~43~

6.3K 378 30
                                    

Nie wybierałyśmy się do The Riddle. Szczerze mówiąc, było to ostatnie miejsce, do którego planowałybyśmy pójść. O ile w ogóle rozważałybyśmy wyjście z domu Phoebe. Jednak jakoś koło trzeciej w nocy, kiedy miałam już się zbierać i przy okazji odwieźć Holly do domu, zadzwonił do niej Niall. W większości bredził coś po pijaku, ale kiedy dowiedział się, że siedzimy tu wszystkie, po krótkiej konsultacji z chłopakami kazał nam przyjechać do baru. Naszą początkową reakcją była oczywiście odmowa. W końcu to był kawalerski Zayna. Jaki sens był w tym, żebyśmy im się teraz zwalały? Ale kiedy Niall z Zaynem zaczęli się przekrzykiwać do telefonu, że mamy pakować się w cokolwiek i przyjeżdżać, uległyśmy. Alice spała już na kanapie i nie miała zamiaru wstawać, Ruby zwinęła się już wcześniej, a Maisie wiedząc, że jutro ma pracę, podziękowała za dalszą imprezę. Tak więc pojechałyśmy we trzy. Ja oraz nieźle już wstawione Holly i Phoebe. A z tego, co słyszałam przez telefon, u chłopaków było jeszcze gorzej.

Uwielbiam Londyn późną nocą i jego puste ulice. Po zaledwie piętnastu minutach, w trakcie których zahaczyłyśmy jeszcze o sklep całodobowy, bo Phoebe koniecznie musiała zjeść ciastka maślane, zaparkowałam na pustej ulicy przed barem. Śmiejąc się z dziewczyn, które tak intensywnie się podtrzymywały, że aż prawie wyrżnęły na środku chodnika, weszłyśmy do baru, w którym słychać było tylko trzy rodzaje dźwięków. Cichą muzykę, brzdęki szkła i pijackie rozmowy. Kiedy weszłyśmy na salę, gdzie chłopaki okupowali jeden ze stolików, zobaczyliśmy całą cudowną piątkę ubzdryngoloną totalnie. Na blacie stało parę butelek po różnych alkoholach. Kac gigant zbliżał się wielkimi krokami.

- Panowie! - Louis wstał, zamaszyście rozkładając ręce, przez co jego równowaga została zaburzona i prawie upadł. W ostatnim momencie jednak pochylił się do przodu i podparł o stoli. - Panowie, wasze kobiety przybyły. - Wskazał na nas, swoje ogłoszenie kończąc głośnym czknięciem i zwalił się z powrotem na krzesło. Uwielbiałam to towarzystwo. Naprawdę szczerze ich wszystkich uwielbiałam całym moim sercem, ale nie teraz. Nie kiedy oni wszyscy byli uwaleni, a ja jedyna trzeźwa. Dlatego miałam nadzieję, że uda mi się wyrwać stąd jak najszybciej. Liam już zabrał się za robienie drinków, Phoebe była ściskana przez Louisa, a Niall próbował wysępić od Holly całusa, robiąc w jej stronę dziubka. Harry natomiast wstał i skierował się w moją stroną z rozpostartymi ramionami, które zawinął ciasno wokół mojego ciała, jak tylko znalazł się przy mnie.

- Czeeeeść, Myszko - wybełkotał, przyciskając usta do mojego policzka.

- Hej - odpowiedziałam z uśmiechem. Pijany Harry od zawsze działał na mnie rozweselająco. No, może poza tym jednym razem, kiedy pijany odwiedził mnie w Liverpoolu... - Rany, wali od ciebie alkoholem jak z gorzelni - powiedziałam, odsuwając się od niego.

- Bo my dzisiaj wszyscy jesteśmy jak gorzelnie - stwierdził, łapiąc mnie za rękę i prowadząc w stronę stolika. Chciałam usiąść na jednym z siedzeń, które chłopaki dla nas dostawili, ale Harry pociągnął mnie na swoje kolana i oplótł mnie w pasie.

Bar opustoszał już dwie godziny temu, więc chłopaki przytachali tu najwygodniejsze siedziska z drugiej sali, która głównie służyła do oglądania meczy i wypełniona była mnóstwem różnych mebli. Od foteli przez pufy na kanapach i sofach kończąc. Harry zajął dla siebie najlepszy według mnie fotel. Ten sam, który zawsze wybierałam. Ten sam, na którym siedzieliśmy, zdawałoby się tak strasznie dawno temu na moich urodzinach, zaraz po tym, jak pojednałam się z Brettem. Wtedy, kiedy podarował mnie w prezencie bilety na koncert Imagine Dragons. Wtedy, kiedy po raz pierwszy obudziła się we mnie chęć pocałowania go.

Uśmiechnęłam się na to wspomnienie i wróciłam do rzeczywistości, kiedy Liam postawił na stoliku trzy drinki, podstawiając szklanki pode mnie, Holly i Phoebe.

- Liam, Słońce... - Złapałam go za rękę, kiedy już miał usiąść. - Mogę dostać sam sok? - poprosiłam. - Kieruję.

- Jasne. - Kiwnął głową i wrócił za bar.

- Więc on jest Słońce, a ja tylko Żabą? - odezwał się urażony Harry. Spojrzałam na niego, obejmując ramionami jego szyję.

- Jest jeszcze Kermit, kochanie - odpowiedziałam, całując go w policzek. Prychnął jak rozeźlony kot, zabierając swoje ramiona ode mnie i krzyżując je przed sobą.

- Ooo, Harold zarzucił focha! - zauważył Louis i pochwycił w dłoń kieliszek. - Tak trzymaj, stary! Nie daj się - mówił, a język plątał mu się coraz bardziej. - Niech wie, kto nosi spodnie w tym związku! - Podniósł kieliszek do góry, a po chwili to samo zrobiła reszta chłopaków. Łącznie z Liamem, który właśnie do nas dołączył. - Za twardą rękę! - dodał i całą piątką wychylili kieliszki.

- Ciekawa jestem co Gemma sądzi o tej twojej "twardej ręce" - prychnęła Phoebe. Louis odburknął coś pod nosem niczym obrażony dzieciak, ale nikt nie był w stanie zrozumieć jego słów.

Harry po odstawieniu kieliszka dalej grał obrażonego. Cóż, skoro tak chciał... Spróbowałam się podnieść, ale od razu chwycił mnie za biodra, ściągając na swoje kolana.

- Gdzie się wybierasz? - zapytał, ściągając zabawnie brwi. Wyglądał naprawdę komicznie z tym pijanym, błędnym spojrzeniem.

- Skoro jesteś obrażony, chciałam ci dać trochę przestrzeni - stwierdziłam. Jego dłonie natychmiast przesunęły się z moich bioder na brzuch.

- Nigdzie nie idziesz - oznajmił stanowczo, przyciągając mnie bliżej swojego torsu. - Chociaż nie, wstań, bo ja muszę gdzieś pójść - powiedział chwilę później. Wywróciłam oczami i podniosłam się, a on zaraz za mną. Wyminął mnie i chwiejnym krokiem udał się do wyjścia z sali, ku łazienkom. Po drodze potykając się o krzesło i własne nogi. Już teraz wiedziałam, że jutrzejszy dzień będzie dla niego bardzo męczący.


Taki krótki, mało konkretny na dobranoc.

Dawno nie stawiałam Wam żadnych wyzwań, więc może... 800 i nowy? ;>

The Relationship [h.s.]   [zakończone]Where stories live. Discover now