~52~

6.4K 359 31
                                    

- WRÓCIŁAŚ! - Głośny wrzask rozległ się na peronie w Liverpoolu. I był to wrzask, który poznałam bez żadnego problemu. Rozejrzałam się wokół siebie, szukając Michaela w tłumie podróżnych i ich bliskich. Wkrótce go zobaczyłam. Przepchnął się przez grupę Latynosów i kroczył prosto na mnie. Zaraz za nim szedł Toby. - Wstrętna cipo! Myślisz, że możesz sobie tak wyjechać do Londynu i zadzwonić do mnie tylko raz, JEDEN RAZ w ciągu prawie tygodnia i nie będę miał nic przeciwko?!

- Mike, ucisz się! - syknęłam. Mówił głośno, a ludzie wokół zwracali na nas uwagę. Nie czułam się z tym dobrze.

- Jeśli tak często będziesz się ze mną kontaktowała, jak już wrócisz tam na stałe, to podjadę do tej zakichanej stolicy i ci zrobię taką jazdę, że...

- Michael. Morda w kubeł. - Toby uderzył bruneta w przeponę, że tego aż zatkało. - Dobrze cię widzieć. - Chłopak podszedł i przytulił mnie, po czym przejął ode mnie walizkę.

- Żeby mi to ostatni raz było - burknął Mike i również mnie uściskał.

- A wy nie w pracy? - zdziwiłam się, spoglądając na jednego to na drugiego. Właściwie, to strój Toby'ego wskazywał, że był w pracy. Chyba, że na co dzień też lubił biegać sobie w garniturze.

- Akurat odwoziłem klienta - odpowiedział. - Spotkałem tego frajera, powiedział, że wracasz to postanowiłem poczekać.

- Tobias. - Michael położył dłoń na ramieniu kierowcy z bardzo poważną miną. - Weź spierdalaj.

- Mike! - upomniałam go, chociaż wiedziałam, że mówił to tylko w żartach.

- Racja, jest tragarzem. Słuszna uwaga. - Mrugnął do mnie i zarzucił rękę na moje ramiona. Pokręciłam głową ze śmiechem, sięgając do torby po telefon. - O, przy okazji, pijemy dziś wieczorem gdzieś na mieście. Jak coś ogarnę, to wyślę wszystkim wiadomości.

- Mike. Dopiero przyjechałam...

- No właśnie! I niedługo opuszczasz nas na dobre. Musimy cię wymęczyć, póki cię mamy. - Puścił mi oczko, a potem zerknął na wyświetlacz telefonu, gdzie właśnie wystukiwałam wiadomość do Harry'ego. - Zlituj się! Dopiero się z nim widziałaś!

- Daję mu tylko znać, że bezpiecznie dotarłam - wytłumaczyłam, wciskają "WYŚLIJ". - Nie musisz być zazdrosny, skarbeczku, on nic dla mnie nie znaczy - zaśmiałam się, obejmując przyjaciela w pasie.

- Gówno prawda - prychnął.

- No wiesz! W ogóle nie umiesz się bawić - fuknęłam i chciałam się od niego odsunąć, ale wtedy jego macki znalazły się wokół mnie, a on zaczął rechotać, zadowolony nie wiadomo z czego.

- Choć, babo. Zawiozę cię do domu, żebyś powoli zaczęła zwalniać moje mieszkanie. - Wyszczerzył się. Przejął moją walizkę od Toby'ego, pożegnaliśmy się z nim i na parkingu poszliśmy w zupełnie inną stronę.

- Ale przyznaj, trochę tęskniłeś. - Kilkakrotnie dźgnęłam go w brzuch.

- No może trochę. Ale sza! Nie mów nikomu. Jeszcze pomyślą, że mam uczucia. - Wzdrygnął się, jakby sama myśl o tym była czymś okropnym.

- Racja. To by była tragedia - odpowiedziałam z udawanym przejęciem. Zaraz później oboje wybuchliśmy śmiechem. Będzie mi tego brakowało. Tych naszych głupich rozmów pozbawionych kompletnie jakiegokolwiek sensu. Naszych wzajemnych docinek. Jego fochów, które specjalnie prowokuję. Jego uśmiechniętej twarzy i jego uprzykrzania mi życia w pracy.

- Waller! - ryknął mi do ucha, przez co niemal dostałam zawału. Spojrzałam na niego, piorunując go wzrokiem, a potem uderzyłam w czoło. Oczywiście nie mocno. - Za co?

- Za straszenie, ćwoku! Poza tym, po nazwisku, to po pysku - odpowiedziałam. - Czego chcesz?

- Chciałem zapytać, o czym się tak zamyśliłaś - burknął obrażony.

- Och, tylko o tym, jak bardzo nie mogę się doczekać, żeby już stąd wyjechać. I jak bardzo będzie mi brakowało twojego parszywego pyska niemal codziennie w pracy - dodałam.

- Awwww! Ja też będę tęsknił. - Przyciągnął mnie do siebie, pocałował w czoło i przytulił.

Pojechaliśmy do mojego-wkrótce-jego mieszkania, po drodze kupując pizzę. I choć byłam zmęczona po podróży i chciałam jak najszybciej wziąć prysznic i pójść spać, zrobiłam kompletnie co innego. Zbyt leniwi, by rozłożyć kanapę rozsiedliśmy się z pizzą i piwem dla mnie, a sokiem dla Mike'a na podłodze przed telewizorem. Chłopak opowiadał mi o tym, co działo się w pracy oraz o imprezie, na której schlał się jak świnia i nawet nie pamięta, jak wrócił do domu. Mówił i mówił, a ja słuchałam go, nie tracąc uśmiechu.

- No dobrze. Ja się nagadałem, a wciąż zżera mnie ciekawość, co to za spinę mieliście z Harrym na weselu Phoebe. - Wbił we mnie uważne spojrzenie. A ja jedynie westchnęłam głośno, po czym wepchnęłam sobie do buzi resztkę kawałka pizzy, który zapiłam zerując piwo.

- Powiem ci, ale już nie dziś. - Wstałam z podłogi zbierając wszystkie rzeczy. - Dziś idziemy na imprezę i się bawimy. A jak zacznę ci mówić, to się wkurwię.

- O Boże... - jęknął niezadowolony, że jego ciekawość będzie niezaspokojona jeszcze przez kilka godzin. - Ale jutro to z ciebie wyciągnę i w dupie będę miał, jeśli będziesz zdychała na kaca.

- Dobrze, obiecuję, że ci powiem. - Przyłożyłam dłoń do serca. Usatysfakcjonowało go to. Zabrał ze stolika klucze do auta i podszedł do drzwi.

- Jadę do siebie, przebiorę się i wracam tutaj. Zrobimy sobie biforek, a potem wykręcimy na miasto. Nocuję u ciebie - oznajmił. Jak miło, że miałam coś do gadania...

- Spoko. To ja idę pod prysznic. - Otworzyłam przed nim drzwi. - Daj znać, jak będziesz wyjeżdżał, to przy okazji prześlę ci listę zakupów dla mnie.

- Całe życie wykorzystywany... - westchnął ciężko i opuścił moje mieszkanie.


Tęskniliście za Michaelem?

No i nie wiem, czy wiecie, ale... THE RELATIONSHIP PRZEKROCZYŁO 1 000 KOMENTARZY!!! OMG!
Jestem tak strasznie dumna! I ogromnie wdzięczna. Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Przeogromnie dziękuję za każdy jeden komentarz. Mam nadzieję, że ich ilość będzie stale rosła i postaram się zasłużyć na nie kolejnymi rozdziałami. Jeszcze raz ogromne dzięki. 1K komentarzy, 6,2K gwiazdek. Wow.

♥♥

The Relationship [h.s.]   [zakończone]Where stories live. Discover now