Rozdział XXI

58 4 20
                                    


Zarzuciłam na plecy płaszcz i wcisnęłam na głowę trójgraniasty kapelusz.

Zanim wyszłam, zagarnęłam za ucho kilka kosmyków, które wyszły z niskiego kucyka.

Trzeszczące deski schodów nie pozwalały wyjść niepostrzeżenie na pokład.

— Rozkazy, komodorze? — spytał Tilley.

Spojrzałam na porucznika z kamienną twarzą.

— Utrzymywać kurs. — odparłam chłodno i poszłam na mostek.

Naszym celem było.. Port Royal. Miejsce, do którego nie chciałam wracać, nawet gdyby ktoś zaproponował mi za to sowitą zapłatę.

A jednak.. wracałam, tylko że całkowicie służbowo. Miałam ogromną nadzieję, że pobędę tu tylko kilka miesięcy i będę mogła z powrotem wrócić do Anglii. Oby tylko nie tak jak ostatnio.

Powoli zaczynałam dostrzegać zarys portu.. tego samego, na którego widok zapewne ucieszyłabym się znacznie bardziej, gdyby nie przeszłość.

Ziewnęłam przeciągle, po czym złożyłam ręce za plecami i zaczęłam przechadzać się po całym okręcie.

Załoganci rzucali w moją stronę niepewne spojrzenia.

Teraz nie zależało mi już na dobrym kontakcie z załogą. To ja miałam władzę i nie bałam się z niej korzystać. Ja byłam dowódcą i nikt nie powinien mi się stawiać.

ו×_____________________________ו×

Spojrzałam w stronę zacumowanych okrętów.

Odrazu rozpoznałam Interceptora.

Zacisnęłam szczękę mocniej. Na jego widok przypomniała mi się ta feralna noc, podczas której postanowiłam zignorować Zemstę. Nawet w myślach, wymawianie tej nazwy, przychodziło mi z wielkim trudem.

Z zamyślenia wyrwało mnie lekkie szturchnięcie w ramię. Odwróciłam się gwałtownie i ujrzałam porucznika, który wpatrywał się we mnie z niepokojem.

— Nie chcesz tam wracać, prawda? — spytał przyciszonym tonem.

Spojrzałam na niego marszcząc lekko brwi.

— Poruczniku.. nikogo nie obchodzi, czy chcę tam wracać, czy nie. Będę tu tylko służyć i nic więcej. — odpowiedziałam tym samym oziębłym tonem co wcześniej.

— Mag.. pytam cię o to jako przyjaciel a nie twój podwładny. — szepnął, patrząc na mnie łagodnie.

Westchnęłam ciężko, opuszczając ramiona.

— Nie chcę.. — mruknęłam.

Matt uśmiechnął się słabo.

— Dasz radę. — odrzekł i położył dłoń na moim ramieniu.

Kiedy odszedł, moje myśli wróciły do kogoś, o kim niemalże zapomniałam.

Z odmętów mojej pamięci wydobyło się nazwisko, którego nie słyszałam odkąd opuściłam Jamajkę.

Norrington.. James Norrington.

Komodor, z którym toczyłam walkę o pozycję, prawie do mojej ucieczki.

Starałam się wymazać z pamięci chwilę, w której widziałam go po raz ostatni.

A może... Nie słyszałam o nim, bo już go z nami nie było?

Skarciłam się za tą myśl. Na pewno przeżył.

ו×_____________________________ו×

Czas upływał bardzo szybko. Nim się obejrzałem, minęły trzy lata.

Commodore - Best or DeadWhere stories live. Discover now