Rozdział XXXVIII

53 6 9
                                    

… dwa lata później…

Admirał Margot Mozore.. moje marzenie.. największe.. tak mało mi do niego brakowało..

— OGNIA! — wrzasnęłam, próbując przekrzyczeć huk armat.

Połamane deski latały wszędzie.. to był koniec naszej przygody. Jedna z najbardziej udanych bitew pod moim dowództwem.

Wrogi okręt szedł na dno. To był najprzyjemniejszy widok. Uśmiechnęłam się pod nosem na myśl, że w końcu wszystko wyszło na prostą.. wszytko szło prześwietnie.

Ukoronowaniem moich starań był już tylko awans. Awans na najwyższy stopień.

ו×_____________________________ו×

Angielska pogoda należała do kapryśnych. Potrafiła zmieniać się kilka razy, co niesamowicie mnie irytowało.

Biegłam do budynku najszybciej jak tylko mogłam, okrywając płaszczem wszystkie dokumenty.

Miałam dostarczyć je Walshowi i przy okazji dowiedzieć się torchę o najbardziej wyczekiwanym przeze mnie stopniu.

— Jak zawsze, wszystko dopięte na ostatni guzik, komodorze. — powiedział Walsh, trochę mnie chwaląc.

— Nie pozwoliłabym, żeby stało się inaczej. — zaśmiałam się.

— Dobrze, komodorze. Wiem, że czekasz na wiadomości dotyczące awansu. Otóż odbędzie się on, ale to nie pani zostanie awansowana.

Zacisnęłam usta, próbując utrzymać na twarzy ten sam sztuczny uśmiech co wcześniej.

— Zatem kto awansuje? — spytałam spokojnym głosem.

— Jeszcze go tutaj z nami nie ma, ale napewno go pani zna, bo pracowała panią nim przez jakiś czas. — powiedział, próbując obrócić to wszystko w żart. — Już niedługo będzie tutaj z nami pan Norrington. Jest cenionym oficerem, co zapewne pani wie. Jego trud i starania, jakie wkłada w marynarkę, w końcu zostaną wynagrodzone.

Uśmiechnęłam się udając zadowolenie. Tak naprawdę miałam ochotę wbić sobie sztylet w szyję.

Czy on zawsze musiał mnie prześladować? Nawet tutaj? W moim prawie rodzinnym mieście?

O i najważniejsze! Jego trud i starania, jakie wkłada w marynarkę, w końcu zostaną wynagrodzone.

Oczywiście.. bo ja siedzę z założonymi rękoma i czekam aż wszystko zrobi się za mnie..

Sprawiedliwość.. taaak

— Miło słyszeć, że ktoś kogo znam zdobywa takie stopnie. — powiedziałam ze sztucznym podziwem. — Kiedy dokładnie odbędzie się ceremonia?

— Wszystko zależy od tego, jak szybko zjawi się tu komodor Norrington. — odparł, uśmiechając się pięknie. — Szacuję, że będzie to przyszły tydzień.

Kiwnęłam głową i czekałam aż pozwoli mnie odejść.

Kiedy tylko zamknęłam za sobą drzwi mogłam z powrotem przybrać swój niezadowolony wyraz twarzy.

Kiedy pomyślałam o Norringtonie przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz.

Nie dość, że miałam z nim głównie dość nieprzyjemne wspomnienia, to jeszcze awansował szybciej ode mnie..

To pokazywało tylko jedno.. byłam poprostu gorsza.. i tym razem nie powinnam się już w ogóle oszukiwać.

Cóż.. przyszły tydzień będzie poprostu uświetniony moją jednodniową nieobecnością.. oczywiście wszystko będzie czystym przypadkiem.

Kiedy pomyślałam o Jamesie, odrazu przypomniało mi się na jakim etapie tak naprawdę zerwaliśmy jakikolwiek kontakt.

Byłam torchę ciekawa, jak potoczyło się jego życie.. czy podzielił się swoimi nazwiskiem z jakąś towarzyszką życia.. tą, o którą torchę zbyt bardzo się kłóciłam.

Patrząc no to z perspektywy czasu, najlepiej by było, gdybym w ogóle się wtedy nie odezwała.

Najlepiej by było, gdybym zniknęła zupełnie bez żadnego powodu.. oczywiście czysto teoretycznie.. praktycznie miałabym do tego powód.

ו×_____________________________ו×

Miałam tendencje do uciekania od problemów, poprzez uciekanie z tamtego miejsca..

Nie do końca wiedziałam z czego to wynikało.. być może poprostu nie chciałam, aby rozwiązywanie jakichkolwiek z nich zabrało mi zbyt dużo czasu.. łatwiej było zniknąć z pola walki.. chociaż.. była też druga strona medalu. Wcale nie byłam tak odważna, jak mi się wydawało.. nie byłam też tak silna, jak chciałabym być.

Śnieg lekko stukał w moje okno.. lubiłam zimę.. kiedy wszystko było obumarłe, szare i ciche.. świat lekko przysypiał.

Moje oczy lekko przymykały się, kiedy wpatrywałam się w dogasający ogień tańczący na zwęglonych kawałkach drewna.

Zacisnęłam dłoń na cieniutkim pierścionku z granatowym oczkiem, który zwisał z mojej szyi na ciemnym rzemyku.

Podniosłam go na wysokość oczu, żeby trochę lepiej mu się przyjrzeć.

Patrząc na to, ile już przeżyłam, dziwiłam się, że nadal go przy sobie mam.. pamiętałam jak ojciec zawsze powtarzał mi, że jako marynarz nie powinnam zabierać ze sobą żadnych drogocennych przedmiotów.. podczas bitwy bardzo łatwo można było coś stracić.

Oczywiście, jak to ja, nigdy go nie słuchałam.. i nie zrobię tego, dopóki czegoś nie zgubię.

Uśmiechnęłam się do siebie, przyciskając pięść z pierścionkiem do piersi.

Nie ważne w jakim dołku byłam.. nie ważne jak bardzo beznadziejna była sytuacja.. i tak wychodziłam z tego wszystkiego z twarzą.

Zastanawiałam się, kiedy nastanie mój koniec.. ten faktyczny koniec.. nie utrata stopnia..

Miałam nadzieję, że zginę w miarę honorowo.. oddając życię za ojczyznę. Ginąc za nią na morzu.

Przeciągnęłam się na sofie i ułożyłam się do snu. Nie chciało mi się już iść specjalnie do łóżka.

Najważniejsze było żeby się wyspać i iść do pracy..

Commodore - Best or DeadOnde histórias criam vida. Descubra agora