Rozdział 23

297 20 0
                                    

~ Ghost ~

Zaczynało robić się coraz goręcej.
I wcale nie miałem na myśli temperatury tylko całą sytuację w jakiej się znalazłem.
Nie miałem łączności z bazą, kamer tu nie było a ja byłem schowany za wielkim, metalowym zbiornikiem i strzelało do mnie ośmiu wściekłych Arabów.

Resztę udało mi się zabić ale powoli kończyła mi się amunicja. Byłem w potrzasku i jedyne co powinienem zrobić to się jak najszybciej wycofać.
Niestety byłem zbyt uparty, zbyt zadufany i zbyt pewny siebie co często działało na moją niekorzyść.
Mimo to zawsze udawało mi się wyjść z opresji bez większego szwanku ale coś czułem, że tym razem będzie inaczej.
W końcu musiał nadejść czas mojego upadku.

Gdy przestali mnie na chwilę ostrzeliwać, żeby przeładować swoje kałasznikowy, wykorzystałem sytuację i się wychyliłem.
Niestety też się chowali za zbiornikami i nie miałem szans ich trafić chyba, że bym tam podszedł.

Nagle jeden z nich się wychylił więc szybko nacisnąłem spust.
Usłyszałem wściekłe krzyki i arabskie przekleństwa czyli to znaczyło, że go trafiłem.
Zostało jeszcze siedmiu.

Ledwo zdążyłem się schować gdy seria pocisków zaczęła się wbijać w baniak, za którym się chowałem.
Nie byłem pewny ile czasu już minęło ani która była godzina ale miałem wielką nadzieję, że Zarra nie zdążyła się jeszcze zorientować o mojej nieobecności.
Było już jasno więc musiałem ściągnąć noktowizor a tym samym moja przewaga poszła w niepamięć.

Zdałem sobie sprawę jak głupie było to, że w takim momencie zamiast martwić się tym, że zabiją mnie Arabowie to rozmyślałem o niej.
Doszedłem do wniosku, że wolałbym zginąć z jej ręki choć zapewne byłaby mniej litościwa niż oni.

Musiałem za niedługo zmienić miejsce bo zbiornik zaczął być już tak poszatkowany, że za niedługo pociski zaczną trafiać we mnie.
Gdy znowu musieli zrobić przerwę na przeładowanie, szybko przebiegłem na prawą stronę i schowałem się za inny baniak.
Zobaczyłem wystające ramię jednego z nich więc wycelowałem i wysłałem w niego pocisk.

Po krzyku poznałem, że udało mi się trafić. Wykrzyknął tylko jedno słowo i to oczywiście po arabsku ale byłem pewien, że oznaczało "skurysyn" i było przeznaczone do mnie.

Gdy myślałem, że gorzej już być nie może okazało się, że mają granaty.
Gdy jeden z nich upadł zaraz obok zbiornika za którym byłem, odrazu rzuciłem się do tyłu, żeby być jak najdalej.
Siła wybuchu i tak rzuciła mnie o filar, podtrzymujący konstrukcje kopuły i poczułem nagły ból w okolicy dolnego odcinka kręgosłupa.
Przeklnąłem i zacząłem się czołgać za następny, dalszy zbiornik korzystając z tego, że wybuch granatu wzburzył cały kurz i gruz jaki zdążył się zebrać.

Słyszałem jak po chwili zaczęli kaszleć i zapewne zdali sobie sprawę, że granat w takim miejscu to zły pomysł.
Stęknąłem i oparłem się o zimny metal, po czym uzupełniłem magazynek ostatnimi nabojami.

- Kurwa mać.. - syknąłem.

Po chwili kurz zaczął opadać i zapewne jeden z nich wyszedł, żeby sprawdzić czy przeżyłem i ewentualnie mnie dobić.
Wychyliłem się i go namierzyłem.
Pocisk wbił się prosto między jego oczy.

Jeszcze tylko sześciu.

Zacząłem mieć nadzieję, że może jednak dziś znowu mi się uda wyjść z tego cało.
Za wcześnie się ucieszyłem bo nagle rozległy się strzały a ja poczułem palący ból w nodze na wysokości uda.

Najwyraźniej jeden z pocisków w końcu do mnie dotarł i wbił się w moje ciało. Cofnąłem się i usiadłem oparty tyłem o powierzchnię zbiornika, po czym zająłem się zatamowaniem krwawienia.
Zacisnąłem zęby bo ból zaczynał być nie do zniesienia ale nie przestawałem. W końcu udało mi się założyć imitacje opatrunku uciskowego i spowrotem chwyciłem karabin do rąk.

Wroga Miłość Where stories live. Discover now