prolog [00.]

4.1K 124 24
                                    

Zamknęłam oczy.

Powtórzyłam w myślach dwa słowa, które powtarzane były tak często, że wyryły się głęboko w mojej duszy.

Postaraj się.

Otworzyłam oczy. Wzięłam w płuca potężny haust powietrza i zanurzyłam się w chłodnej wodzie, opływającej całe moje ciało. Odbiłam się nogami od ściany basenu najmocniej jak tylko potrafiłam.

I popłynęłam.

I starałam się.

I miałam nadzieję, że pokażę sobie samej, że stać mnie na więcej.

Wytężałam mięśnie do granic możliwości, wymagając z każdym ruchem coraz więcej. W płucach odczuwałam już delikatne palenie. Ten ból był tak bardzo przyjemny. Byłam na niego uodporniona i potrafiłam go zignorować, ale jednocześnie zawsze kiedy się pojawiał, czułam, że żyję.

Jeszcze jeden ruch. Jeszcze jedno odepchnięcie. Jeszcze tylko kilka sekund... I tak w kółko, póki potrzeba zaczerpnięcia oddechu nie stała się koniecznością.

Wynurzyłam się i odgarnęłam włosy, opadające mi na czoło. Spojrzałam na trenera, który trzymał w swoich rękach stoper. Po jego minie nie umiałam odgadnąć, czy udało mi się poprawić poprzedni wynik, czy wręcz przeciwnie, pogorszyłam się.

Wlepiłam swoje spojrzenie w tego trzydziesto trzy letniego mężczyznę, który nadal stał i patrzył w stoper jak zaczarowany. Nie wiedziałam, czy mam zwrócić na siebie jego uwagę, czy zostawić go samemu sobie. Z dwojga złego wolałam to pierwsze. Przynajmniej miałabym świadomość, że próbowałam go przywrócić do świata żywych.

- Zapomniałeś włączyć czas?

Odpowiedziała mi cisza. Ale Konrad się jakby ocknął.

Tak. W myślach darowałam sobie grzecznościowe formułki. W rzeczywistości także miałam na to pozwolenie. Jednak zawsze pilnowałam się z tym, jak się do niego odnoszę. Uważałam, że trenerowi należy się mój szacunek i właśnie w ten sposób go okazywałam. Nie naruszając tym samym jego prywatności. Relacja trener-podopieczny jest trudna do opisania. Między dwójką ludzi, którzy ciężko współpracują przez cztery dni w tygodniu, musi nawiązać się jakaś więź. I ta więź między mną a Konradem była. Było również wzajemne zaufanie. Bez niego nie osiągnęlibyśmy zupełnie niczego. Ja nie mogłam podważać jego opinii, musiałam wierzyć jego słowom. On musiał mnie słuchać, kiedy mówiłam, że nie byłam do czegoś przygotowana, nie mógł na mnie zbytnio naciskać. Trener i podopieczny muszą opanować sztukę zaufania na najwyższym stopniu. Tak samo jak sztukę zrozumienia.

- Wiesz, że w czasie każdego treningu zapisuję nie tylko poszczególne czasu, ale również średni czas w całości. - To nie było pytanie. Wiedziałam to. - I niesamowite jest to, że twój czas nie tylko polepsza się wraz z każdą próbą, ale również wraz z każdym treningiem. Nie są to wielkie liczby. Z resztą sama o tym dobrze wiesz, ale to niebywałe, że ciągle idziesz w górę. I to trwa od dłuższego czasu. Jesteś pewna, że nie chcesz mi o czymś powiedzieć?

W ten delikatny sposób chciał mnie zapytać, czy nie biorę dopalaczy, a zarazem wyraził swój podziw. Skomplikowany człowiek, ale piekielnie dobry w tym, co robi.

Zaśmiałam się pod nosem.

- Ile razy masz zamiar mnie jeszcze o to zapytać? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

- Dopóki nie pojmę, jakiego rodzaju stworzeniem jesteś. Bo człowiekiem na pewno nie.

Pokręciłam tylko głową.

- To jaki mamy czas? - zapytałam, bo byłam bardzo ciekawa. Wiedziałam już, że było lepiej niż ostatnio, jednak wypowiedzenie tych niby mało znaczących cyferek, miało w sobie jakąś potężną moc.

- Jesteś lepsza o kolejne dwie sekundy. Gratuluję, Sabina. Naprawdę jestem pod wielkim wrażeniem. Jak tak dalej pójdzie, to tylko patrzeć, aż tutaj, na szkolnym basenie, pobijesz rekord świata.

Puściłam jego słowa w niepamięć. Nie to, żebym nie liczyła się z jego zdaniem. Po prostu dopóki nie osiągnę czegoś godnego podziwu, nie zasługuję na podziw. Tym bardziej, że pomimo dobrych predyspozycji, to nadal jest tylko szkolne trenowanie do regionalnych zawodów, a nie profesjonalne uprawianie pływactwa. Nawet nie wiedziałam, czy chcę się na coś takiego pisać.

Sport jest piękny. Możliwość jego uprawiania też jest piękna. A jeżeli naprawdę kochasz to, co robisz i jesteś w tym dobry, to najpiękniejsze co może cię w życiu spotkać.

Jednak ja nie miałam wielkich marzeń. Nie pragnęłam sławy. Nie chciałam, by ludzie mieli mnie na językach. Nie pragnęłam zapamiętania.

Chciałam być. Dla siebie. Dla kogoś. Dla świata. Chciałam żyć. Chciałam się cieszyć z życia. Chciałam robić to, co kocham.

I chociaż woda to moje naturalne środowisko w dużo większym stopniu niż stały ląd, ja po prostu nie wiedziałam, czy chcę się w to pakować.

Bo sport ma również tą gorszą twarz. Kiedy zawiedziesz oczekiwania. Kiedy nie sprostasz wymaganiom. Kiedy kibice się od ciebie odwracają. Kiedy tracisz wsparcie. Kiedy czujesz, że przegrywasz w starciu z rzeczywistością. To wszystko było brutalne, bolesne, ale prawdziwe.

Czy ja chciałam w to wejść?

- Koniec na dziś. Standardowo pozwalam ci jeszcze posiedzieć w wodzie, ale, również standardowo, proszę cię bardzo byś się już nie forsowała.

Konrad bardzo dobrze mnie znał. Wiedział, że nawet po męczącym treningu, nie potrafiłam tak po prostu wyjść z wody. Musiałam jeszcze popływać. Potaplać się jak dziecko. Bo z wodą łączyła mnie prawdziwa miłość.

Kilka spokojnych i relaksujących rundek wzdłuż basenu później wyszłam w końcu z wody i ruszyłam do szatni. Umyłam się pod prysznicem, wytarłam, ubrałam, wysuszyłam włosy i wsiadłam do auta mojego zniecierpliwionego braciszka, który czekał już od dziesięciu minut.

Jego zniecierpliwienie to tylko poza. W rzeczywistości jest ze mnie dumny i cieszy się, że się rozwijam w jakiejś dziedzinie, a nie tracę czas na głupie, zakrapiane imprezy i eksperymentowanie z używkami.

Tak to ja.

Sabina Wojtaszek.

Idealna siostra. Idealnie poukładana. Idealnie idealna.

Albo pozornie idealna.

Bo czy istnieje na świecie ideał?


Serca DekalogWhere stories live. Discover now