~62~

6.2K 347 29
                                    

- Przypomnij mi, proszę, czemu zgodziłem się iść z tobą na te zakupy? - jęknął Harry, kiedy opuściliśmy kolejny sklep w galerii handlowej. Byliśmy tu dopiero godzinę, a on już wymiękał.

- Ponieważ mnie kochasz, ponieważ chcesz doradzić mi w wyborze stroju kąpielowego i jesteś cudownym facetem, który nie zostawi mnie z tak trudną decyzją samej - odpowiedziałam z uśmiechem, uwieszając się jego ramienia.

- To też. Ale chyba głównym powodem był mój chwilowy zanik myślenia - westchnął ciężko.

- Oj nie przesadzaj! - Szturchnęłam go w żebra. - Nie jest aż tak strasznie. Poza tym, możemy się przy okazji rozejrzeć za jakimś prezentem dla Nialla. Właściwie, to najwyższy czas. Jego urodziny są już za trzy dni, a my nadal nic nie mamy - mówiłam, próbując choć odrobinę przekonać go do tego wypadu. - No dalej, rozchmurz się, Żabko!

- Jesteś jakoś strasznie nakręcona dziś - zauważył. - Brałaś coś? Albo piłaś? Chuchnij no - zażądał, ściągając nas na bok korytarza i zatrzymując. Zamiast chuchnąć, cmoknęłam go w usta.

- Nic nie piłam. Poza kawą. Chyba trochę za mocną - odpowiedziałam, wzruszając ramionami. - A ty za to wstałeś chyba lewą nogą.

- Może. - Również wzruszył ramionami. - Wróćmy do domu i połóżmy się spać, żebym za godzinę mógł wstać prawą nogą - dodał, zadowolony ze swojego pomysłu.

- Niezła próba. - Dźgnęłam go palcem w brzuch, a potem złapałam za rękę i zaczęłam ciągnąć w stronę kolejnego sklepu. - Jak wrócimy do domu PO zakupach, to utniemy sobie drzemkę. A jak będziesz mało marudny, może nawet ugłaszczę się do snu.

- Niech będzie - westchnął, zrównując się ze mną krokiem. Przez kolejne pół godziny nawet nie zająknął się negatywnym słowem. Dzielnie znosił moje marudzenie odnośnie coraz to kolejnych strojów kąpielowych.

- Nie żebym narzekał, ale powoli kończą nam się sklepy, w których możemy ci kupić strój - zauważył, kiedy byliśmy w kolejnej galerii.

- Przynajmniej mamy prezent dla Nialla. Zawsze to coś, prawda? - rzuciłam, chcąc wskazać mu jakieś plusy naszego trzygodzinnego chodzenia po sklepach. - Chodź na chwilę tutaj. - Pociągnęłam go pod witrynę jednego ze sklepów jubilerskich. - Planujemy z Giną kupić mamie jakąś bransoletkę lub łańcuszek na święta i...

- Święta? - parsknął śmiechem. - Zdajesz sobie sprawę, że dopiero zaczął się wrzesień?

- Wiem, nie nabijaj się! - Szturchnęłam go lekko. - Chcę, żeby to było coś naprawdę pięknego. Jak tylko coś znajdę, od razu kupię. Ale może być naprawdę ciężko ze znalezieniem czegoś odpowiedniego.

- To jest ładne. - Wskazał na łańcuszek z delikatną zawieszką z jakimś błękitnym kamykiem.

- Ładne. Ale nie wystarczająco dobre. Łańcuszek jest śliczny, ale zawieszka...

I tak staliśmy przez następne kilka minut, przyglądając się kolejnym pozycjom na witrynie i komentując je.

- Crys, komentujesz tę samą bransoletkę już drugi raz. - Złapał mnie za rękę i delikatnie pociągnął.

- A może jednak kolczyki? - zastanowiłam się na głos. Harry jedynie westchnął, opierając czoło o moje ramię.

- To ja sobie usiądę na... - Urwał, a jego dłoń zamiast puścić, mocniej zacisnęła się wokół mojej. Początkowo nie zwróciłam na to większej uwagi, ale kiedy się odezwał jego głos był dziwnie spięty. - Crystal, chodźmy już - powiedział, zerkając na coś za mną. Kiedy chciałam się odwrócić, on już ruszył, ciągnąc mnie za sobą w stronę, z której przyszliśmy. Na jego twarzy widać było zdenerwowanie. Nie dało się też nie zauważyć, że zbladł. Stawiał szybkie, duże kroki, za którymi trudno było mi nadążyć i ignorował moje nawoływania i pytania. W końcu zwolnił, ale dopiero kiedy skręciliśmy w boczny korytarz prowadzący do łazienek.

- Harry, zatrzymaj się wreszcie i powiedz, co się stało! - zażądałam, wyrywając się z jego silnego uścisku, od którego zaczynały boleć mnie kości. W zasadzie to wyślizgnęłam swoją dłoń z jego, mocno spoconej. Nie odpowiedział. - Co się stało? - Ponowiłam pytanie, kiedy zatrzymał się, opierając dłonie o ścianę i spuścił głowę w dół, oddychając głęboko. Zaczęłam czuć coraz większy niepokój. Co go doprowadziło do takiego stanu? Podeszłam do niego i położyłam dłoń na jego ramieniu, rozmasowując spięte mięśnie. Nie mówił nic. Stał tak dłuższą chwilę, oddychając głęboko, starając się uspokoić, a dłonie wciskał w ścianę. Po jakimś czasie niespodziewanie podniósł się, wyglądając już o wiele lepiej.

- Przepraszam. - Uśmiechnął się lekko. - Możemy wracać. - Złapał mnie za rękę, ale od razu wysunęłam ją z jego uścisku. Spojrzał na mnie pytająco.

- Co to było przed chwilą?

- Nic, Crystal, naprawdę...

- Serio? - prychnęłam. - Wyglądałeś, jakbyś ducha zobaczył.

- Wydawa... - Próbował wymigać się od odpowiedzi, ale mu na to nie pozwoliłam.

- Harry, do cholery! Wiem co widziałam! - podniosłam głos, ale szybko się opanowałam. - Martwię się, zrozum to - powiedziałam już spokojniej. Spojrzał na mnie chwilowo, a potem przejechał dłonią po całej twarzy, na koniec odgarniając włosy do tyłu. Wyglądał jakby toczył ze sobą walkę. Powiedzieć mi, czy nie? A ja zagryzałam nerwowo wargę. W końcu wziął głęboki oddech, a mi już wtedy ulżyło, bo po jego minie widziałam, że mi powie.

- Zobaczyłem kogoś - zaczął powoli, przenosząc dłoń na kark i rozmasowując go. - Nie wiem nawet, czemu tak zareagowałem. Czemu spanikowałem.

- Kto to był?

- Simon - odpowiedział, na chwilę podnosząc na mnie wzrok, ale szybko go spuścić, jakby był skrępowany. Niestety, to imię nie mówiło mi to kompletnie nic. - Ten dzieciak... chłopak, który... - zawahał się, kładąc rękę w okolicach żeber. W okolicach miejsca, w które został... Moje dłonie uniosły się do ust, które otworzyły się w szoku, wydając z siebie zduszony okrzyk.

- O mój Boże! - wydukałam, patrząc na niego z niedowierzaniem. - Zobaczyłeś tego chłopaka, który cię postrzelił? - zapytałam, nie mogąc powstrzymać drżenia głosu. Kiwnął głową zawstydzony.

- Wystraszyłem się siedemnastolatka - powiedział, śmiejąc się gorzko. - Musisz być cholernie dumna, że masz takiego faceta - prychnął zły. Był skrępowany, zawstydzony. Jakby zrobił coś złego. A moje serce pękało na ten widok.

- Harry, ten siedemnastolatek groził bronią tobie i klientom sklepu - przypomniałam, bo zdaje się, że sam o tym zapomniał. - Postrzelił cię i pozwolił, byś przez prawie godzinę wykrwawiał się na podłodze. Więc myślę, że masz całkiem dobre usprawiedliwienie tego, jak zareagowałeś. - Podeszłam do niego i kładąc dłonie na jego policzkach skierowałam jego twarz ku sobie, by na mnie patrzył. - I jeśli już musisz wiedzieć, to owszem, jestem cholernie dumna i szczęśliwa, że mam takiego faceta - powtórzyłam jego słowa, ale bez tej dawki złości i sarkazmu, za to bardzo pewnie i zupełnie poważnie. Patrzył mi prosto w oczy, aż w końcu uśmiechnął się szczerze i pochylił, składając na moim czole całusa, zaraz potem oplatając mnie ramionami. Ja objęłam jego szyję, przyciskając się do niego najmocniej, jak tylko mogłam. - Cieszę się, że jesteś tutaj, Harry. Cały, bezpieczny. Mój.

- Dziękuję - powiedział, całując mnie we włosy. Zaraz potem odchrząknął i delikatnie odsunął mnie od siebie. A kiedy się odezwał, jego głos brzmiał o wiele pewniej i weselej. - No, ale ten twój strój sam się nie kupi. Chodźmy. - Objął mnie ramieniem i poprowadził ku głównemu korytarzowi galerii.

- Jesteś pewien? Może lepiej wróćmy do domu.

- Po prostu nie spodziewałem się, że go tu zobaczę. Zresztą, zobaczyłem go z daleka. Pewnie i tak poszedł dalej i się już nie spotkamy - powiedział. Szkoda, że totalnie nie w porę.


Dzisiejsze zajęcia były wyjątkowo nudne, więc udało mi się dokończyć rozdział. Dwa w jeden dzień. Normalnie szaleję!

The Relationship [h.s.]   [zakończone]Where stories live. Discover now