Rozdział IX

84 5 9
                                    

Zacumowaliśmy Interceptora, więc jedyne co zostało, to oczywiście z niego zejść i w moim przypadku iść do domu z wizją wolnego tygodnia.

Kiedy szłam do Smitha, minęłam Norringtona i miałam wrażenie, że gdyby mógł to wszedłby w ścianę, żeby być jak najdalej ode mnie, ale bardzo mnie to ucieszyło bo miałam spokój od tych jego niezwykle potrzebnych rad.

Admirał o dziwo odrazu przystanął na to co zaproponowałam, więc miałam już wolne.

Oczywiście jako drogę do domu, wybrałam najdłuższy możliwy „skrót” pomiędzy najciemniejszymi zakamarkami miasta.

Przejście tej trasy nie zajęło mi zbyt dużo czasu i stanęłam w drzwiach rezydencji na długo przed zachodem słońca.

Kiedy tylko przekroczyłam jej próg, na mojej szyi uwiesiła się.. Mary..

Naprawdę spodziewałabym się każdego, ale nie jej. Nigdy wcześniej nie potraktowała mnie w ten sposób. Zawsze konkurowała ze mną o wszystko, co tylko oczywiście mogła konkurować, a było tego wiele, więc nie było miejsca na jaką kolwiek siostrzaną miłość.

— W końcu tu jesteś.. — wyszeptała, przytulając mnie jeszcze mocniej.

Chcąc nie chcąc musiałam odwzajemnić ten uścisk. Kiedy tylko mnie puściła, u jej boku pojawiła się młoda kobieta. Nie odbiegała od niej ubiorem, ani też ogólnym zachowaniem, więc pewne było, że jest z lepszego domu.

— To Valentina. Moja przyrodnia siostra. — Mary zwróciła się do kobiety i wskazała mnie dłonią.

— Dokładnie, dokładnie. Miło poznać. — odparłam i ukłoniłam się najładniej jak potrafiłam.

— Ellowyn Rees. — powiedziała chłodno, lekko dygając.

Byłam ciekawa skąd ona się tu wzięła, ale narazie udawałam wielce uradowaną jej obecnością.

Kobieta uważnie lustrowała mnie wzrokiem, co jakiś czas łącząc go z Mary.

— Dobrze. Nie będę zabierać wam czasu. — powiedziałam ciepło i uśmiechnęłam się do nich.

Kiedy weszłam do pokoju trochę się zdziwiłam, bo był całkowicie wysprzątany. Całkowicie wysprzątany...

Podbiegłam szybko do stołu, na którym leżały wszystkie papiery i zaczęłam je przeglądać. Ktoś je wszystkie przebrał, bo ewidentnie było ich mniej i Pan Bóg raczy wiedzieć, co z nimi zrobił.

Stwierdziłam, że poczekam aż wróci mój ojciec, łudząc się, że on je ma.

ו×_____________________________ו×

Jak łatwo się domyślić, nie miał ich. Nawet nie wiedział, że ktokolwiek ich dotykał. Co prawda, nie były jakieś tajne, ale w nieodpowiednich rękach mogły nam bardzo zaszkodzić.

Nie chciałam się tym za bardzo przejmować, więc poszłam przejść się po ogrodzie.

Moją chwilę przyjemnego przebywania w samotności przerwała Mary, która wbiegła między krzewy krwistoczerwonych róż.

Odwróciłam się na pięcie i udawałam, że wcale nie słyszałam jak tu przybiega.

— Val! Poczekaj chwilę! VAL! — zawołała znacznie głośniej niż się po niej spodziewałam.

— No co? — spytałam, spoglądając na nią przez ramię.

— Poszłabyś ze mną do miasta? Teraz?

Odruchowo chwyciłam na zegarek i spojrzałam na wskazówki. Ósma wieczórem. Zdecydowanie za późno, żeby iść tam tak poprostu. Oczywiście za późno, jak na kogoś pokroju Mary, bo ja się nie zaliczałam.

Commodore - Best or DeadTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon