~55~

5.8K 381 39
                                    

Harry znieruchomiał, a potem odsunął się ode mnie.

- Co? - Spojrzał na mnie ze zdezorientowaniem i złością jednocześnie. Zmarszczka między jego brwiami była nadzwyczaj głęboka, a jego szczęka zaciśnięta.

O BOŻE! On totalnie źle odebrał to co powiedziałam. On pomyślał, że nazwałam go imieniem mojego byłego! Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, zszedł ze mnie i ze złością złapał koszulkę, która leżała obok kanapy.

- Harry, to nie tak! - powiedziałam szybko, łapiąc go za ramię, które niemal od razu wyszarpnął. - To Ben przyszedł. O to mi chodziło.

- Nie do końca tak to zabrzmiało. - Wciągnął na siebie koszulkę i wstał z kanapy. Wstałam za nim i ponowiłam próbę kontaktu łapiąc go za rękę.

- Harry, przepraszam. Ale zobaczysz, że jak otworzę drzwi, to będzie tam Ben, który przyszedł zabrać ode mnie swoje rzeczy. Gdyby nie to, nawet przez sekundę bym o nim nie pomyślała, zwłaszcza w takiej sytuacji. - Przekonywałam go. On jednak na przekonanego nie wyglądał. I kiedy chciałam dalej próbować mu udowodnić, że to wcale nie tak, jak myśli, ktoś zapukał do drzwi.

- Otwórz - powiedział, zabierając rękę z mojego uścisku. Odetchnęłam ciężko i poszłam otworzyć drzwi, w międzyczasie pospiesznie zapinając guziki koszuli. Tak jak myślałam, tym razem był to Ben.

- Hej. - Uśmiechnął się. - Domofon ci się zepsuł? Dobijałem się i dobijałem i nic. Jakiś twój sąsiad mnie wpuścił, jak wychodził z bloku.

- Cześć. Tak, chyba się zepsuł - skłamałam. - Wejdź. - Odsunęłam się, by mógł przekroczyć próg mojego mieszkania. - Twoje rzeczy są w pudle na blacie w kuchni - powiedziałam od razu. Miałam nadzieję, że weźmie je szybko i stąd wyjdzie, żebym mogła wyjaśnić tą głupią sytuację z Harrym. Z którym Ben właśnie się witał. Mój były chłopak kierował się do kuchni, a mój obecny do drzwi, z kurtką w ręce. Poczułam dziwny niepokój, który ścisnął mi żołądek, aż zrobiło mi się niedobrze.

- Wychodzisz? - zapytałam, starając się ukryć chodź odrobinę ogarniający mnie niepokój.

- Do marketu - odpowiedział zdawkowo, nawet na mnie nie patrząc. Uspokoiło mnie to trochę, ale sposób, w jaki to powiedział zabolał.

- Jedź ostrożnie - poprosiłam, chwytając go za nadgarstek, kiedy mnie mijał. Musnęłam lekko jego policzek, zanim odsunął się ode mnie, przytakując cichym mruknięciem i wyszedł.

- Jesteś pewna, że jest naprawdę dobrze? - zapytał Ben, nawiązując do naszej wczorajszej rozmowy w barze.

- To tylko chwilowe. - Mam nadzieję. - Przejrzałam ciuchy i chyba wszystkie szpargały. - Wskazałam na pudełko z jego rzeczami, chcąc zmienić temat.

- Dzięki. Zbierałem się, żeby po to przyjechać i nie mogłem się zebrać. - zaśmiał się. - Widzę, że ty ze spakowaniem się też nie możesz się zebrać - dodał, rozglądając się po mieszkaniu.

- To trudniejsze niż myślałam - stwierdziłam zgodnie z prawdą. - W życiu bym się nie spodziewała, że aż tyle tu tego wszystkiego jest.

- Rok twojego życia, co? - westchnął. - Dominic pewnie jest zachwycony, że wracasz do domu.

- Nie wracam do domu - sprostowałam. - Będę mieszkać z Harrym. - Chyba...

- Och. Wow. Duży krok - powiedział z zaskoczeniem.

- Harry pomaga mi robić wiele dużych kroków. - Uśmiechnęłam się, na co on przytaknął lekko głową.

Rozmowa szła nam lekko i co chwila zagadywaliśmy o czymś innym. Zanim się zorientowaliśmy, minęło już ponad pół godziny.

- Cholera. Spóźnię się na spotkanie z Laurą - syknął, kiedy zdał sobie sprawę z tego, która jest godzina. - Powodzenia z pakowaniem. I wszystkiego dobrego na przyszłość - powiedział, łapiąc pudełko pod pachę.

- Dzięki. Tobie też - odpowiedziałam, odprowadzając go pod drzwi. Cmoknął mnie jeszcze w policzek i zbiegł po schodach. A ja zaczęłam się zastanawiać gdzie jest Harry i czemu nie ma go tak długo. Chociaż właściwie o tej popołudniowej porze mogły być korki, więc postanowiłam poczekać jeszcze trochę z dzwonieniem do niego. Zamiast tego wzięłam się za uprzątnięcie kuchni, a kiedy zrobiłam to w dziesięć minut, poszłam do sypialni pakować ciuchy. Zostawiłam sobie jedynie zestaw na jutro, oraz koszulkę do spania. Kiedy spakowałam wszystko, a Harry'ego nadal nie było, musiałam zadzwonić. Nie odebrał za pierwszym razem, ani za drugim. Dopiero za trzecim usłyszałam jego głos w słuchawce.

- W końcu - odetchnęłam z ulgą.

- Parkowałem - rzucił sucho. - Zaraz będę - dodał i zakończył połączenie. Cholera no! Naprawdę aż tak się pogniewał przez to głupie nieporozumienie?

Usłyszałam dzwonek domofonu, więc szybko odblokowałam drzwi na klatkę schodową, a potem czekałam, aż wejdzie na odpowiednie piętro. Otworzyłam mu jeszcze zanim zdążył zapukać. Wszedł do domu nie mówiąc ani słowa, nawet na mnie nie patrząc i od razu poszedł do kuchni, gdzie zajął się wyjmowaniem zakupów z toreb. Szczerze mówiąc, miałam ochotę nawrzeszczeć na niego za robienie problemu z niczego ale przeczuwałam, że to przerodziłoby się w wielką awanturę. Zamiast tego wzięłam głęboki oddech na uspokojenie i poszłam za nim do kuchni.

- Harry... - Złapałam go za ramię i chciałam odwrócić w swoją stronę, ale on poszedł w drugą, odkładając warzywa do zlewu. - Teraz będziesz mnie karał milczeniem?

- Nie karzę cię - odpowiedział. Wow. Sukces.

- Odnoszę inne wrażenie. Ledwie się do mnie odzywasz i nawet na mnie nie spojrzysz.

- Odpuść.

- Co mam odpuścić, Harry? - jęknęłam bezradnie. - Spójrz na mnie - poprosiłam, ale nie zrobił tego, dalej zawzięcie wyjmując kolejne produkty z siatek. Postanowiłam więc poczekać, skoro tak bardzo go to zaaferowało. A kiedy skończył siłą wepchnęłam się między niego i blat. Ściągnęłam brwi, kiedy zobaczyłam jego świeżo rozciętą wargę. - Co się stało? - zapytałam, przejeżdżając kciukiem tuż pod jego ustami. - Harry...

- Zostaw - mruknął cicho, odsuwając moją dłoń od swojej twarzy. I wtedy zrozumiałam, że może i nie chciał na mnie patrzeć, bo był zły. Ale był też drugi powód. Nie patrzył na mnie, bo nie chciał, bym zobaczyła jego rozciętą wargę.

- To Ben? - spytałam, chociaż byłam niemal pewna, że to on. - Harry, pobiłeś się z Benem? - powtórzyłam. Stał tyłem do mnie, dłonie zaciskając na krawędziach szafki. Mięśnie miał napięte, głowę pochyloną. - Harry, do cholery...

- Tak, to był Ben! - krzyknął, odwracając się. - Przyjebałem mu zaraz po tym, jak powiedział, że się całowaliście!

- Co?

- Jak powiedział, że ty go pocałowałaś!

- ŻE CO PROSZĘ?! To jakaś totalna bzdu...

- Pocałowałaś go? - zapytał ze złością, zbliżając się do mnie. A ja prychnęłam mu prosto w twarz, również zezłoszczona. Uwierzył mu. Naprawdę mu uwierzył. - Crystal...

- Pieprz się, Harry - rzuciłam i ruszyłam w kierunku mojego pokoju. Miałam zamiar trzasnąć głośno drzwiami i się tam zamknąć. Ale zanim pokonałam choćby połowę odległości, chłopak złapał mnie za nadgarstek i odwrócił do siebie.

- Pocałowałaś go? - zapytał już spokojniej, ale jego oczy nadal emanowały złością. Moje natomiast piekły od powoli zbierających się w nich łez.

- Oczywiście, że tak. Pocałowałam, a potem przeleciał mnie na kuchennym blacie - sarknęłam. - Nie wierzę... - zaśmiałam się gorzko. - Nie powinieneś w ogóle o to pytać. Nie powinieneś w ogóle mu wierzyć! - Wyszarpnęłam rękę z jego uścisku. - Ale najwyraźniej słowo mojego byłego znaczy więcej niż to, co o mnie wiesz. Chyba, że niewiele o mnie wiesz - rzuciłam, a zaraz po tym zatrzasnęłam za sobą drzwi do mojej sypialni.

The Relationship [h.s.]   [zakończone]Where stories live. Discover now