Rozdział XXXII

44 5 20
                                    

Słońce grzało nasz wszystkich od samego rana. Przygotowania nie trwały zbyt długo. Nawet nie miałam czasu, żeby dokładniej przemyśleć swój plan. Tak naprawdę był strasznie niedopracowany.

To, co z początku wydawało mi się banalne, okazywało się teraz znacznie trudniejsze.

Pozostawało tylko mieć nadzieję, że Edward nie weźmie dwóch równoległych do niego okrętów za zagrożenie.. miałam ogromną nadzieję, że moja zgoda na jego warunki, wystarczająco przyćmiła mi wszystko co działo się wokół.

— Tylko żadnych podstępów, Mozore. — powiedział Tickell niezbyt przyjemnym tonem.

— Ja miałabym coś kombinować? — zapytałam kpiąco.

Zobaczyłam Norringtona.

Wiedziałam, że na mnie patrzył, ale sama unikałam jego wzorku. Powtarzałam w myślach wszystko co mu powiedziałam. Liczyłam, że wszytko było jasne i że zrobi wszystko tak, jak o to prosiłam

Podszedł do nas.

Znowu poczułam to samo uczucie, co wtedy kiedy tylko zostawił mnie samą.. chociaż, to ja chciałam wtedy zostać sama..

— Prosto do Port Royal? — zapytał, mówiąc wszystko jakby rozmawiał chociażby ze mną.

Tickell przez chwilę milczał.

Norrington oczywiście nie miał zamiaru marnować tego czasu i odrazu połączył wzrok ze mną.. wahał się. Bardzo się wahał.

Kiwnęłam lekko głową, chcąc przekazać mu, że ma to wszystko zrobić i nie patrzeć na nic. Absolutnie na nic.

Odwrócił wzrok. Ja też. Cały czas chciałam móc zapewnić go, że nie ma się czego obawiać, ale tak naprawdę sama nie wiedziałam, czy będę mogła jeszcze stanąć w jego pobliżu..

ו×_____________________________ו×

— James?

Odrazu poderwałam wzrok, słysząc Mary.

— Kochanie, nie mogę.. jeżeli to nie jest coś ważnego, to.. — nie pozwoliła mi skończyć.

— To jest ważne. Myślę że dla ciebie bardzo ważne. — powiedziała, brzmiąc trochę tajemniczo. — Musimy porozmawiać. O nas.

Zmarszczyłem lekko brwi. Niby co takiego się ostatnio stało.

— Nie jesteśmy ze sobą szczerzy.. nigdy nie byliśmy. — zaczęła i torchę zesmutniała. — Nie mówię tu tylko o sobie, ale i o tobie..

Podeszła do mnie bliżej i uśmiechnęła się.

— Nie kochamy się, James. Wiem o tym odkąd tak naprawdę zaczęliśmy dążyć do tego małżeństwa. Nie mam zamiaru tego naprawiać, bo wiem, że coś przede mną ukrywasz.

Chciałem coś powiedzieć, żeby uniknąć niepotrzebnej kłótni.. wisiała już w powietrzu.

— Mary.. proszę zrozum, że chwilowo będę mieć dla ciebie mniej czasu.. nie potrzebujemy kolejnej awantury.. — westchnęłam, patrząc na nią zmęczonym wzrokiem.

— Nie dałeś mi skończyć, James. — odrzekła, kładąc mi palec na ustach. — Wiem, że kochasz Mag. Widzę to odkąd tylko wróciła z Anglii. Nie tłumacz się. To ja postąpiłam źle. Powinnam odrazu przestać cię oszukiwać i nie trzymać cię przy sobie na siłę. — powiedziała cicho. — Nie każdy może wyjść za kogoś, kogo kocha, ale ja nie mam zamiaru ci tego zabierać.

Spojrzałem na nią zdezorientowany.

— Ale..

— Mówiłam, żebyś mi się nie tłumaczył. Potraktowałam cię strasznie źle, ale to ostatnia chwila, żeby to odkręcić. Nie chcę za ciebie wyjść, bo ty także tego nie chcesz. Walcz o Margot. Nie będzie łatwo.. ale nie odpuszczaj. Zasługujecie na siebie.. oboje siebie potrzebujecie. — dodała.

Commodore - Best or DeadWhere stories live. Discover now