Szpital

1.5K 112 7
                                    

Pov. Tobias
-Uff nareszcie będziemy mieli trochę spokoju- mówię do Julii. Akurat wracamy z gabinetu królowej, martwię się o nią. Jest to dzielna dziewczyna, jednak już na wykończeniu psychicznym. Dużym szokiem było dla niej zostanie królową, ale niestety później miała jeszcze gorzej. Najpierw prawie nie utonęła, niedługo potem dowiedziała się o zabójstwie swojej przyjaciółki i trochę w czasie wizyty w domu zbzikowała. Po niespełna 4 miesiącach zginęła Alicja. Kolejny miesiąc był wielkim oczekiwaniem na list od detektywa który,a propos niedawno spłonął. Zwykłemu człowiekowi psychika już by dawno siadła.
Do moich uszu doszedł przeraźliwy krzyk pełen bólu. Spojrzałem na Julię i biegiem ruszyliśmy do pokoju królowej. Drzwi były zamknięte, nie mieliśmy czasu czekać na pokojówkę z zapasowymi kluczami. Wziąłem zamach i wyważyłem je. Z rozmachem wpadłem do pokoju. Jednak nigdzie jej nie było. Julia ruszyła w stronę garderoby, a ja do łazienki. Jednak to co zobaczyłem sprawiło, że się cofnąłem.
Na ziemi, cała we krwi leżała moja królowa. Wokół niej porozrzucane było szkło. Jej wątłe ciało przykrywał czarny szlafrok. Moją uwagę przykuło coś jeszcze, na jej piersi spoczywał medalion, który zwykle jest prawie przezroczysty, teraz jest cały czerwony. W jego środek wbił się wyjątkowo duży odłamek szkła.
-Julia znalazłem ją. Choć tu szybko.- to krzycząc wiozłem ją na ręce. Była lekka jak piórko. Położyłem ją na łóżko, wyglądała strasznie. Jej piękna, dotąd niczym nieskalana twarz, teraz cała we krwi, w małych rankach. Usłyszałem cichy pisk, to Julia właśnie weszła do pokoju. Jednak nie podeszła do mnie, ale od razu wyciągnęła komórkę.
- Halo. Tu Julia, proszę jak najszybciej przysłać lekarza oraz kilka pielęgniarek do pokoju królowej. Tylko migiem.- usłyszałem jej szybki i zmartwiony głos. Odwróciłem się i spojrzeliśmy sobie w oczy. Myślę, że oboje czuliśmy to samo, strach o zdrowie fizyczne oraz lęk o stan psychiczny naszej władczyni. Po niespełna 3 minutach przybył lekarz. Po jego minie zorientowałem się, że ta noc nie będzie łatwa zarówno dla nas jak i królowej. Dwie pielęgniarki wciągnęły przez drzwi szpitalne łóżko na kółkach. Razem z lekarzem przenieśliśmy ją delikatnie. Następnie biegiem przetransportowaliśmy władczynię do najbliższego szpitala. Nie wiem jakim cudem, ale ulice były całkowicie puste. Julia musiała to jakoś załatwić, a ja nawet nie wiem kiedy by zdążyła zatelefonować. Razem z nią i jeszcze dwoma pielęgniarkami podążałem prawie depcząc po hm... kołach karetce. Po prawie 10 minutach staliśmy już pod salą operacyjną. Lekarz zarządził natychmiastową operację w obawie przed tym, że jakiś większy odłamek mógł uszkodzić tętnicę.
To wszystko rozegrało się w niecałe 15 minut, a ja czuję jakbym się zestarzał z 15 lat. Obecnie siedzę z Julią już pół godziny na tym cholernym korytarzu. Ze względów bezpieczeństwa i poszanowania prywatności nie powiadomiliśmy nikogo wiedząc, że ktoś chce zaszkodzić królowej, nawet jej rodzicom. Cały czas ktoś przewija się tym durnym korytarzem, a my cały czas czekamy. Moją uwagę  zwraca cichy szloch. Zaciekawiony podnoszę wzrok, przez drzwi przejeżdża łóżko szpitalne prowadzone przez dwie pielęgniarki, za nim idzie para. Kobieta i mężczyzna. Ona płacze, a on prawie ją niesie. Zauważam góra pięcioletnie dziecko w tym łóżku. Wprowadzają je do drugiej sali operacyjnej, gdy tylko drzwi się zamykają matka wybucha jeszcze głośniejszym płaczem. Teraz siedzimy słuchając powoli cichnącego szlochu. Jest mi jej żal, lecz po 10 minutach się uspokaja. W ciszy, widząc jak kompletnie załamana szuka w torebce chusteczek w ciszy podaje jej swoje.
- Dziękuję bardzo - mówi cicho mocno smarkając nos.
- Nie ma o czym mówić.- mówię mając nadzieję, że rozmowa się urwie.
- Wie Pan, mój syn ma chore serduszko, lekarze dają mu tylko 5% szans. Z mężem długo nie mogliśmy się doczekać dziecka, byliśmy tak bardzo szczęśliwi gdy się urodził, niestety nasze szczęście nie trwało długo. Pół roku temu dowiedzieliśmy się o jego chorobie. Załamałam się wtedy. Ten czas był wypełniony lekarzami i oczekiwaniem na operację.
- Tak mi przykro, wierzę, że już za rok Pani syn będzie biegał za piłką wraz z kolegami.- odezwała się grzecznie Julia.
- Też mam taką nadzieję.- odpowiedział tym razem mężczyzna.- A jeśli mogę spytać to Państwo jakie nieszczęście tutaj sprowadza?- zapytaj grzecznie nie wiedząc nawet jaki kłopot nam sprawia.
- Nasza przyjaciółka miała wypadek.- skłamałem bez zająknięcia, na ręce poczułem paznokcie Julii. Już wiedziałem, że po tym wszystkim dostanę niezły owal od niej za to, że nazwałem naszą władczynię "przyjaciółką". Ma ona niezłego bzika na tym punkcie. Z zamyślenia wyrwał mnie głos faceta.
- Mam nadzieję, że wasza przyjaciółka szybko wróci do zdrowia.- mówi, a gdy ja mówię, że też mam taką nadzieję nasza rozmowa się urywa. Nikt nie ma ochoty rozmawiać, kobieta na nowo zaczyna płakać, nie chcę na to patrzeć. Wstaję i ruszam w poszukiwaniu automatu z gorącą czekoladę, słyszę za sobą kroki.

-Tobias przynieś mi proszę herbatę.- mówi cichym, już bardzo zmęczonym głosem Julia. W odpowiedzi kiwam głową. Po kilku minutach znajduję upragniony automat, wrzucam monetę i wybieram kawę z małą ilością cukru. Czekam chwilę wsłuchując się w przerażającą ciszę. Nie lubię ciszy, zwiastuje coś niedobrego. Nie lubię tez szpitali kojarzą mi się ze śmiercią. Z zamyślenia wyciąga mnie pisk maszyny, wyjmuję herbatę oddając maszynie kolejną monetę tym razem za czekoladę z podwójną ilością cukru. Kocham słodką czekoladę. Po chwili wracam tym samym korytarzem którym prawie godzinę temu biegłem za nieprzytomną władczynią. Znów widziałem szał jaki panował w szpitalu, gdy tylko wjechaliśmy na teren placówki wszystkie okna i drzwi zostały automatycznie zamknięte uniemożliwiając pacjentom przemieszczania się po szpitalu. Dosłownie minutę po nas wpadło do szpitala dwóch chirurgów. Po paru chwilach konsultacji postanowiono natychmiast operować. Potrząsnąłem głową odganiając okrutny obraz leżącej dziewczyny we krwi. Widziałem już Julię siedzącą naprzeciwko sali. Pierwszy raz widziałem na jej twarzy tak wielki smutek, a raczej ogromną rozpacz. Wtedy uchwyciłem swój wzrok w oknie, zobaczyłem, że nie wyglądałem lepiej od Juli. Moje oczy były martwe, usta ułożone niczym do wielkiego krzyku rozpaczy, a włosy kompletnie rozwalone. Wyglądałem jak kupa nieszczęścia. Jednak jeszcze gorzej się czuję.

-Tobias?- usłyszałem cichy głos Julii, odwróciłem się szybko i niemal biegiem podszedłem do niej, siadając podałem jej napój.-Dzięki. Jak myślisz co teraz będzie. To ja zawiniłam- jej głos był zrezygnowany, czuła się winna.

-Julio, posłuchaj to nie twoja wina. Królowa jest bardzo dzielna, ale jej psychika się poddała. Pamiętasz jak zachowywała się jak "Królowa Zła'', wtedy jakoś sama się wybroniła. Tym razem to my musimy jej pomóc, nie możemy pozostawić jej samej. - mówię, choć nie jestem pewien czy jest jeszcze dla niej ratunek. Ale jest silna, da radę.Musi.

Dopijam już czekoladę gdy z sali wychodzi główny lekarz. Karze nam iść za sobą, posłusznie tak robimy. Tuż przed zakrętem widzę łóżko, a na nim bladą postać. Całą owiniętą bandażami. Niestety tak szybko jak ją zobaczyłem, tak samo pętko ja tracę. Wchodzę za Julią do gabinetu. Patrzę na zmęczoną twarz lekarza. Opada on ciężko na fotel, ręką pokazuje nam krzesła, siadamy.

-Proszę państwa, stan królowej jet stabilny, nawet bardzo. Na szczęście lustro rozbiło się na małe kawałki co prawda robiąc wiele ran, ale niewielkich.  Królowa niestety otarła się o śmierć.- popatrzyłem na niego ze strachem, on sięga do kieszeni i wyciąga piękny medalion z dziurą na środku.- Ten medalion zablokował największy odłamek, gdyby nie on królowa zginęła by na miejscu. Odłamek był wycelowany prosto w serce pod takim kątem, że było tylko 2% szansy, że natrafi na mostek. Organizm człowieka ma słabe punkty, jest tylko kilka zanotowanych przypadków śmierci w taki sposób na świecie w przeciągu 2 wieków. - spojrzał na nas uważnie, a potem się uśmiechną łagodnie- Jak państwo chcą mogą państwo pójść zobaczyć władczynię, jednak podaliśmy królowej leki nasenne. A teraz przepraszam, ale wracam do domu. Dobranoc- tak oto nas grzecznie wyprosił. Ruszyliśmy w stronę pokoju władczyni. Julia weszła tylko na chwilę, musiała wracać. Ja postanowiłem zostać i czuwać przy niej, ona natomiast mi przytaknęła. Gdy tylko Julia zamknęła drzwi usiadłam na krześle obok łóżka.  Gdy spojrzałem na twarz całą w opatrunku wspomnienia wróciły. Potrząsnąłem głową odpędzając nieprzyjemne wspomnienia. Kolejną godzinę spędziłem patrząc się w dal, nie wiadomo dlaczego chwyciłem jej dłoń. Tak przesiedziałem całą noc.

Nad ranem poczułem leciutki uścisk dłoni. Spojrzałem na jej twarz, jej oczy były otwarte, a usta chciały coś powiedzieć.

KrólowaWhere stories live. Discover now