Rozdział 39

267 18 7
                                    

~ Ghost ~

Zatrzymaliśmy się przed schodami prowadzącymi w dół, gdzie znajdowało się nieużywane już metro.
Było ciemno więc założyliśmy noktowizory i powoli zaczęliśmy schodzić.
Ruszyliśmy wzdłuż tunelu po torach, idąc tak aby nie było słychać naszych kroków.
W oddali rozległ się dziwny, charczący dźwięk więc podniosłem rękę, żeby zatrzymać chłopaków idących za mną. Wszyscy zaczęliśmy się przysłuchiwać bo dźwięki zaczynały się zbliżać i miałem wrażenie, że było ich coraz więcej. Domyśliłem się, że właśnie zmierzała na nas armia zombie.
Nie miałem pewności ilu ich jest ale echo niosące się w tunelu, brzmiało na co najmniej kilkanaście sztuk.

- Wycofujemy się - powiedziałem.

Wszyscy bez słowa sprzeciwu ruszyli spowrotem w kierunku z którego przyszliśmy.
Poruszaliśmy się dosyć szybko ale ku mojemu zdziwieniu okazało się, że zombie zaczęły nas doganiać.

Odwróciłem się przez ramię i strzeliłem w pierwszego, który się pojawił. Jego twarz była przerażająco wykrzywiona i biegł nierówno, ciągnąc za sobą swoją prawą nogę.
Mimo, że trafiłem go w brzuch to i tak się nie zatrzymał tylko nadal podążał w naszą stronę.

- Ja pierdole! - krzyknął Soap i również do niego strzelił. - Miałeś kurwa rację!

Dopiero pocisk Figo zdołał powalić zombie na ziemię. Nie zdążyliśmy się nacieszyć bo w oddali pojawiło się następnych kilku zmutowanych ludzi więc ruszyliśmy biegiem do wyjścia z tunelu.
Nie rozumiałem jakim cudem to coś się tak szybko rozprzestrzeniło ale wiedziałem, że będzie bardzo ciężko to zatrzymać.
Spojrzałem za siebie i okazało się, że zombie było coraz bliżej więc wyciągnąłem granat odłamkowy, odczekałem 2 sekundy i rzuciłem w ich stronę.
Przyśpieszyłem tempo, żeby sam nie oberwać i po chwili rozległ się huk. Usłyszałem chrapliwe wrzaski ale okazało się, że udało mi się ich jedynie spowolnić.

- Co do chuja!? - krzyknął Raze. - Są nie do zajebania!

Musiałem się z nim zgodzić. Nie wiem na jakiej zasadzie to działało ale jedynie strzał prosto w głowę mógł je zabić. Być może infekcja obejmowała jedynie mózg i tylko jego uszkodzenie, było w stanie cokolwiek zdziałać.
Kątem oka zobaczyłem, że Figo biegnący obok mnie nagle znikł mi z pola widzenia. Obróciłem się i zobaczyłem jak wstawał na nogi bo zapewne musiał się o coś potknąć.
W momencie gdy schylał się po broń, którą upuścił, rzucił się na niego jeden z zombie.
Wycelowałem i chciałem nacisnąć spust ale za bardzo się szamotali.

- Kurwa - syknąłem.

- Ghost.. jest ich coraz więcej - odezwał się Soap, strzelając w zbliżającą się hordę mutantów.

Opuściłem broń, podbiegłem do leżącego na ziemi Figo i zrzuciłem z niego kopnięciem atakujące monstrum. Odbiło się od ściany i chciało rzucić się na mnie ale któryś z chłopaków zdążył postrzelić je w głowę.
Podałem Figo rękę i pomogłem mu wstać.
Reszta grupy cały czas strzelała w stronę biegnących zombie i niestety mieliśmy coraz mniej amunicji.
Ruszyliśmy biegiem przed siebie, starając się co jakiś czas obracać i zabijać doganiających nas mutantów.
Musiałem pomagać Figo bo ledwo trzymał się na nogach a nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby go zostawić.
Gdy byliśmy już niedaleko wyjścia z tunelu, szybko nacisnąłem słuchawkę i połączyłem się z pilotem naszego śmigłowca.
Poinformowałem go o sytuacji i kazałem mu się przygotować.
Dostaliśmy się na schody i zaczęliśmy po nich wbiegać ale zauważyłem, że zombie były od nas zdecydowanie szybsze.

Rozkazałem Johnnemu, żeby zabrał Figo gdy dotarliśmy na zewnątrz a sam się zatrzymałem i zacząłem strzelać.
Obok mnie stanął Raze i Bullet a reszta pobiegła do śmigłowca, który już na nas czekał.
Powoli zaczęliśmy się wycofywać nadal strzelając, żeby dać chłopakom czas.
Gdy dotrali do śmigłowca odrazu zaczęli strzelać i nas osłaniać.
Bez zastanowienia opuściłem swój karabin i ruszyłem do nich, dając znać chłopakom obok mnie, żeby zrobili to samo.
Nie wiedziałem jakim cudem ale zombie było coraz więcej. Dotarłem do śmigłowca i wskoczyłem do środka po czym zdałem sobie sprawę, że Bullet nadal stał i strzelał.
W momencie gdy skończyła mu się amunicja, odwrócił się i zaczął biec w naszą stronę. Chwyciłem karabin i zacząłem strzelać, żeby go nie dopadły ale śmigłowiec zaczął się unosić do góry.

Wroga Miłość Where stories live. Discover now