Rozdział XVI

61 6 21
                                    


Droga nie była łatwa. Pomimo że pogoda dopisywała, o wiele trudniejsze okazało się przejście tej trasy w dwa dni. Powoli zbliżał się już trzeci..

Nie zdążyłam, bo nadal odczuwałam skutki tych wszystkich kontuzji. Miałam też wrażenie, że będąc w tym klasztorze, musiałam być czymś faszerowana, bo po jednym dniu wędrówki czułam się tragicznie.

Moim oczom zaczynały ukazywać się pierwsze zabudowania. Wskazywały one raczej, że jestem po drugiej stronie miasta, ale czułam się tu jak w domu. Po kilkudziesięciu godzinach błąkania się po lasach, malutkich osadach i różnych polnych ścieżkach, widok miejsca, które jakkolwiek kojarzyłam, dawał mi poczucie ulgi.

ו×____________________________________ו×

Wiedziałam, że przechodząc w środku nocy pod samym fortem, mając na sobie płaszcz z kapturem i kilka zadrapań na twarzy, wyglądałam co najmniej trochę podejrzanie.

Wybrałam dłuższą, ale bezpieczniejszą drogę. Niby nie miałam się czego obawiać, bo przecież każdy mnie tu znał, ale lepiej się nie narażać..

Mimo braku sił, ostatnia prostą do domu pokonałam najszybciej jak potrafiłam.

Prawie wpadłam na drzwi, potykając się o własne nogi.

Zastukałam kołatką, niecierpliwe czekając, aż ktokolwiek raczy mi otworzyć. Ku mojemu zdziwieniu, po drugiej stronie pojawił się mój ojciec. Naprawdę, był ostatnią osobą, której spodziewałam się o tej porze.

Joseph spojrzał na mnie zdezorientowany, po czym porwał mnie w swoje ramiona i mocno przycisnął do siebie.

— Dziecko drogie.. — wyszeptał w moje włosy, opanowując łamiący się głos.

Odsunął się na chwilę, żeby złapać moją twarz w swoje dłonie i pocałował mnie w czoło.

Już dawno nie widziałam, żeby płakał, a teraz po jego policzkach spływały wielkie, szczere łzy.

Nie były to te same, które wylewał, po śmierci mamy.. Te były łzami szczęścia..

Przycisnął mnie jeszcze raz do siebie, po czym złapał za ramiona i spojrzał prosto w oczy.

— G–gdzie byłaś? — wyjąkał.

Popatrzyłam na niego, po czym spuściłam wzrok. Musiałam powiedzieć mu prawdę..

— Spencer mnie.. porwał..

Joseph ściągnął brwi.

— Czego od ciebie chciał? — spytał.

Zawahałam się przed tym, czy powinnam mówić jak było, czy ominąć niektóre fakty, ale stwierdziłam, że najlepiej będzie, jeżeli nie powiem zbyt dużo.

— Z tego co mówił, wychodziło, że chciał się mnie tam pozbyć.. wspominał też, że mamy coraz mniej czasu, i że Teach się z nami rozprawi. — odrzekłam powoli.

— Czy.. on ci coś zrobił? Jesteś cała poobijana i poraniona.. — powiedział troskliwie.

— On chyba nic.. nie pamiętam. Te wszystkie zadrapania i siniaki są z ucieczki.

— Powinien zobaczyć cię lekarz. — stwierdził pewnym tonem.

— Nie! Wszystko jest w porządku. Obędzie się. — odrazu zaprzeczyłam. Faktycznie, brakowało mi tu jeszcze lekarza.

— Ależ Val.. To dla twojego dobra. Zdrowie jest bardzo ważne.

— Moje ma się świetnie. Naprawdę, obędzie się. — odparłam.

Commodore - Best or DeadNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ