~3~

7.8K 415 21
                                    

Michaela pozbyliśmy się dopiero przed dwudziestą. I to dopiero wtedy, kiedy dosadnie dałam mu do zrozumienia, że ma się zmywać, bo jutro obieram pierwszą zmianę i muszę się wyspać. Odprowadziłam przyjaciela do drzwi, gdzie wysłuchałam jeszcze jego gadki w stylu "a nie mówiłem" przyciszonym głosem i przechwałek na temat tego, jak to dzięki niemu jestem teraz z Harrym. W końcu chłopak pożegnał się i poszedł. Zasunęłam drzwi i wróciłam do salonu, gdzie na kanapie siedział lokaty. Opadłam na miejsce obok niego i oparłam głowę o jego ramię.

- Zmęczona? - zapytał obejmując mnie. Wtuliłam się w niego, wydając z siebie jedynie pomruk, by przytaknąć jego słowom. - Naprawdę masz jutro rano pracę, czy to tylko pretekst, żeby spławić Mike'a?

- Niestety, ale to nie tylko pretekst - westchnęłam.

- No to chodź, idziemy spać.

- Nieee... - jęknęłam niezadowolona, kiedy odsunął się i wstał.

-No chodź! - Złapał mnie za ręce i pociągnął, żebym wstała z kanapy. - Idziemy - zarządził i ruszył w stronę mojego pokoju. Poczekałam, aż odejdzie kawałeczek, a potem z rozbiegu wskoczyłam na jego plecy. - Hej! Nie za dobrze ci?

- Nie. Jesteś moją żabą pociągową.

- A chcesz wylądować dupą na podłodze? - zapytał, zatrzymując się nagle.

- Oboje wiemy, że tego nie zrobisz - powiedziałam pewnie. Ale na wszelki wypadek wychyliłam się trochę i cmoknęłam go w policzek. Westchnął ciężko i prawdopodobnie wywrócił też oczami, ale ruszył do przodu i zaniósł mnie do pokoju.

Zanim położyłam się spać, musiałam jeszcze wziąć prysznic, bo wiedziałam, że jutro rano na pewno nie będzie mi się chciało. Uwinęłam się z tym w miarę szybko, a potem wróciłam do pokoju i położyłam do łóżka. Chciałam zaczekać na Harry'ego, ale czułam, że coraz bardziej odpływam. Jednak w końcu materac za mną ugiął się i ramię chłopaka objęło mnie w talii, a jego usta lekko musnęły skórę na moim ramieniu. Uśmiechnęłam się i obróciłam w jego stronę.

- Cieszę się, że przyjechałeś - mruknęłam sennie, spoglądając na niego, choć moje powieki stawały się coraz cięższe. Uśmiechnął się, a ja przez chwilę pomyślałam o tym, że ma irytująco cudowny uśmiech.

- Ja też się cieszę, że przyjechałem - stwierdził.

- Nie zrozum mnie źle, nadal najchętniej wyrzuciłabym cię przez balkon za to, co wczoraj odstawiłeś...

- Wiem, wiem - przerwał mi. - Możemy już o tym zapomnieć? - poprosił. Westchnęłam i ułożyłam głowę na jego ramieniu.

- Będzie cię to drogo kosztować - odpowiedziałam, na co on się zaśmiał. Zamknęłam oczy z zamiarem zaśnięcia, ale nie mogłam. To nie dawało mi spokoju. Podniosłam się i usiadłam po turecku. - Naprawdę nie mogłeś zaczekać do rana? - zapytałam. Westchnął przeciągle i podniósł się na łokciu.

- Wydaje mi się, że czekaliśmy już z tym wystarczająco długo - stwierdził. Powiedział "my", ale wiedziałam, że pił do mojego odwlekania tej rozmowy. - Gdyby Gina mi nie powiedziała i gdybym tu nie przyjechał, pewnie sama też byś mi nie powiedziała, co?

Spuściłam wzrok, zaciskając dłonie na kołdrze, którą z nerwów zaczęłam się bawić.

- Prawdopodobnie nie - odezwałam się w końcu. - Naprawdę chciałam powiedzieć ci o wszystkim. I to już wtedy, jak przyjechałam do Londynu, ale ty trafiłeś do szpitala i...

- Miałaś wtedy okazję - wypomniał.

- Wiem, ale... Nie potrafiłam. Chciałam, ale po prostu nie mogłam. Jakby jakiś system odpornościowy zaczynał działać i powstrzymywał mnie przed tym. - Tłumaczyłam, chociaż zdawałam sobie sprawę z tego, jak beznadziejnie to brzmi.

- System odpornościowy przede mną? - zapytał rozbawiony.

- Wiem, że to głupie. - Wzruszyłam ramionami. - Nie potrafię tego wyjaśnić, ale ja po prostu...

- Nie ważne - przerwał mi i również usiadł, biorąc mnie za ręce. - Masz swoje dziwactwa, ja mam swoje. Jakoś musimy z tym żyć. - Uśmiechnął się. Po chwili położył się, ciągnąc mnie za sobą. Ponownie ułożyłam się tuż przy nim, splatając swoje nogi z jego.

- Myślałam, że będziesz bardziej... wściekły - wyznałam, na co on zaśmiał się dziwnie.

- Byłem - przyznał. - Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo. Wtedy, kiedy Gina mi powiedziała, byłem cholernie wściekły. - Teraz, kiedy to mówił, złość na chwilę powróciła. - Dopiero jak spotkałem się z chłopakami w barze trochę mi przemówili do rozsądku i uspokoili. A potem stwierdziłem, że muszę to załatwić od razu i wsiadłem w auto, nie myśląc o konsekwencjach.

- Nieźle mnie wystraszyłeś.

- Wiem, przepraszam. - Pocałował mnie w czoło i objął mocniej.

- W porządku. Jakby nie patrzeć, trochę w tym mojej winy - przyznałam. - Gdybym powiedziała ci wcześniej, nie byłoby tej całej sytuacji.

- Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - stwierdził optymistycznie.

- Być może. Ale i tak przepraszam. Za to całe zamieszanie, za kręcenie, kłamstwa. Wiem, że nie mogę tego cofnąć, ale mam nadzieję, że uda mi się to jakoś wynagrodzić. Choćby mi to miało zająć resztę życia - powiedziałam.

- Hmm, nie wiedziałem, że planujesz aż tak odległą przyszłość - zaśmiał się, za co dostał palcem między żebra. - Ale cieszę się, że jestem w tych planach uwzględniony - dodał.

- Uważaj, żebyś jeszcze nie miał dość.

- Ciebie? Nigdy.


Czeeść, dzieciaki.

Rany, za mną jeden z najdłuższych i najdziwniejszych dni ever. Serio. Ilość dziwnych i niezręcznych sytuacji w ciągu ostatnich kilkunastu godzin przekroczyła już chyba wszelkie limity. A najgorsze, że przyczyna większości tych niezręcznych sytuacji siedzi sobie właśnie za ścianą, zadowolona z siebie jak nigdy. Pffft... Faceci!

Ale nie będę się o tym rozpisywać, bo nie po to tu jesteśmy :). Ja jestem po to, żeby dodać nowy rozdział, a Wy, żeby poprawić mi humor Waszymi komentarzami :D. Umowa stoi?* Mam nadzieję, że tak. Ja swoją część wykonałam, teraz pora na Was! Do dzieła.

A ja pójdę się dobić jakimś smutnym odcinkiem albo całym filmem.




*a jak wykonacie swoją robotę dobrze, to może Was jeszcze dziś jakoś wynagrodzę ;)

The Relationship [h.s.]   [zakończone]Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu