniej widzę miejsce ukrytych drzwi, dzieli mnie od nich tylko trzy kroki, żołnierz przede mną już je odtworzył, gdy zza rogu wybiega wróg, unosi mały pistolet i celuje we mnie. Słysze huk, ktoś mnie popycha, prawie się przewracam, ale ktoś wciąga mnie do środka. Na plecach czuję ciepłą ciecz. Odwracam się i widzę pełne spokoju oczy. Dziękuję mu, drzwi się zamykają, a ja słyszę kolejny huk wystrzału. Po moim policzku spływa samotna łza, nawet nie znałam jego imienia. Czuję pociągnięcie i patrzę na ostatniego żołnierza. Jego oczy są smutne, choć twarz nie wyraża nic. Biegniemy dalej, długim, ciemnym korytarzem. Nikt się nie odzywa, biegniemy pięć minut, zauważam dziesięć osób. Celują na nas lecz gdy na nasze twarze pada światło opuszczają broń. Bez słowa otwierają przed mną drzwi widy. Julia mi kiedyś mówiła, jest to urządzenie niesamowicie szybkie, w ciągu kilku minut przeniesie mnie w pobliże kryjówki, a żeby było zabawniej ma kilka tras i nigdy nie wiadomo gdzie pojedzie. Wsiadam do metalowego pudła, a za mną reszta żołnierzy. Jest to pomieszczenie dla 20 osób.

Czy jestem warta życia kogoś, kto miał rodzinę, przyjaciół i plany na przyszłość? Co z tym mężczyzną z postrzelona nogą? Co z pozostałą czwórką żołnierzy? Co z resztą osób? Stop! Kasia nie myśl o tm! Nakazuję sobie wzbijając paznokcie w dłoń. Już jesteśmy na miejscu, patrzę gdzie wylądowaliśmy, jesteśmy gdzieś w lesie.

- Miejsce schronu jest na wprost, trzeba przebiec jakiś kilometr. - mówi żołnierz który był ze mną od początku. Z lękiem patrzę na ciemny las.Mężczyzna spogląda na mnie.- Wasza wysokość proszę niech królowa biegnie ile sił w nogach nie patrząc co się dzieje dokoła. Proszę się nie zatrzymywać nawet na moment. Nieważne co się dzieje, jak dotrze wasza wysokość na miejsce proszę nikomu nie otwierać właściwa osoba wszej wysokości znana przybędzie na miejsce i wtedy będzie można opuścić miejsce.- Wiedziałam kto to będzie, więc tylko kiwam głową. Teraz wypowiada zdanie do reszty ludzi.- Przede wszystkim chronimy królową. Ruszamy.- mówi i w ustalonym wcześniej szyku wybiegamy z kryjówki. Moja ręka wędruje do medalionu, a usta wypowiadają cichą modlitwę. Słyszę pierwszy strzała. Dwie osoby się zatrzymują i oddają strzały. Po kilku metrach sytuacja się powtarza. Moje gołe stopy kaleczą się o ostre brzegi kamieni. Słysze cichy jęk osoby za mną i drugi raz tego dnia czuję na plecach lepką ciecz. Z mojego gardła wydobywa się pojedynczy szloch. Biegnę dalej mimo, że kolejna osoba zginęła, kolejna oddała życie za mnie. Nie oglądam się za siebie, nie chcę. Biegnę choć moje płuca płoną, moje nogi wołają rozpaczliwie o ratunek, a serce o chwilę spokoju. Mój umysł krzyczy gdy kolejna osoba pada na ziemie przede mną tym razem nikt nie zostaję oddają tylko jeden strzał zabijając napastnika. Biegnę, jeszcze 500 metrów. Już wiem, że kolejna osoba zginie kiedy widzę kolejna osobę nieudolnie ukrytą w krzakach. Dwie kule się mijają, niemal jednocześnie zabijając i napastnika i ofiarę. Mam już tylko czterech ochroniarzy. Biegnę nadal, przed nami wyskakuje piątka mężczyzn. Czuję ucisk na tali, to jeden z żołnierzy zasłania mnie własnym ciałem. Kule latają, zdecydowanie za często trafiają w cel. Wszyscy napastnicy giną. Ja tracę trzech ludzi. Mężczyzna który mnie osłaniał ciągnie mnie za rękę karze biec, biec strasznie szybko mówi, że już niedaleko. Staram mu się zaufać. Ruszam sprintem, nie patrząc na bolące stopy oraz rozerwane serce. Biegnę, a za mną mój żołnierz, już widzę niepozornie wyglądającą chatkę. Ju mam nadzieje, że przeżyjemy. Że będziemy żyć gdy rozlega się huk. Tym razem się oglądam, widzę mojego żołnierza upadającego na ziemię. Jego oczy karzą mi biec. Biegnę lecz ciągle patrzę w tył. Widzę mężczyzn którzy biegną. Jednak i ja biegnę. Boję się, lecz biegnę. Biegnę ile sił w nogach, a za plecami słyszę huk pistoletów.

KrólowaWhere stories live. Discover now