Rozdział XLIX

42 7 8
                                    

Ostatni dzień przed świętami był wypełniony pracą. Teoretycznie nie było tak dla mnie nic nowego, ale tak czy inaczej nie było to coś, czego chciałam.

Po wczorajszych wydarzeniach miałam wrażenie, że na każdym rogu będzie czekał na mnie ktoś.. kto wie zbyt dużo.

Ktoś, kto wcale nie będzie powstrzymywał się przed tym, aby wykrzyczeć przed wszystkimi ludźmi co zrobiłam.

Po tym co powiedział Lawrence, napewno rozeszło się kulka tuzinów plotek, ale nic nie dotarło do Jamesa..

Przez chwilę wydawało mi się to całkowicie niemożliwe, ale gdyby wiedział to już dawno straciłbym wolność.

Jeszcze dziwniejsze było to, że Lawrence nie chciał mu tego mówić.. niby jaki interes z tego miał? Nie płaciłam mu za milczenie.. a oprócz mnie, nikomu innemu nie mogło zależeć na tym, aby nic nie wyszło w niepowołane ręce.

Nic nie było wyjaśnione i nic nie było pewne.. pewny jedynie był fakt, że tym razem muszę uważać jak nigdy wcześniej..

Teraz priorytetową sprawą, było odzyskanie ułaskawienia, co było bardzo wymagającym i skomplikowanym zadaniem..

To, że Norrington pojawiał się w moim gabinecie podczas mojej nieobecności, było całkowicie normalne, ale niestety w drugą stronę to tak nie działało..

Nie mogłam wejść tam sobie od tak.. a poza tym ułaskawienia wcale nie musiało tam być..

Nie zależałoby mi na nim, gdyby nie to że widniało tam moje nazwisko i kilka nazwisk osób, którym taki obrót spraw doszczętnie zniszczyłby karierę..

Nie miałam pojęcia gdzie może być.. mogło być wszędzie.. nawet w kieszeni płaszcza ojca Jamesa..

Coraz bardziej czułam że już przepadło..

Jedynym sensownym wyjściem było poprostu wszystko przeszukać..

ו×__________________________ו×

Przyglądałam się przygasającej świecy.

Czas mijał nieubłaganie.. ale nadal nikt nie poruszył tematu, którego aż tak bardzo się obawiałam.

Im dłużej nie działo się nic, tym bardziej wzrastało we mnie przeczucie, że może wcale nie jest aż tak źle.. może wszystko da się jeszcze zatuszować..

— Komodorze! — usłyszałam głos Grovesa.

Oderwałam wzrok od lampy i spojrzałam w kierunku z którego dobiegał jego głos.

Początkowo go nie zauważyłam, ale potem oczywiście wszystko stało się wyraźniejsze.

— Tak, poruczniku?

— Admirał wzywa panią do siebie. Wraz z porucznikiem Tilley'em.

— Co ma do mnie porucznik Tilley? Niech sobie go pan poszuka. — mruknęłam, patrząc na niego spod zmarszomych brwi.

Kiedy tylko usłyszałam, że mam stawić się u Norringtona, serce podeszło mi do gardła.. ale zeszło prawie tak samo szybko..

Jeżeli chodziłoby o to, czego aż tak się obawiałam, raczej nie ciągnąłby tam także Tilley'a..

ו×___________________________ו×

— Około dwa lub maksymalnie trzy dni po świętach wyruszy pani na morze. Mamy do czynienia prawdopodobnie z piratami, więc powinniśmy reagować natychmiast, ale nie mamy okrętu. Wymiana desek pokładowych znacznie się przeciągnęła, przez co przeciąga się także czas naszej reakcji. — oznajmił James, brzmiąc nieco mniej pewnie niż normalnie.

Commodore - Best or DeadWhere stories live. Discover now