Jako, że sama nie potrzebowałam zbyt dużo czasu, żeby się ogarnąć mogłam ku własnej uciesze obserwować jak jakimś cudem unikamy właśnie wojny. Wojny domowej, dla jasności.
Po ostatniej rozmowie z ojcem, podczas której stwierdziłam, że będę bronić tyłka mojej siostrze, poszłam z nią porozmawiać z nadzieją, że chociaż ja dowiem się co ona znowu kombinuje.
Mówi się, że nadzieja jest matką głupich. Wychodzi na to, że jestem głupia, bo nie dowiedziałam się niczego ciekawego. W zamian za to, Mary rozpoczęła jakąś, moim zdaniem, bezsensowną kłótnię i kazała mi odpieprzyć się od jej życia.
— VALENTINA! — wydarł się mój ojciec.
Powolnie poszłam w stronę jego gabinetu. Niech sobie nie myśli, że będę na każde jego zawołanie.
— Nie. Nie ja wynoszę ci alkohol. — powiedziałam, wchodząc do pokoju.
— Nie o to mi chodzi — syknął.
— A więc o co?
— Brakuje mi kilku map i raportów. Proszę cię, mów jak coś pożyczasz. No i oczywiście to zwracaj. — powiedział trochę spokojniej.
— Tato.. Ale jakie raporty?
— Nie żartuj sobie.
— Ja nie żartuje. — powiedziałam poważnie.
Joseph spojrzał na mnie niespokojnie. Nie miałam pojęcia o jakich mapach i raportach mówi.
Tak po pierwsze, kto trzyma takie rzeczy w domu? No ale w to nie będę już wnikać.
— Może poprostu gdzieś je zostawiłeś. — powiedziałam.
— Nie mogłem tego nigdzie zostawić. Nie wynosiłem ich stąd. — odparł.
— Już nie przesadzaj. Znajdą się — uspokoiłam go.
ו×____________________________________ו×
Popołudnie mijało bardzo powoli. W towarzystwie Smitha i innych osobistości jeszcze wolniej.
Wędrowałam wzorkiem od Norringtona do Smitha, którzy cały czas debatowali na temat ucieczki Sparrowa.
Przepraszam bardzo, z tego co wiem, to sam Norrington dał mu dzień przewagi, więc do kogo miał teraz pretensje.
Zauważyłam, że sam co jakiś czas na mnie spoglądał.
— Osobiście dopilnuje, żeby zawisnął na stryczku. Nigdy więcej nie pozwolę na taką sytuację. — powiedział pewnie.
Parsknęłam cichym śmiechem, słysząc te słowa. Spotkało się to z ostrym spojrzeniem komodora, ale jak dla mnie, mógł sobie sądzić o mnie co chciał.
Smith również popatrzył na mnie z pewnym zdegustowaniem, ale i jego zdanie miałam głęboko w poważaniu.
W końcu postanowiłam, że pójdę się przewietrzyć, a z tego co wiedziałam, to gubernator miał naprawdę imponujący ogród w pobliżu swojej rezydencji.
Uprzejmie przeprosiłam panie i panów tam zebranych i wyszłam. Poprostu wyszłam.
Kiedy przekroczyłam próg, moim oczom ukazał się przepiękny ogród. Wszystko było tutaj idealnie dobrane, posadzone i przycięte. Nie tak jak u mnie, chociaż w sumie bardziej u mojego ojca. Tam to wszystko rządziło się swoimi prawami.
Moje zachwyty przerwały czyjeś kroki, zbliżające się w moją stronę. Po ich brzmieniu łatwo było wywnioskować, że nie był to żaden z panów, co mnie trochę ucieszyło, ale z drugiej strony oznaczało, że jest to Mary i właśnie zmierza w moją stronę, żeby dalej wykłócać się o to kto powinien interesować się jej życiem, a kto nie.
![](https://img.wattpad.com/cover/339039387-288-k780379.jpg)
YOU ARE READING
Commodore - Best or Dead
Fanfiction„Być najlepsza i stać się jeszcze lepsza".. to kilka słów dźwięczało w głowie córki admirała od samego początku jej służby. Słabość? Takie słowo nie występowało w jej słowniku. W życiu nie ma czasu na słabości. Trzeba kroczyć po swoje z uniesioną gł...