~54~

6.2K 348 28
                                    

W Liverpoolu spędziłam kolejne cztery dni, w trakcie których codziennie spotykałam się ze znajomymi. Podczas jednego z takich wypadów spotkałam nawet Bena, który spędzał czas w gronie swoich znajomych w tym samym barze co ja. Zdziwiło mnie bardzo, kiedy oprócz osób, które kojarzyłam jeszcze z czasów mojego związku z nim, zobaczyłam także menadżer hotelu.

- Laura i ja... - zaczął, z zakłopotaniem pocierając dłonią kark, kiedy we dwójkę staliśmy przy barze i go o to zapytałam. - My, tak jakby... spotykamy się - wydukał w końcu.

- Tak jakby?

- Bez tak jakby. - Uśmiechnął się. - Spotykamy się. Zaczęło się od tego spotkania biznesowego, które nam ustawiłaś a potem... potem jakoś poleciało.

- Wow. Gratuluję - powiedziałam szczerze, choć dość zaskoczona. - Nie musisz dziękować - dodałam ze śmiechem. On również się roześmiał.

- Ale drinka ci za to postawię. - Machnął ręką na barmana i zamówił kilka piw oraz drinka dla mnie. Wiedział, co lubię. - A jak u ciebie i... Harry'ego? - zapytał jakimś dziwnym tonem. Chyba dalej chował urazę do lokatego. W końcu to jego obwiniał za rozpad naszego związku.

- Naprawdę dobrze - odpowiedziałam z uśmiechem. Nie chciałam zagłębiać się w szczegóły. Doskonale wiedziałam, że zapytał tylko z grzeczności. - Ben, nadal nie odebrałeś z mojego mieszkania swoich rzeczy. - Przypomniałam sobie, że kiedyś umawialiśmy się, że po nie wpadnie, a nigdy tego nie zrobił. - Pojutrze wyjeżdżam na dobre i Mike przejmuje moje mieszkanie...

- W takim razie wpadnę jutro - dopowiedział szybko. Tajemnicą nie było, że i Michaela nie darzył szczególną sympatią.

- Zapraszam. Cały dzień będę w domu, kończyła pakowanie. - W zasadzie nawet na dobre go nie zaczęłam. - Zajedź, jak będziesz miał chwilę.

- Jasne. Będziemy w kontakcie - powiedział, biorąc kufle z piwem, które przed chwilą postawił przy nas barman.

- Pewnie. - Uśmiechnęłam się. - I dzięki za drinka - dodałam już kiedy odchodził i sama ruszyłam w stronę moich znajomych. Którym od razu sprzedałam informację, że mój były facet spotyka się z moją byłą szefową. Poniekąd trochę to było dziwne, chociaż podejrzewam, że bardziej dla Laury niż dla mnie. Ale nic mi do tego. Jeśli są ze sobą szczęśliwi, to niech będą.


Mój ostatni dzień w Liverpoolu. Ostatni dzień w tym mieszkaniu. Które, tak przy okazji, nadal było pełne moich rzeczy. Specjalnie wstałam o dziewiątej rano, co po powrocie do domu przed trzecią było trudne i pakowałam wszystko do pudeł. Wszystkie drobiazgi, pierdoły i bibeloty. W ciągu roku zebrało się tego zaskakująco dużo. Co mogłam - wywalałam. Ale wielu rzeczy szkoda mi było wyrzucać bo miały wartość sentymentalną.

Z biegiem godzin coraz mniej rzeczy znajdowało się na półkach, meblach, czy nawet podłodze, a coraz więcej ich było w pudłach. W końcu postanowiłam odpocząć od tego i zająć się ubraniami. Tym bardziej, że Ben miał dziś przyjechać po swoje rzeczy, a byłam niemal pewna, że gdzieś na półkach znajdę jakąś jego koszulkę lub bluzę. I oczywiście się nie pomyliłam. Wyrzuciłam wszystkie swoje ubrania na łóżko i przepatrzyłam je dokładnie, odkładając na bok to, co należało do mojego byłego chłopaka. Kilka sztuk swojej odzieży postanowiłam oddać, ponieważ i tak w tym nie chodziłam, a resztę poskładałam i przygotowałam do spakowania w pudła. Poszłam po nie do salonu, ale wtedy ktoś zapukał do drzwi. No, przynajmniej pozbędę się jednego zawadzającego cenne miejsce pudła. Odgarnęłam do tyłu włosy, które wysunęły mi się ze zrobionego na szybko kucyka i otworzyłam drzwi. Wielkim zaskoczeniem było dla mnie to, że po drugiej stronie nie było Bena. Naprzeciw mnie, z wielkim uśmiechem zadowolenia i czerwoną różą w dłoni, stał Harry.

- A co ty tu robisz? - odezwałam się wreszcie, wciąż zaskoczona. Rozmawiałam z nim jakieś trzy godziny temu i twierdził, że siedzi właśnie u Louisa z piwem. Chwila! - Tylko mi nie mów, że piłeś i wsiadłeś do auta! - Mimowolnie podniosłam głos, na co się skrzywił.

- Jeezu... Człowiek chce zrobić swojej kobiecie niespodziankę, wymyśla jedno małe kłamstewko, a potem zbiera zjebkę na samym wejściu. - Opuścił bezradnie ręce wzdychając ciężko.

- Masz szczęście - stwierdziłam krótko, po czym złapałam go za koszulkę i przyciągnęłam do siebie, by móc przycisnąć swoje usta do jego. Czułam, jak uśmiecha się przez pocałunek, obejmując moje ciało ramionami. Zrobił parę kroków wprzód, wpychając mnie do mieszkania i zamknął za nami drzwi. - Cześć.

- No cześć - odpowiedział ze śmiechem i podał mi różę. - Proszę.

- Z jakiej to okazji? - zdziwiłam się, odbierając kwiat i przysuwając go sobie do nosa, by móc zaciągnąć się zapachem.

- Bez okazji. Czy musi być jakaś okazja, żebym mógł podarować mojej kobiecie różę? - zapytał niemal oburzony. Musnęłam krótko jego usta.

- Nie, nie musi być. Dziękuję. - Ponownie go pocałowałam, a potem odsunęłam się i poszłam do kuchni, by wstawić różę do wody.

- Niezły masz tu burdel - stwierdził, idąc za mną między pudłami, śmieciami i moimi porozwalanymi rzeczami. - Widzę, że moja pomoc będzie niezbędna.

- Z pewnością - prychnęłam. - Bez ciebie bym sobie nigdy nie poradziła.

- No widzisz? Masz wielkie szczęście, że przyjechałem. - Cmoknął mnie w głowę, a potem sięgnął po karton z sokiem. Który okazał się być pusty.

- W lodówce jest pełny - podpowiedziałam mu, siadając na jednym z blatów. Wyrzucił pusty karton i wyciągnął nowy, otwierając go i pijąc.

- Wiesz, że poza światłem, to niewiele masz w tej lodówce?

Cóż, szczerze mówiąc przez te parę dni, nie spędzałam wiele czasu w domu. Głównie przebywałam na mieście, ze znajomymi, lub samotnie odwiedzając miejsca, które zawsze chciałam zobaczyć, ale nigdy nie miałam czasu. Jadałam też na mieście, lub zamawiałam coś do domu. Do lodówki rzadko kiedy zaglądałam.

- Na kolacje są dwie opcje. Albo coś zamawiamy, albo mój cudowny chłopak skoczy na zakupy. - Uśmiechnęłam się do niego najpiękniej, jak umiałam. Byłam dziś zbyt leniwa, żeby wygramolić się z domu. A wcześniej jeszcze musiałabym się przebrać, bo miałam na sobie tylko podziurawione legginsy i kraciastą koszulę, którą zostawił kiedyś Mike.

- Masz szczęście, że jesteś taka urocza. - Podszedł do mnie i stanął między moimi nogami, przyciągając mnie na brzeg blatu. - Podjadę do marketu i kupię co trzeba, ale będzie cię to kosztowało. - Przejechał dłońmi po moich nogach aż do bioder, które ścisnął, przyciskając mnie do siebie jeszcze bardziej. Pochyliłam się, muskając lekko jego usta.

- Nie martw się, oddam ci pieniądze - powiedziałam cicho ze śmiechem. Przesunął dłonie na moje żebra, łaskocząc je, na co zareagowałam głośnym piskiem, który szybko został stłumiony przez jego usta.

- Wiesz dobrze, że nie o tym mówię - mruknął w moje usta. Zaplotłam nogi wokół jego bioder, zbliżając nasze ciała jeszcze bardziej.

- Wiem - odpowiedziałam, całując go. Wsunęłam palce w jego włosy, kiedy pogłębił pocałunek, przejmując kontrolę. Podobało mi się to, że w pewien sposób był natarczywy, ostry. Z pewnością prowadził do jednego i wcale mi to nie przeszkadzało. Przeniosłam dłonie na jego ramiona, z których zsunęłam kurtkę. Materiał opadł na podłogę, ale żadne z nas nic sobie z tego nie zrobiło. Rozpiął kilka górnych guzików mojej koszuli i zaczął całować moją szyję i dekolt. Wsunął dłonie pod moje uda i podniósł mnie do góry. Przeszedł kilka kroków do kanapy i ułożył mnie na niej, zawisając nade mną. Szybko pozbawiłam go koszulki, a on do końca rozpiął guziki mojej koszuli. I już, kiedy moje dłonie odnalazły drogę do paska jego spodni, w mieszkaniu rozległ się dźwięk domofonu. Jęknęłam głośno. Z irytacji, że ktoś nam przeszkadza i z przyjemności, ponieważ Harry zassał skórę na mojej szyi. Zaraz potem dzwonek zadzwonił ponownie.

- Zignoruj - mruknął, pocałunkami wyznaczając drogę po szyi do moich ust, w które wpił się z zachłannością. I już miałam to zrobić, zwłaszcza, że jego usta naprawę dobrze przekonywały, ale wtedy uświadomiłam sobie, kto się do mnie dobija.

- Ben - mruknęłam. 


Benjamin wraca :D. Bo dawno się nie kłócili.

The Relationship [h.s.]   [zakończone]Where stories live. Discover now