Rozdział XXIX

60 5 52
                                    

Dokładnie trzy i pół dnia później wróciliśmy na wyznaczony kurs. 

Isla de Muerta była już tak naprawdę na wyciągnie ręki. Dzieło nas od niej tylko kilka dni drogi.

Niestety nie mogliśmy płynąć prosto na wyspę.. po sztormie okazało się, że Interceptor wymaga kilku poważniejszych napraw, których nie udało nam się wykonać na morzu..

Wraz z Norringtonem postanowiliśmy, że na jeden dzień zejdziemy na ląd.

Po drodze mieliśmy mały port, w którym mogliśmy spokojnie cumować przez kilka godzin.

— Jack pójdzie ze mną do miasta. — oznajmiłam.

Norrington momentalnie zmarszczył brwi.

Czyżby myślał, że zrobi to na mnie jakieś wrażenie?

— Nie przewiduję takiej opcji. — powiedział, patrząc na mnie gniewnie. — Poza tym, kto powiedział że możesz zejść?

Parsknęłam śmiechem, słysząc co właśnie powiedział.

— Nikt nie musiał. W zupełności wystarczy, że ja sobie tak postanowiłam. — odparłam kpiąco.

— Także mam tu coś do powiedzenia. — bronił się.

— Oczywiście. Kiedy mnie zabraknie, bo nie wiem czy wiesz, ale tym razem dowództwo jest prawie całkowicie moje i tobie zostały przypisane mniej istotne rzeczy i ewentualne przecięcie władzy w razie mojej śmierci podczas tego rejsu. — odparłam, mówiąc to jakbym nauczyła się tego na pamięć.

Norrington wywrócił oczami, słysząc moje słowa.

— Nie jestem pewien, czy aby na pewno powinno tak być. — mruknął.

— Zapewniam cię, że powinno, żabciu. — powiedziałam, przesadnie akcentując ostatnie słowo.

Prawie się udusiłam, kiedy zobaczyłam zdziwienie Jamesa.

— Milcz. — warknął.

— Tak to sobie możesz mówić do swoich podwładnych, Norrington.

— Zbyt bardzo się od nich nie różnisz. — odgryzł się.

Tego się nie spodziewałam, więc na chwilę odebrało mi mowę. Tak w przenośni oczywiście, bo mogłam powiedzieć naprawdę dużo, ale byłoby to bardzo obraźliwe, a sytuacja nie wymagała ode mnie wyciągania tak poważnej artylerii. Jeszcze.

— To mogłeś zostawić dla siebie, ale skoro już powiedziałeś, to mnie to nie robi zbyt dużej różnicy. Nie zmienia to jednak faktu, że Jack idzie ze mną. — odpowiedziałam, puszczając mu podły uśmiech.

ו×_____________________________ו×

Zbiegłam po trapie jak podekscytowane dziecko.

Zanim zeszłam, przebrałam się w coś bardziej neutralnego.. czyli z mojego na wasze: coś co nie będzie wyglądało zbyt piracko, ani zbyt wojskowo.

W takich miejscach lepiej być bezstronnym..

Czekałam przez chwilę na Jacka. Zastanawiałam się co go tak zatrzymało. Wspięłam że szukał pieniędzy, bo ich nie miał.

Ja również, ale to była inna sprawa.

W końcu zobaczyłam mojego towarzysza, który sam także miał towarzystwo..

Bartolomeo..

— A pan wybiera się z nami? — zapytałam, patrząc z uniesioną brwią na mężczyznę.

Commodore - Best or DeadWhere stories live. Discover now