Rozdział XX

50 5 4
                                    


Otrzepałam włosy z płatków śniegu, które zdążyły na nie spaść.

Przejrzałam się w lustrze.

Blada czerwień zdobiła moje policzki i nos.

Czasami już coraz bardziej brakowało mi jamajskich upałów. Angielska zima dawała mi się we znaki nie tylko ze względu na panujące tam wtedy temperatury, ale również to, że znacznie częściej chorowałam. Miesiące spędzane tutaj nie wpływały na mnie zbyt dobrze.

— Chce pani herbaty, komodorze? — spytała Adelaide, krzątając się po kuchni.

— Nie zawracaj sobie tym głowy. Jak będę chciała to sobie ją zrobię. — odparłam, idąc wzdłuż korytarza.

Kiedy weszłam do salonu, odrazu zrzuciłam płaszcz i podeszłam do regału z pięknie rzeźbionymi drzwiczkami.

Chciałam się rozgrzać i.. nieco rozluźnić, dlatego sięgnęłam do jednej z szafek po butelkę brązowawej brandy.

Wiedziałam że mnie to rujnuje i że nie prowadzi  do niczego dobrego, ale w tym momencie nie zależało mi na niczym.

Nalewając trunek do szklanki, torchę go rozlałam, bo po raz kolejny złapał mnie kaszel.

Przyłożyłam złożoną w pięść dłoń do ust. Starałam się powstrzymywać wszystkie kaszlnięcia, bo każdemu z nich towarzyszył palący, promieniujący po całych płucach, ból.

Kiedy w końcu wszytko ustało, mogłam rozsiąść się w fotelu i zrobić to co chciałam.

Alkohol lekko drażnił moje zdarte gardło.

Wpatrywałam się z lekkim uśmiechem w płomienie tańczące bo kawałkach drewna w kominku.

Ciche trzaskanie ognia nadawało bardzo melancholijnego klimatu, dzisiejszemu wieczorowi.

— Komodorze? — usłyszałam za plecami głos mojej służącej.

— Tak, Adelaide?

— Mam list dla pani. — odparła niepewnie i podała mi starannie złożoną kopertę.

— Kolejny list od ojczulka? — mruknęłam pod nosem, niechętnie przełamując wosk na środku koperty.

Odkąd tylko dowiedział się, że żyję, dostałam od niego co najmniej siedem listów.

Nie otworzyłam żadnego z nich, ale tym razem zrobiłam to z ciekawości. Ósmy z kolei mógł w końcu zawierać coś ciekawego.

Jeżeli myślał, że wybaczę mu po przeprosinach, które napisał, to bardzo się mylił.

Nie miałam zamiaru utrzymywać z nim jakiegokolwiek kontaktu. Z Mary i macochą również.

Nie chciałam ich znać i myślę, że nikt nie zastanawiał się dlaczego. No chyba, że oni, gdyby wiedzieli, to raczej nie dostałabym żadnego z tych listów.

                                ~°~
Valentino, 

Nie dostałem żadnej odpowiedzi na wszystkie poprzednie listy. Jeżeli nie dotarły one do twoich rąk, powtórzę to i w tym.. Chciałbym żebyś wiedziała, jak bardzo żałuję swoich czynów. Nie wiedziałem, że to wszystko obróci się przeciwko tobie. Nigdy nie chciałbym twojej śmierci. Nie mogłem zrobić nic, mimo że sam chciałem cię bronić. Ja również mogłem zginąć..
Doskonale wiem, że zachowałem tak jak nigdy nie powinien zachować się ojciec. Nie proszę cię o wybaczenie. Chcę żebyś znała prawdę.
Mam ogromną nadzieję, że wszystko u ciebie w porządku. Nawet jeśli nie wrócisz, życzę ci wszystkiego co najlepsze i liczę, że nie spotka cię już nic takiego.

Pamiętaj, że nie były to moje zamiary.

                                                                               
                                                 Joseph Mozore
                               ~°~
Kiedy przeczytałam całość, zaśmiałam się gorzko i pociągnęlam kolejny łuk że szklanki.

— Wyobraź sobie, że jest mu strasznie przykro. — zaśmiałam się kpiąco do mojej służącej..

Adelaide patrzyła na mnie praktycznie  bez emocji. Oczywiście nic też nie mówiła, więc odrazu domyśliłam się, że raczej nie jest po mojej stronie.

— Przynieś mi atrament, pióro i jakąś kartkę. Tak bardzo się wzruszyłam że aż mu na to odpiszę, bo jeszcze umrze przez te wyrzuty sumienia. — powiedziałam, znowu powstrzymując kaszel.

Nie do końca wiedziałam, czy były to moje decyzje, czy też nie, bo alkohol znikał z butelki w zawrotnym tempie.

Kiedy tylko chwyciłam za pióro, odrazu chciałam wyładować swoją frustrację w tym liście, ale zatrzymałam się w połowie.

Dlaczego miałam odpisywać? Znałam tą jego podkoloryzowaną prawdę, więc nie było sensu odpowiadać na to w jakikolwiek sposób.

Nadal czułam się dosłownie wydeptana w ziemię. Wydeptana przez niego. I nie ważne co by mi napisał, nadal będę się tak czuć.

Dlaczego miałam marnować atrament i nerwy tylko po to, żeby wiedział, że napewno żyję?

— No cóż... Jednak nic nie będę pisać. Niech wiedzą, że mam ich głęboko. — mruknęłam, zgniatając wszystkie osiem listów, wraz z moim niedoszłym i wrzuciłam je do kominka. Tylko tam było ich miejsce.

Nie obchodziło mnie, czy w którymś może być coś ważnego.

Nie miałam zamiaru zajmować sobie nimi czasu. Był zbyt cenny.

Zakaszlałam po raz kolejny. Tym razem ból dał się we znaki znacznie bardziej, bo nie mogłam powstrzymać cichego jęknięcia, które opuściło moje usta.

— Może nie powinna iść pani jutro do pracy?

Miałam ochotę zaśmiać się jej w twarz. Teraz już nie było na to czasu.

— Jutro wyruszam na morze. Jeżeli wszystko pójdzie jak należy, najpóźniej za półtorej miesiąca będę z powrotem.. — odparłam, rozsiadając się wygodniej.

— Wygląda pani na rozpaloną.. — westchnęła ze zmartwieniem.

Uśmiechnęłam się do niej lekko.

— To tylko alkohol.

— Z całym szacunkiem proszę pani, ale nie będzie pani w stanie się tam jutro stawić. — powiedziała cicho.

— Kochanie... Ja sama wiem znacznie lepiej, czy dam radę się tam stawić, czy też nie. — mruknęłam, mierząc ja uważnie wzrokiem.

Adelaide wyglądała na torchę speszoną moim spojrzeniem, bo odrazu wbiła wzrok w podłogę.

— Ja.. nie będę już przeszkadzać, komodorze. — powiedziała szybko i zniknęła za ścianą.

Byłam aż tak przerażająca? Nie do wiary! Nawet moja służba trochę się mnie obawiała!

Zaśmiałam się na tą myśl.. Brzmiało to dla mnie torchę absurdalnie, ale z drugiej strony nikt tego nie wykluczał.

W końcu wstałam i potykając się lekko o schody, powlokłam się do swojej sypialni.

Po raz kolejny zrezygnowałam z kolacji, ale nie czułam się głodna.

Teraz najważniejsze było trochę wypocząć i przygotować się na jutrzejszy dzień.

ו×_____________________________ו×

— Poruczniku Tilley, proszę wejść już na pokład i sprawdzić, czy wszyscy są. Ja zaraz do was dołączę. — zwróciłam się do swojego zastępcy.

Mężczyzna skinął tylko głową i poszedł w stronę okrętu.

Od jakiegoś czasu męczyły mnie bezsenne noce.

Jeżeli jednak jakimś cudem udawało mi się zasnąć, bardzo często miałam koszmary.

Nic nie było już takie samo. Czułam się kompletnie innym człowiekiem i zaczynałam zdawać sobie sprawę, że będę zmieniać się jeszcze bardziej.

Commodore - Best or Deadحيث تعيش القصص. اكتشف الآن