Pojęcie bycia szczęśliwym *20*

169 16 0
                                    

Dwudziesty pierwszy stycznia. 

Busan; Korea Południowa. 

★★★

Przypatrywał się z nie małą ciekawością, jak Taehyung kołysał w swoich ramionach ich niespełna miesięcznego synka. Wciąż wydawało mu się, że to wszystko, co miało miejsce było tylko snem. Jednak, każdego ranka witał go ciepły uśmiech narzeczonego, wraz z pomrukami malucha w kołysce tuż obok łóżka. Postanowili nie urządzać osobnego pokoiku dla malca, wiedząc, że wciąż powinni mieć go na oku. Później o tym pomyślą. 

Nie rozumiał na jakich zasadach prosperuję miłość rodzica do dziecka. Kochał Minsun, miał okazję spędzić z nią wiele dni i nocy, traktując dziewczynkę jak córkę. Jednak teraz, realność sytuacji, sama świadomość, że za jego sprawą na świat przyszedł mały człowiek wciąż była przerażająca. Jaka to ogromna odpowiedzialność. Sam fakt poczęcia dziecka to według niego bułka z masłem. Zdecydowanie ważniejszym aspektem jest fakt, że to dziecko trzeba umieć wychować, obdarzyć miłością, od najmłodszych lat wpajać do głowy co jest w życiu ważne. On tego nie znał. Nawet jeśli jego rodzice bardzo o to dbali, tak wspomnienia ich lekcji życia zatarły się przez to co sam przeżył. Część z nich świadomie wyparł, wiedząc, że to nic nie warte śmieci, które utrudniały mu życie. Teraz jednak tego żałował. Chciałby pomóc Taehyungowi w opiece nad maluchem, zwyczajnie jednak nie wiedział jak to zrobić. Srebrnowłosy zasługiwał na chwilę odpoczynku. 

— Chciałbyś go potrzymać? — zapytał nagle wcześniej wspomniany mężczyzna, wyrywając Jeona z bańki życiowych rozmyślań. 

— Proszę?

— Zapytałem, czy chciałbyś go potrzymać? Wziąć w ramiona, przytulić do piersi? — wyjaśniał, nie chcąc na starcie go przerazić. 

— Ja... chyba nie. Zdecydowanie bezpieczniejszy jest u twego boku. 

Taehyung zachichotał, wbrew słowom narzeczonego pokonując tych kilka kroków dystansu, aby skłonić go do zmiany zdania. Wyjaśnił jak powinien ułożyć ramiona, aby maluch był bezpieczny i czuł się komfortowo. Maluszek od samego rana strasznie marudził. Bywał markotny, potrafił płakać bez większego powodu, jakby oczekiwał czegoś konkretnego. Gdy jednak znalazł się w ramionach drugiego taty, a jego małe oczka spotkały się z tymi przerażonymi wojskowego, zamilkł jak na rozkaz. Jeongguk tymczasem wstrzymał oddech. Pierwszy raz w życiu trzymał w ramionach dziecko, do tego będące kawałkiem jego serca i duszy. Trzymał w ramionach syna!

Cholera, nigdy by nie pomyślał, że doczeka takowego momentu. 

Oboje mierzyli się spojrzeniami jakby widzieli się po raz pierwszy. Brunet bardzo uważał, aby nie zmienić ułożenia dłoni, nie chcąc zaniepokoić malca. Ten zaś uśmiechał się krzywo, wyciągając rączki w stronę dorosłego, który zdecydowanie zyskał całość jego uwagi. 

— I jak, da się znieść? — zapytał żartobliwie Tae, nie mogąc nie czuć dumy na ten widok. Mężczyzna, który tak wiele lat unikał rodziny i posiadania dziecka, teraz niemalże ze łzami w oczach trzymał w swoich umięśnionych ramionach swojego syna, maleńką kruszynkę całościowo zależną od jego woli i poczynań. 

— Nigdy nie pomyślałbym, że doczekam takiego momentu. Od zawsze uważałem, że rodzina nie jest mi przeznaczona. Tym bardziej bycie ojcem. Wciąż tak trudno jest mi to zrozumieć. 

A Life War - TaekookWhere stories live. Discover now