Seria trudnych pytań *40*

188 20 4
                                    

Dziesiąty kwietnia. 

Busan; Korea Południowa. 

★★★

— Nie odbiera ode mnie — mruknął strapiony, spoglądając to na Jimina, to znów na Jeongguka, który wtulał w siebie Joohę. Wczorajszego poranka z nietęgą miną odwiedził ich Park, uznając, że wpadł tylko się z nimi zobaczyć, bo zwyczajnie tęsknił. To wydało się Taehyungowi dziwne. Blondyn nigdy tak nie robił, a już na pewno nie tłumaczył się w taki sposób. Cały dzień starali się wyciągnąć z niego co mogło się stać, choć każda próba okazała się daremna. Dopiero dzisiaj, zaledwie pół godziny temu jasnowłosy zdobył się na odwagę, aby wyjaśnić co tak potwornie go dręczy. Wystarczyło tylko jedno słowo, aby Sung wiedział. W końcu odbywał podobną rozmowę z samym Minem, starając się go przekonać, że jakoś to będzie. Jak widać, nie poszło po jego myśli. Jeon zaś był niesamowicie zaskoczony, oznajmiając, że Yoongi nigdy taki nie był. Jak już to jego zdradzano, w końcu sam przyprawiał mu rogi przez ponad rok z czego nie był dumny. Wielokrotnie na przestrzeni lat kończył swoje relację właśnie z powodu zdrad czy to partnerek czy partnerów. To właśnie z tego powodu tak długo był sam, nie mając nikogo, kogo mógłby pokochać. To nie mieściło mu się w głowie. Co mu do niej strzeliło, aby coś takiego odwalić? Cała trójka była pewna, że to po części wina młodej policjantki. Dała mu ku temu przyzwolenie, chciała tego. Nie była jednak głównym winowajca. To wciąż na Yoongiego spadała cała odpowiedzialność za swoje czyny. Nikt go do tego nie namawiał. Sam w końcu twierdził, że był to zwykły przypadek.

Chujowe wytłumaczenie. 

— Czy on byłby w stanie coś sobie zrobić? — zapytał ponownie Sung, spoglądając na narzeczonego. 

— Cóż, odwagi nigdy mu nie brakowało. Broń cały czas ma pod ręką. Do tego słabe serce — wyliczał, coraz bardziej ich niepokojąc — Jeśli nie strzeli sobie w łeb, to wykończy go jego choroba. No chyba, że uzna to za mało wyszukane i wymyśli coś ciekawszego. Może pętla, albo seppuku? 

— Jeongguk, nie żartuj sobie! To poważna sprawa! — karci Taehyung, wiedząc, że brunet podchodzi do tematu jakby wymyślał scenariusz na niezły film kryminalny, nie biorąc pod uwagę faktu, że jego bratu może stać się krzywda. 

— Przecież nie żartuję, mówię w pełni serio. Tylko wyobraź sobie te nagłówki w gazetach; "Sławny śledczy znaleziony martwy we własnym biurze. Samobójstwo czy morderstwo? Czy to kolejna wiadomość od mordercy młodych kobiet, terroryzującego okolicznych mieszkańców?"

Taehyung posyła w jego stronę gniewny grymas, co skłania go do zamknięcia gęby na kłódkę. Może za bardzo się tym ekscytował? Z dnia na dzień coraz bardziej mu się tutaj nudziło. Potrzebował jakieś rozrywki inaczej popadnie w istny obłęd. Miał nadzieję, że niedługo zostanie wypisany do domu, za co modlił się każdego wieczora, pamiętając, że przecież nie wierzył w Boga, ani boskie moce. Łudził się jednak, że choć trochę mu to pomoże. 

— Co, jeśli naprawdę sobie coś zrobi? Zalazł mi za skórę, ale nie chcę, aby umierał. Nie chcę, aby nasze dziecko wychowywało się bez ojca. 

— Przestańcie, oboje! — krzyczy Taehyung, a on bardzo rzadko unosi głos. Cała trójka, wliczając w to także Joohę, wpatruję się w niego oniemiałym wzrokiem, dawno nie widząc mężczyzny w takim stanie — Was to bawi, a on naprawdę może wykrwawiać się gdzieś w samotności! Jesteście na tyle dorośli, aby to wiedzieć! — kontynuował podniesionym tonem, nie mogąc uwierzyć w ich idiotyzm — Szczególnie ty Jeongguk, powinieneś to sobie darować! Ile ty masz lat, co! To twój brat do jasnej cholery, czyżbyś zapomniał! Gdy ty wykrwawiałeś się na sali operacyjnej, Min nie mógł wysiedzieć z nerwów na korytarzu, czekając za jakąkolwiek dobrą wieścią od lekarzy! Pięknie mu dziękujesz, zachowanie w cholerę godne wojskowego! 

A Life War - TaekookWhere stories live. Discover now