Czy już kocham?

1.5K 108 9
                                    

Uświadamiam sobie , że mówiłam na głos, zamieram i powoli się odwracam. Za mną stoi Tobias. Jego oczy są opuchnięte, ale nie z mojego powodu, płakał już od dłuższego czasu. W jego oczach nie ma już charakterystycznego blasku. Podszedł i usiadł obok mnie.
- Tobias co się stało? - zapytałam szczerze zmartwiona.
- Właśnie się dowiedziałem, że moja mama zmarła. Od lat chorowała na raka. Jej rak był w zaawansowanym stadium, już wtedy kiedy go wykryto. To cud, że tyle przeżyła, ale mogła jeszcze trochę być ze mną. Teraz jestem sam na świecie!- ostatnie zdanie wykrzyczał, choć resztę mówił cichym i spokojnym głosem.Nigdy nie okazał przy mnie tak wielkich uczuć, mimowolnie przytuliłam go do siebie. Na chwilę zamarł zdziwiony, jednak po chwili odwzajemnił uścisk, potrzebował pocieszenia. Jego uścisk był mocny, do mojej skóry przywierała jego wysportowana sylwetka. Wokół niego unosił się zapach pomarańczy oraz typowo męskiej wody toaletowej. Kiedyś zastanawiałam się skąd się bierze. Na moim ramieniu czułam opadające łzy, nie mogłam patrzeć na to jak wypłakuje swoje piękne czekoladowe oczy, miały odcień wedlowskiej mlecznej czekolady. Kolor z jednej strony tak pospolity, a jednak piękne, niezwykłe. Mimo, że ten uścisk trwał krótko poczułam tysiące emocji od radości, aż po wielką złość na chorobę jego matki, tak bardzo nieuzasadnioną złość. Tak bardzo chciałabym ochronić go przed tym co złe. Wiem jednak, że to nie jest możliwe.

-Jaka była twoja mama?- słowa wypłynęły nim zdążyłam się ugryźć w język.

-Była cudowna, do końca się śmiała i żartowała. Po tym jak zginą mój ojciec zatroszczyła się o naszą dwójkę. Była takim moim bohaterem. Mój ojciec zginą w wypadku samochodowym gdy miałem 2 latka. Nie pamiętam go,moja mama zastąpiła mi go perfekcyjnie. Była moją przyjaciółką, potrafiła mi doradzić we wszystkim, była bardzo mądra. Dzięki niej jestem tym kim jestem to ona wspierała mnie gdy wyjechałem za granice, do szkoły. Wiesz to ona sprawiła, że pokochałem sport, w szczególności ochroniarstwo. Wiesz sama pracowała w ochronie, pełniła służbę przy najważniejszych ludziach w kraju i poza nim, była jedyną kobietą w firmie, jednak jedną z najlepszych. To ona nauczyła mnie podstaw. Zawdzięczam jej wszystko. Była najlepszą mamą na świecie. Kochałam ją z całego serca.

- Przykro mi, że odeszła. Moje najszczersze kondolencje, żałuję, że nie miałam okazji ją poznać, z twoich słów wywnioskowałam, że była wspaniałą kobietą. Z mojej strony dodam, że wychowała wspaniałego człowieka.- wymamrotał cicho podziękowania i spojrzał gdzieś w dal, zapewne wracały wspomnienia. Postanowiłam mu nie przeszkadzać, pierwszy raz ktoś tak bardzo się przede mną odtworzył. W jego głosie słychać było miłość i cierpienie. Było mi go żal stracił matkę, ojca praktycznie nie miał, a chyba nawet narzeczonej, być może miał dziewczynę, na tą myśl coś aż się we mnie zagotowało. Na samą myśl, o być może nie istniejącej nawet dziewczynie, ogarnęła mnie ślepa nienawiść. Co ja robię!? Właśnie zwierzył mi się, a ja myślę o jakiejś dziewczynie. Bzdura. Spojrzałam na jego twarz, mimo, że wyrażała cierpienie była wciąż piękna. Wysoki brunet o trochę owalnej twarzy, włosy ma krótko obcięte. Ma lekko wystające kości policzkowe, a do tego zapadnięte policzki.średniej wielkości usta i lekki zarost. Oczy ma głęboko osadzone, a gdy nimi spojrzy nogi i serce odmawiają posłuszeństwa. Ideał, tak po prost ideał. Poruszam delikatnie rękę, jednak coś ją blokuje. Z trudem odrywam wzrok od jego twarzy i kieruję na... nasze złączone dłonie. Kiedy my je złączyliśmy? Nie potrafię ich rozłączyć.Z zamyślenia wyrywa mnie jego głos.

-A ty co tu robisz?- zapytał z nutą zaciekawienia w głosie.

- Moja przyjaciółka została zabita i to przeze mnie - widząc jego minę nie pozwoliłam mu dojść do głosu- i nie mów mi, że nie. To przeze mnie, moją winą jest także śmierć Wiki. Obie opuściły mnie wyłącznie z mojej winy i nie mów, że jest inaczej, bo nie jest. Obie były tak szczęśliwe na ty świecie, nie powinny odchodzić. Chciały żyć, Wiki mogła mieć szczęśliwe życie u boku Maxa, ale ta dwójka idiotów bała się wyznać swoich uczuć- gdzieś z tyłu mojej głowy rozległo się ciche prychnięcie, zignorowałam je. Zorientowałam się, że stoimy na środku kaplicy, zdecydowanie za blisko siebie, celowałam w niego palcem- To ja je zabiłam! - krzyczę, i upadam na kolana on klęka obok mnie i zamyka mnie w żelaznym uścisku. Cicho szlocham.- Przepraszam, nie powinnam, to ja powinnam pocieszać ciebie.

-Ależ nie, wiesz co mnie nauczyła jeszcze moja mama? Aby nigdy nie pozwolić płakać kobiecie, a w szczególności przy mnie i przeze mnie. Mówiła też, że Bóg zawsze ma jakiś cel w tym co robi, nie należy też płakać po zmarłych, są przecież w lepszym miejscu. No już uśmiechnij się.- mówił łagodnie cały czas trzymając mnie w objęciach. Jednak to nie pomagało. Cały czas miałam ochotę płakać.Nie! Nie mogę muszę być silna, miałam byś przecież bez uczuć, miałam być silna. Dobra Kasia wdech i wydech. Już dobrze.Myślę i wstaję szybko strzepując kolana.

- Dziękuję za wsparcie, i jeszcze raz przyjmij moje kondolencje.- mówię patrząc się w jego zdumioną twarz, w jednej chwili jego wyraz twarzy się zmienia. Przypomina sobie kim jestem, kłania się przede mną jednak ja gdy tylko się prostuje robię coś zadziwiającego zarówno dla niego jak i dla mnie. Staje na palcach i całuje go w policzek. Odskakuje od niego jak najszybciej.

-Do widzenia królowo- mówi a ja mu grzecznie odpowiadam, odchodzę. Zatrzymuje mnie jednak jego pytanie- Królowo czy to mnie pokochałaś?- w jego oczach widzę cień nadziei, moje serce wariuje, razem z brzuchem tańczą wesoło, choć rozum przeciwstawia się z całych sił, lecz po chwili i ono ustępuje. Waham się tylko chwilę ale wiem, że on to zauważył.

- Nie Tobiasie nie mówiłam o tobie, nie powinieneś o tym wspominać.- mówię z wielkim smutkiem, nie ukazałam tego jednak ani w głosie, ani w wyrazie twarzy. Odchodzę ze smutkiem, stchórzyłam, czemu mu nie powiedziałam. Za sobą słyszę ciche Wesołych Świąt. Idę korytarzem a wokół mnie krzątają się ludzie dekorując wszystkie zakamarki pałacu. Kieruję się ku wyjściu, po drodze chwytam czerwony płaszcz i wychodzę. Chcę to przemyśleć. Nie zamierzam odchodzić daleko, chcę pospacerować po małym zaśnieżonym ogródku. Nie rozumiem czym kieruje się osoba która morduje moich przyjaciół, robi to z własnej inicjatywy czy są to zabójstwa zlecone. Moje myśli krążą na początku wokół Alicji i Wiki, później jednak schodzą na Tobiasa . Czy ja naprawdę go kocham? Nie! Śmieje się gorzko, nie mogę go pokochać, ja go wcale nie kocham. Ale na zaprzeczenie tych słów w mojej głowie pojawił się obraz jego twarzy. Zaczynam biegnąć chcąc uciec od moich myśli.

W mojej głowie pojawiają się dwa słowa wypowiedziane dobrze znanym mi głosem.

Ty idiotko.




KrólowaDonde viven las historias. Descúbrelo ahora