Rozdział 49

183 12 12
                                    

~ Ghost ~

Nie spojrzałem na nią gdy znikała pomiędzy drzewami. Czułem się wyczerpany i kompletnie wyprany z jakichkolwiek emocji. Jedyne co w sobie miałem to pustkę i nienawiść do siebie. Nie chciałem jej zranić po raz kolejny ale nie miałem innego wyjścia. Musiałem się jej pozbyć raz na zawsze, żeby była bezpieczna bo będąc przy mnie, ciągle ktoś by ją wykorzystywał przeciwko mnie.
Czułem ucisk w klatce piersiowej i z trudem łapałem oddech gdy tylko przed oczami pojawiała mi się jej twarz.
Soap nie odezwał się ani słowem dobrze wiedząc, że lepiej teraz milczeć. Związał nieprzytomnego mężczyznę i wpakował go do auta na tylne siedzenia a sam wsiadł na miejsce pasażera.
Obróciłem głowę tylko raz, przeklinając się w duchu i gdy zobaczyłem jedynie drzewa, poczułem ukłucie w okolicy serca.
Wypuściłem wstrzymane na chwilę powietrze i wsiadłem do samochodu.
Odpaliłem silnik i zawróciłem, jadąc leśną ścieżką. Uparcie wpatrywałem się w przednią szybę, nie chcąc się rozglądać w poszukiwaniu dziewczyny. Cieszyłem się, że Soap tego nie komentował i siedział pogrążony w ciszy.

Wyjechaliśmy na asfaltową drogę i z jednej strony ucieszyłem się, że dziewczyna znikła a z drugiej, poczułem złość zmieszaną z żalem. Nie powinienem jej zostawiać samej w leśnym gąszczu ale wiedziałem, że sobie poradzi. Musiała stać się od nowa samodzielna i niezależna bo nie mogłem jej już dłużej chronić mimo, że miałem taką nieodpartą potrzebę.
Kilka razy przez głowę przeszła mi myśl, żeby zawrócić i jej poszukać ale szybko się jej pozbywałem.
Po dłuższej chwili jazdy w milczeniu, Soap postanowił się odezwać.

- Co zamierzasz teraz zrobić?

- Powstrzymać nadchodzącą wojnę - odparłem.

Wiedziałem, że pytał o konkrety i szczegóły mojego planu ale nie miałem ochoty mu wszystkiego tłumaczyć. Poza tym postanowiłem, że on nie będzie w tym uczestniczył. Gdy dojechaliśmy na miejsce, zatrzymałem samochód i wyłączyłem silnik. Soap w żaden sposób tego nie skomentował, tylko wysiadł z auta i pomógł mi wyciągnąć nadal nieprzytomnego Prica.
Stwierdziłem, że dobrym pomysłem będzie zostawienie go w strefie wojskowej 66. Drugim powodem było to, że Soap znał tą bazę i mógł tu poczekać. Ja osobiście nie mogłem się tam pojawić bo zapewne departament do spraw tajnych nadal mnie poszukiwał a nie miałem ochoty wpaść w ich ręce.

- Zabierz go i przypilnuj, żeby mi nie wchodził w drogę - odezwałem się, otwierając drzwi do auta.

- Mam tylko jedno pytanie.

Obróciłem głowę i spojrzałem na niego. Miał kamienną twarz i widziałem jak lekko zaciska zęby, jakby wcale nie chciał się odzywać.

- Kiedy zrozumiesz, że odpychanie od siebie ludzi, nie jest dobrym pomysłem?

- Nikogo nie odpycham. Ludzie poprostu nie potrafią wytrzymać w moim towarzystwie a to już nie moja wina - odparłem.

- Ona za każdym razem do Ciebie wraca. Nawet po tym, gdy dowiedziała się, że prawie całą noc przesiedziałeś u tamtej lekarki. Przyjechała po Ciebie bo myślała, że leżysz gdzieś ranny i potrzebujesz pomocy a Ty na nią nawrzeszczałeś i..

- Nie potrzebuje niczyjej pomocy! - krzyknąłem, przerywając mu.

Zdenerwował mnie swoimi słowami i tym, że próbował wzbudzić we mnie wyrzuty sumienia. Powinien wiedzieć, że ja nie posiadam czegoś takiego.
Soap uniósł dłonie do góry i wzruszył ramionami.

- To radź sobie sam. Przypomnisz sobie tą rozmowę jak już będzie za późno i będziesz tego żałował.

Wziął nieprzytomnego Prica i ruszył wolnym krokiem w kierunku bazy. Wsiadłem do auta i z impetem zatrzasnąłem drzwi a następnie ruszyłem ostro przed siebie. Zacisnąłem dłonie z całej siły na kierownicy i próbowałem wyrzucić jego słowa ze swoich myśli. Czułem się jakby rzucił na mnie klątwę, która osiadła na mnie i oblepiła mnie jak pajęcza sieć.
Musiałem się skupić a moja głowa nie chciała ze mną współpracować i zalewała mnie wspomnieniami. Wszystko przed durnego MacTavisha, który nagle postanowił stać się moim własnym psychologiem.
Dosyć szybko dojechałem na miejsce, być może dlatego, że zupełnie nie patrzyłem na licznik.
Wysiadłem z auta i skierowałem się po płycie lotniska w stronę śmigłowca, który jako jedyny stał na zewnątrz. Obok niego czekała na mnie moja znajoma z poprzedniej bazy. Wisiała mi przysługę za to, że wziąłem na siebie winę za jej niesubordynację i postanowiłem się do niej odezwać.

Wroga Miłość Where stories live. Discover now