Rozdział LXI

39 3 7
                                    

— Ty się kiedyś zabijesz! — krzyknął, wybiegając zaraz za mną.

— Daj mi spokój! — powiedziałam tak desperacko, że chciało mi się już z siebie śmiać.

— Margot!

Nie odwróciłam się... Poprostu szłam przed siebie, chcąc jak najszybciej zamknąć się w kajucie.

Nie chciałam z nim rozmawiać. Wystarczyło robienia z sobie idiotki i hipokrytki.

Podbiegł do mnie i chwycił mnie za ramiona, po czym obrócił energicznie ku sobie.

— Mag.. — westchnął. — Nie mogę patrzeć na to co robisz.. to się kiedyś musi skończyć..

— Skończy się, jak w końcu zrobię coś, co będzie dobrym powodem do tego aby mnie sprzątnąć. — powiedziałam, odsuwając się od niego.

— Nie pozwolę, żeby do tego doszło. Nie po to tutaj jestem.

Spojrzałam na niego z żalem, czując że zaraz znowu wymięknę.

— Zostaw.. mnie. — syknęłam, próbując się od niego odsunąć.

— Zostawiłem cię zbyt wiele razy. — odparł, patrząc na mnie łagodnie. — Jeżeli zostawię cię też teraz, to już nigdy cię nie odzyskam.

— Miałam nadzieję, że w końcu zrozumiałeś.. — westchnęłam, próbując uniknąć jego wzroku. — Daj sobie spokój, James. Dobrze wiesz, że wyjdziesz na tym bardzo źle.

— Najpierw ty powinnaś zrozumieć, że jeżeli będziesz dalej tak postępować, to dopiero będzie źle. — szepnął i wyciągnął z kieszeni czystą chustkę.

— Nie jestem niedołężna.

— To fakt.. ale nie zmienia to tego, że sobie nie radzisz.

James rozjerzał się wokół i z powrotem wrócił wzorkiem do mnie.

— Chodźmy stąd. — rzucił krótko i puścił moje ramię.

— To sobie idź. Ja muszę wyjaśnić jeszcze trochę rzeczy. — mruknęłam, mając na myśli wszystko o czym powiedział Jeremiach.

Jack mógł spodziewać się gruntownego przesłuchania. Tym razem nie miałam zamiaru odpuszczać, bo musiałam dowiedzieć się prawdy.

— Ty już tam nie wrócisz. — warknął, zagradzając mi drogę. — Napewno nie dziś.

— Ja nie próbuję rozwiązywać twoich zatargów, Norrington! — warknęłam, wymijając go. — Dlatego ty zostaw moje życie w spokoju!

Nie zwracałam już uwagi na to czy za mną szedł. Nawet jeśli to mógł sobie pomarzyć, że o czymkolwiek mu teraz powiem.

Wchodząc do kajuty, trzasnęłam drzwiami tak mocno, że sama się wzdrygnęłam.

Chwyciłam klucz leżący na stole i przekręciłam go w zamku, żeby mieć pewność, że nikt nie będzie mi przeszkadzał.

Wiedziałam, że James nie chciał źle, ale mimo to nadal irytowało mnie jego zachowanie.

Zbyt często pokazywałam mu, że jest mi potrzebny. Zbyt często pozwalałam, aby czuł, że jestem dla niego kimś najważniejszym..

Zniszczyłam zbyt wiele żyć, dlatego nie powinnam zacząć niszczyć tych, na których mi zależało.

Znowu narobiłam niepotrzebnych problemów, ale tak miałam już w zwyczaju, więc chyba powinnam się w końcu do tego przyzwyczaić.

Wyciągnęłam z szuflady lekko pogniecioną mapę i zauważyłam, że na jej dnie leży także pęknięte lustro.

Sięgnęłam po nie i zaczęłam przyglądać się swojemu odbiciu.

Commodore - Best or DeadWhere stories live. Discover now