~7~

7.4K 402 8
                                    

- Wiesz, tak właściwie, to nie zaliczyłeś żadnej bazy przed naszą pierwszą randką - stwierdziłam, odstawiając papierowe pudełko po jedzeniu na stolik. Harry jęknął, odchylając głowę do tyłu.

- O Boże... Ty jeszcze o tym?

- Tak. No bo tak naprawdę, nasza pierwsza randka była randką w ciemno. Mnie zaciągnął Jim, ty przyszedłeś z Lou. Nie znaliśmy się wtedy - wyjaśniłam zadowolona z tego, że podważyłam jego zdanie.

- To było wieki temu...

- Ale to była nasza pierwsza randka - wytknęłam i uniosłam ręce do góry w triumfalnym geście. - Ha!

- No niech ci będzie. W takim razie dotarłem do trzeciej bazy nie przed pierwszą, a przed drugą randką. I tak nieźle. - Wyszczerzył się. Opuściłam ręce z bezradności.

- Koniecznie chcesz, żebym wyszła na łatwą pannę.

- Łatwa i finansowo zależna ode mnie. Takie lubię najbardziej. - Zaśmiał się, zahaczając przy okazji o fakt, że nie potrafiłam odciągnąć go od zapłaty za naszą kolację.

- Jesteś okropny - prychnęłam, krzyżując ramiona przed sobą.

- Okropny i przy kasie. Takich ty lubisz najbardziej - stwierdził, szturchając mnie stopą w biodro. Ja siedziałam na jednym końcu kanapy, on na drugim, a nasze nogi były splecione po środku.

- Taaa... Z tym "przy kasie" to bym się kłóciła - westchnęłam, patrząc na niego. Z jego twarzy od razu spełzł uśmiech i zastąpił go udawany grymas złości. - Bardziej pasuje "starszy".

- Coś ty powiedziała? - Złapał mnie za kostki i bez ostrzeżenia pociągnął w swoją stronę. Nie spodziewałam się tego, więc kiedy mnie do siebie przyciągał, straciłam równowagę i runęłam plecami na kanapę. Wykorzystując to, podwinął jego koszulę, którą miałam na sobie i zaatakował moje żebra swoimi długimi paluchami. Męczył mnie tak przez chwilę, mimo moich pisków i próśb o przestanie. Nawet to, że na oślep uderzałam w niego dłońmi nie na wiele się zdało. W końcu jednak oderwał dłonie od mojego brzucha i złapał mnie za nadgarstki. Pociągnął mnie za ręce, tym samym sprawiając, że podniosłam się do siadu i pochylił głowę tak, że niemal stykaliśmy się nosami. - Wolę określenie "bardziej doświadczony".

- Życiowo? To na pewno - droczyłam się z nim dalej, mimo nie tak dawnej nauczki. - Te zmarszczki nie powstały tak same z siebie.

Zrezygnowany zwiesił głowę, opierając czoło o moje ramię.

- Poddaję się - jęknął, na co ja zaśmiałam się triumfalnie.

- Ach... Uwielbiam cię dręczyć - westchnęłam, obejmując go i pocieszająco głaszcząc po plecach.

- A potem się dziwisz moim zmarszczkom.

- Słyszałam, że dużo z nich tworzy się, kiedy robisz głupie rzeczy. Na przykład kiedy wsiadasz do auta pod wpływem alkoholu i jedziesz...

- Czy możemy już odpuścić ten temat, proszę? - przerwał, podnosząc głowę, by móc na mnie spojrzeć. - W zasadzie, to nawet mam inny, ciekawszy. - Spoważniał, co nieco mnie zaniepokoiło.

- Powinnam się bać? - zażartowałam, na co uśmiechnął się lekko, jednak wcale mnie to nie uspokoiło. Usiadłam po turecku między jego nogami. Spojrzałam na niego wyczekująco, więc zaczął.

- Co z tym zrobimy? - zapytał, biorąc moje dłonie w swoje.

- Z tym...?

- Z nami - wyjaśnił. - Ja muszę być w Londynie, ty musisz być tutaj. W trakcie wakacji wprawdzie mogę się tu zjawić, w sierpniu ty wrócisz na ślub Phoebe i Zayna. Ale co potem? Wiesz, jeśli o mnie chodzi, mógłbym przyjeżdżać do Liverpoolu co weekend, ale...

- Ale to się w ogóle nie kalkuluje - przerwałam mu. Pokręcił głową, przez co kilka kosmyków wysunęło się z jego kucyka.

- Nie o to mi chodziło - powiedział. - Miałem raczej na myśli...

- Poczekaj! - Znowu mu przerwałam. - Zanim zapędzisz się za daleko, pozwól mi coś powiedzieć. To będzie miało duże znaczenie w naszym dalszym planowaniu. - Zaznaczyłam, kiedy chciał coś wtrącić. - Tylko mi nie przerywaj, okej? - poprosiłam, a kiedy potwierdził kiwnięciem głowy, kontynuowałam. - W piątek rozmawiałam z szefową. Dostałam propozycję nie do odrzucenia.

- Dlaczego mam wrażenie, że mi się to nie spodoba?

- Miałeś nie przerywać! - upomniałam go, szturchając go w ramię. Zacisnął usta i kiwnął, bym mówiła dalej. - Zaproponowali mi stanowisko recepcjonistki w nowym hotelu Linera, na podobnych warunkach jak tu, ale jednak trochę lepszych. - Mówiłam, obserwując jego reakcję. Widziałam, że coraz bardziej się denerwuje, ale nie mogłam się oprzeć, żeby trochę się z nim podroczyć. - Zgodziłam się. A to wiąże się z przeprowadzką.

- Jak to?

- W sierpniu wynoszę się z Liverpoolu. - Przygryzłam wargę, starając się powstrzymać przed uśmiechem. Harry zdaje się nawet tego nie zauważył.

- Ale... gdzie? Daleko?

- Jakieś trzysta kilometrów stąd. - Spuściłam wzrok. Inaczej bym nie wytrzymała i się roześmiała.

- Trzysta... - mruknął pod nosem. - Wyjeżdżasz do jakiegoś pieprzonego Newcastle?! - Podniósł głos i wstał. - Przecież to kolejne trzy godziny drogi! Z Londynu to będzie jakieś siedem! - mówił, mocno gestykulując. - Chociaż dobrą stroną jest to, że w takiej długiej trasie przynajmniej bym wytrzeźwiał - prychnął rozeźlony, chodząc wzdłuż kanapy.

- Harry! - Teraz to ja podniosłam głos. Przysięgam, jeszcze jeden taki głupi tekst z jego strony, a na serio wyrzucę go przez balkon!

- No co? Taka prawda, Crys! - Stanął nade mną, rozkładając ręce.

- Z tym, że ja nie jadę do żadnego Newcastle, histeryku! - Również wstałam, by zniwelować przytłaczającą różnicę wzrostu między nami.

- Nie wydaje mi się, żeby dziesięć kilometrów robiło tu różnicę...

- A jakieś sześćset? - zapytałam. Ściągnął brwi, między którymi utworzyła się zmarszczka, kiedy zastanawiał się, o czym mówię. - Nie wyprowadzam się do Newcastle. Tylko do Londynu.

Z rozbawieniem obserwowałam, jak jego głęboko zamyślony wyraz twarz zmienia się, kiedy powoli docierało do niego, że po prostu się z nim droczyłam. Zagryzłam wargę, starając się nie roześmiać.

- No bardzo zabawne, jędzo. Naprawdę! Koń by się uśmiał. Ha-ha! - Na koniec prychnął, wyminął mnie i odszedł, chyba trochę obrażony. A ja musiałam naprawdę mocno powstrzymać się, by nie parsknąć śmiechem. Wiedziałam, że to tylko pogorszyłoby moją sytuację.


Dobry wieczór, Koty ♥. O ile jeszcze ktoś tu jest... Przepraszam, za tak długi brak rozdziału. Wróciłam z wakacji tydzień temu, ale niestety bez weny. Do tego dopadł mnie fatalny nastrój i nie potrafię wziąć się za pisanie, bo jeśli już coś zacznę, to jest to tak żałosne, że wstyd tego komukolwiek pokazać. To ostatni rozdział, jaki napisałam przed wyjazdem i ostatni, z którego jestem zadowolona. Dlatego uprzedzam, że nie wiem, kiedy pojawi się kolejny. Być może powinnam zawiesić opowiadanie, ale to słowo źle mi się kojarzy i nie chcę zasiewać tu żadnej paniki. Umówmy się więc po prostu, że rozdział pojawi się, jak będzie.

Przepraszam, za taki obrót spraw. Po prostu ten tydzień nie był dla mnie najlepszy i nic nie wskazuje na to, żeby coś się miało zmienić. Ale nie będę tu narzekać, bo przecież nie po tu jesteśmy :).

Mam nadzieję, że wybaczycie mi tę obniżkę formy i zaczekacie na jej polepszenie oraz nowe rozdziały.

A w nowym roku szkolnym nie dajcie się nauczycielom, ani szkolnym debilom. Trzymam kciuki, Koty!

xx

The Relationship [h.s.]   [zakończone]Where stories live. Discover now