Wychodząc ze szkoły, wyciągnęłam telefon i sprawdziłam, kto się do mnie dobijał przez pół dnia. Uczniowie mogli używać telefonów na przerwach, ale nie na lekcjach, a Damian, jak się okazało, kompletnie nie miał wyczucia czasu. Oddzwoniłam do niego.

- Co się tak dobijasz? – zapytałam na wstępie.

- Czemu nie odbierasz? – odparował zamiast odpowiedzi.

- Bo dzwonisz w środku lekcji? Jak ja mam maturę zdać, jak mi przeszkadzasz w nauce?

- Dramatyzujesz. Masz dziś trening?

- Nie. Czemu pytasz?

- Paweł pyta, kiedy znowu przyjdziesz. Ja ci załatwiłem darmowe praktyki przy boku mistrza, a ty nie korzystasz. No wstydziłabyś się!

Paweł był fizjoterapeutą w Jastrzębskim Węglu. I owszem, miałam u niego jakiegoś rodzaju praktyki, choć w sumie, to tylko trochę mu pomagałam i przypatrywałam się, jak masuje siatkarzy. Nic więcej. Ale było to przydatne, bo zamierzałam iść w tym kierunku. Może nie koniecznie na fizjoterapię sportową, ale na pewno ten kierunek. To już miałam od dawna rozplanowane.

- Czyli mogę dzisiaj? Bo właśnie zajęcia skończyłam. Wpadłabym teraz na halę i wróciłabym z tobą po treningu, co?

- E, no... Bo właściwie to ja... - plątał się Damian. Coś się święciło. Wyszczerzyłam się, choć on oczywiście tego nie widział.

- Umówiłeś się? – podsunęłam mu wyjaśnienie, na co żarliwie przytaknął. – Z dziewczyną? – dopytywałam dalej. I w tym momencie brat trochę się speszył i zbyt szybko odpowiedział, że ze starym znajomym. Ale ja tam swoje wiedziałam.

- To nie ma problemu. Wrócę autobusem, przecież to nie kłopot – zapewniłam go.

Jeśli Damian umówił się na randkę, to nie mogłam mu tego popsuć. Też mu się coś od życia należy, a jak go pytałam, kiedy znajdzie sobie dziewczynę, zawsze powtarzał, że na razie nie w głowie mu dziewczyny, bo musi mnie niańczyć, żebym na potwora nie wyrosła. Kochany braciszek.

- Nie będziesz wracać autobusem po nocy! Zaraz zapytam Michała, czy cię ze sobą nie weźmie.

Jego troska była bardzo miła, ale nie byłam już małą dziewczynką. Nie musiał się aż tak przejmować.

- To powiesz mi później, bo za chwilę mi autobus ucieknie. Pa.

Rozłączyłam się i pobiegłam na przystanek. Na szczęście kolejny raz udało mi się dziś zdążyć na czas. Usiadłam w połowie autobusu, włożyłam słuchawki do uszu i wyłączyłam się całkowicie, dopóki nie musiałam wysiadać na odpowiednim przystanku. Ruszyłam raźnym krokiem w kierunku hali, stawiając kołnierz płaszcza pionowo i naciągając czapkę na uszy. Było może dziesięć stopni poniżej zera, jednak zimny wiatr sprawiał, że czułam się jak na Syberii. Dobrze, że chociaż przez zaspy nie musiałam się przedzierać. Weszłam do budynku i od razu skierowałam się do gabinetu fizjoterapeuty. Trening siatkarzy się jeszcze nie zaczął, ale byłam pewna, że Paweł mnie czymś zajmie.

Zapukałam do drzwi i weszłam do środka. Mężczyzna siedział za biurkiem zalany morzem papierów. Coś tam wpisywał, coś uzupełniał, przybijał pieczątki i inne takie.

- Cześć! – rzuciłam na powitanie i uśmiechnęłam się do niego. Ręką wskazał mi, bym usiadła na wolnym krześle.

- Już myślałem, że o mnie zapomniałaś. Albo co gorsza, zmieniłaś plany na przyszłość – zaśmiał się.

Paweł miał w zwyczaju żartować, że już teraz przygotowuje mnie do zajęcia jego miejsca. Oczywiście wiedział, że ciągnie mnie w trochę innym kierunku, ale machnął na to ręką i stwierdził, że on też tak myślał, a jednak wylądował w Jastrzębiu. Czas pokaże, jak będzie ze mną. Ale nawet jeśli ostatecznie wyląduję na fizjoterapii dziecięcej, nauki Pawła nie pójdą na marne.

- Jak mogłabym zapomnieć? Miałam po prostu dużo na głowie. Wiesz, treningi, nauka, robienie obiadków dla Damiana, który ma dwie lewe ręce i jest gotowy wysadzić w powietrze całe mieszkanie... - zrobiłam znaczącą pauzę. Zaśmiał się tylko i pokręcił głową.

- Ja nie wiem, jak ten chłopak sobie poradzi, gdy już wyjedziesz na studia. A właśnie. Masz już jakieś plany?

- Gdyby w Katowicach był odpowiedni oddział, to właśnie tam bym się skierowała, bo to przecież niecałą godzinę stąd. Ale nie ma, więc chyba kierunek Kraków. Ewentualnie Wrocław. Sama nie wiem. Ciężko będzie mi opuścić Żory.

- Bardzo dobrze cię rozumiem. Ale z drugiej strony zostając tutaj, rozpuściłabyś Damiana. Jak wyjedziesz, będzie musiał się w końcu usamodzielnić. – I to właśnie w Pawle ceniłam. Zawsze udawało mu się znaleźć dobrą stronę.

- Będę musiała mu opiekunkę zatrudnić, żeby mieć pewność, że się nie będzie głodził. A tak w ogóle, to gdzie ty studiowałeś?

- We Wrocławiu na AWF-ie. Miałem tam znajomych, więc łatwiej było się zaaklimatyzować.

- Ja się właśnie tego zaaklimatyzowanie boję. Będę sama w zupełnie obcym mieście. Próbowałam namówić Idę, żeby poszła ze mną, ale ona już ma właściwie wszystko zaplanowane. Zazdroszczę jej tego.

- Nie ma co się dołować. Na pewno dasz sobie radę. Poza tym, jak na pilną studentkę przystało, będziesz siedzieć w mieszkaniu i zakuwać, a nie latać po imprezach.

I tu miał rację. Bo przecież mi nie w głowie imprezy, więc dlaczego przejmowałam się tym, że nie będę miała znajomych obok siebie? Owszem, pewnie samej będzie mi ciężko, bo nie będzie się do kogo odezwać, zwierzyć, pogadać... Ale to nie koniec świata.

- Koniec pogaduszek. Pomóc ci z tym? – wskazałam na stertę papierów.

- Podpisać się za mnie nie możesz, ale pieczątki chyba umiesz przybijać, co?

Uśmiechnęłam się do niego w odpowiedzi i zgarnęłam stemple w swoją stronę.

- To będą najpiękniej przybite pieczątki jakie w życiu widziałeś!

Kiedy uwinęliśmy się z robotą papierkową, pomogłam mu stworzyć kilka specjalnych specyfików na różne dolegliwości. Za każdym razem tłumaczył mi, co do czego dodaje i jaki to ma skutek. Pomagałam mu odmierzać składniki bądź mieszałam substancje, kiedy on zajmował się grzebaniem po szafkach w poszukiwaniu czegoś innego. Przy okazji mieliśmy niezły ubaw, bo z tak pozytywnym człowiekiem, jakim jest Paweł, nie można było się nudzić.

- A co jest w tych kartonach? – zapytałam, wskazując głową na stojące w kącie cztery pudełka.

- Zarząd jest ostatnio łaskawy i pozwolili mi trochę poeksperymentować z nowymi produktami. Na razie leżą w pudłach, bo nie mam gdzie ich poukładać, ale, tu również zwróć uwagę na łaskawość zarządu, dostanę kilka nowych szafek.

- Pozwalam ci eksperymentować na Damianie. Jemu i tak już nie można zaszkodzić.

- Będę to miał na uwadze, ale na razie o niczym mu nie mów, bo się jeszcze biedaczyna wystraszy – zaśmiał się. – A teraz leć na halę, chłopaki zaczęli trening. Potem jeszcze możesz przyjść na masaż.

Jego polecenie było dla mnie rozkazem. A że lubiłam patrzeć, jak siatkarze wyciskają z siebie siódme poty, z przyjemnością ruszyłam na trybuny, gdzie rozsiadłam się wygodnie i podziwiałam męskie granie.

________________

Liczby rosną, a ja się bardzo cieszę. Pojawiły się pierwsze komentarze - bardzo za nie dziękuję! A teraz zostawiam w waszych rękach rozdział drugi. ;)

EDIT

Taka maciupeńka prośba: dajcie o sobie znać, jeśli czytacie! Będzie mi naprawdę miło, kiedy docenicie moją pracę i zostawicie komentarz lub dacie gwiazdkę. ;)

A następny rozdział będzie gdzieś w okolicy świąt. Przed, w trakcie lub po. To jeszcze się okaże. 

xxx




Serca DekalogWhere stories live. Discover now