Rozdział VIII

84 6 24
                                    

Po raz kolejny próbowałam się wyrwać, ale bezskutecznie. Nie miałam już w ogóle siły, a powietrza zaczynało brakować coraz bardziej.

Miałam się już poddać, ale przypomniało mi się że oprócz tonącej gdzieś szabli i pistoletu miałam też sztylet. Nosiłam go w cholewie buta, na wypadek gdyby ktoś mnie kiedyś gdzieś porwał, zamknął czy zrobił cokolwiek innego i zabrał broń.

Schyliłam się ku nogom, żeby odwiązać sznurówkę i odrazu go złapałam 

Zacisnęłam pewnie dłoń na rękojeści i oparłam kciuk na jej końcu, żeby mieć lepszy chwyt.

Ostatkami sił udało mi się wyszarpać kostkę z dłoni syreny i pewnym ruchem wbiłam sztylet w jej szyję.

Odrazu popłynęłam ku górze, a kiedy udało mi się wynurzyć na powierzchnię, wzięłam tak głęboki oddech, że myślałam, że pękną mi płuca.

Miałam tak zszargane nerwy, że nie wiedziałam, czy śmiać się, czy płakać, więc roześmiałam się głośno, z tego całego szczęścia, że po raz kolejny udało mi się uciec śmierci sprzed kosy.

— Ja żyję! — krzyknęłam po raz ostatni, nadal się śmiejąc.

Podpłynęłam do swojej szalupy, która obecnie świeciła nieco pustkami i wdrapałam się na nią.

Momentalnie pojawił się przy niej Norrington wraz z Grovesem i resztą, która przeżyła, na swojej, oczywiście dużo porządniejszej.

— Bałem się, że już nie wypłyniesz. — powiedział James z widocznym przejęciem.

— No a ja już miałam nadzieję, że nie będę musiała dalej się z wami męczyć. A tak swoją drogą, to wątpię, że moja śmierć cokolwiek by dla ciebie znaczyła, więc nie udawaj, że się martwisz, Norrington. — syknęłam ozięble.

Komodor był chyba trochę zdziwiony moja odpowiedzią, ale sam nie powiedział mi nic więcej.

— Wracamy na Interceptora. — powiedział donośnie i odwrócił wzrok od mojej łódki.

Potem nie spojrzał w moją stronę, aż do samego końca, naszej jakże długiej drogi, więc obstawiałam, że moje słowa nieco go uraziły, ale taka była prawda i za cholerę nie wmówiłby mi, że jest inaczej.

Kiedy dotarliśmy na Interceptora, weszłam na pokład jako ostatnia, chociaż w sumie nawet nie wiem czemu.

Przeskoczyłam przez barierkę po raz ostatni tego dnia i chciałam iść już do swojej kajuty, ale zatrzymał mnie Norrington, który złapał mnie mocno za ramię i pociągnął w swoją stronę.

— Valentino, jesteś ranna.. — powiedział cicho i spojrzał na mnie zmartwiony.

Faktycznie.. byłam ranna, ale z tego całego entuzjazmu spowodowanego tym, że po raz kolejny udało mi się oszukać mrocznego żniwiarza, całkowicie o tym zapomniałam.

— W–wiem. Opatrzę się, spokojnie. — odpowiedziałam, trochę zdziwiona tym, że naprawdę się o mnie martwił.

James trzymał jeszcze przez chwilę dłoń na moim ramieniu, ale potem mnie puścił.

Spojrzałam na niego podejrzliwie i bez słowa poszłam do siebie.

ו×_______________________________ו×

— NOSZ KUR.. — chciałam przeklnąć po raz kolejny kiedy znowu spadł mi bandaż, ale się powstrzymałam. Ręce nadal mi się trzęsły, co w ogóle nie poprawiało całej sytuacji.— A w dupie to mam! Nie będę tego bandażować.

Nie byłam w stanie opisać swojej frustracji. Po tych wszystkich wydarzeniach byłam tak niestabilna psychicznie, że najmniejsze rzeczy potrafiły niesamowicie mnie zdenerwować.

Commodore - Best or DeadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz