Strach *51*

111 9 2
                                    

Trzydziesty maja. 

Busan; Korea Południowa. 

★★★

Śpiewające za oknem ptaki, wraz z ostrymi promieniami słońca wdzierały się do sypialni, drażniąc zmęczone tęczówki. Jęknęła niezadowolona, starając się zasłonić oczy, choć promienie były na tyle sprytne, że skutecznie przemykały między palcami. Były wyjątkowo denerwujące. Okręciła się na lewy bok, mając nadzieję natknąć się na śpiącego Mina, choć miejsce, które zajmował tej nocy było już dawno zimne. Do tego mocno skopana część kołdry i zmięta poduszka. Westchnęła nie mając pojęcia gdzie go wywiało o tak wczesnej porze. 

Ostatnimi czasy, mając na myśli kilka poprzednich dni, obecność Mina w jej domu, a konkretnie w samej sypialni, była wręcz codziennością. Śledczy starał się to tłumaczyć faktem, że zwyczajnie się o nią martwił, mając na względzie poszukiwanego mordercę, którego przecież wciąż szukali. Nie chciał, aby sytuacja z celowym wypadkiem drogowym się powtórzyła. Można nawet powiedzieć, że dość mocno się o to obwiniał, uważając, że to on był powodem tego, co miało miejsce. Ona jednak tak nie myślała. 

Prawda była jednak nieco inna. Spędzanie czasu z kobietą było dla niego po prostu przyjemne. Już nie mówił tutaj o samym seksie. Raczej o to, że była przy nim. Spędzali całe dnie w biurze, wciąż główkując na prowadzoną sprawą. Gdy kończyli, wracali do jej mieszkania, przygotowywali posiłek jak stare, dobre małżeństwo, razem sprzątając po kolacji. Później zazwyczaj albo oddawali się zawziętej dyskusji na temat filmu, który akurat leciał w telewizji, bądź spędzali ten czas nieco inaczej. W znacznie przyjemniejszy sposób. Może to dziwne, że oboje wciąż nie widzieli w tym nic złego, ale czy naprawdę robili coś złego? Skoro Jimin nie chciał dać mu drugiej szansy, mając o nim tak złe zdanie, do tego odbierając mu córkę, miał prawo uważać, że nie jest on mu już do niczego potrzebny. Spełnił swoje zadanie, jakie obmyślił na samym początku. Zrobił mu dziecko, tak jak Park prosił. Gdy dostał co chciał, jego ingerencja w codzienne życie nie była dłużej konieczna. 

Taki stan rzeczy także jej odpowiadał. Można powiedzieć, że tym sposobem stawali się sobie jeszcze bliżsi. Nie robili tego rzecz jasna celowo. To wychodziło samo, tak po prostu. Skoro Min ją chciał, uważając taki stan rzeczy za naprawdę dobry i komfortowy, nie chciała niczego zmieniać. 

Nieco bardziej przytomna zastanowiła się gdzie śledczy może aktualnie przebywać. Może coś się stało? Źle się poczuł, uważając, że zniknięcie z jej pola widzenia będzie właściwe. Wstała więc, rozciągając zastałe przez sen mięśnie. Nasunęła na nagie ciało pluszowy szlafrok, wsuwając stopy w kapcie. Rozpoczęła plan szybkiego odnalezienie swojego ulubionego mężczyzny. 

— Yoon? — zawołała, schodząc po schodach. Nie było go w salonie, ani w kuchni, choć na blacie leżało kilka wstępnie pokrojonych warzyw i zamarynowane mięso. Czyżby przygotowywał śniadanie? — Inspektorze, jest pan? — zawołała ponownie. 

On jednak nie odpowiedział. 

Sprawdzając pozostałe pomieszczenia, znalazła go dopiero w łazience. Siedział oparty o wannę na jasnych kafelkach okuwających całą podłogę. Był nienaturalnie blady, do tego pod nosem trzymał biały ręcznik, który coraz mocniej przesiąkał krwią. 

Cholera, kolejne obfite krwawienie. 

Podeszła bliżej, przykucając przy nim. Przetarła jego spocone czoło, dostrzegając jak ledwie utrzymywał w miarę pionową pozycję ciała. Nie chciała dopytywać czego to było powodem. Znała go aż za dobrze. Mocząc jeden z mniejszych ręczników w zimnej wodzie, obłożyła nim jego kark, asekurując go w trakcie pochylania się do przodu. Podejrzewała, że to jeden z wielu minusów trwającej chemioterapii. Bolał także fakt, że pomimo chęci nie mogła mu pomóc. Była zupełnie bezradna, niemalże jak on sam. 

A Life War - TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz