rozdział 92

231 23 0
                                    

Było wcześnie rano, gdy Lavena dostała wiadomość, że ma stawić się ciut szybciej w garażu. Nie zamierzała tego kwestionować, tylko przebrała się, napisała krótką wiadomość dla wciąż śpiącego Lando, po czym wyszła. Zakryła usta dłonią, ziewając potężnie. Prędko zeszła ze schodów, wychodząc na zewnątrz i kierując się w odpowiednią stronę. Zaraz wystukała wiadomość do innych, by poinformować ich, że już do nich szła.

Szła przez chwilę w ciszy, kiedy nagle ktoś zrównał z nią kroku. Nie zwróciła jednak na ów osobę uwagi, dopóki nie poczuła, że trącił ją łokciem. Zerknęła w swoje prawo, po czym zaśmiała się cicho, od razu mu oddając. Już po chwili oboje zaczęli się śmiać, ostatecznie się uspokajając, kiedy dotarli do pasów, gdzie paliło się czerwone światło.

- Chyba musimy chwilę poczekać. - stwierdził Charles, niezwykle ciesząc się, że musieli się zatrzymać. Nie chciał jednak powiedzieć tego głośno.

- Zgadza się. - przytaknęła Lavena, kiwając głową. Zaraz odwróciła się do niego przodem, chcąc się dowiedzieć jednej rzeczy. - Co się stało, że nie śpisz?

- Przyśniło mi się, że cię spotkam w drodze na padock i się sprawdziło. - odparł od razu, uśmiechając się od ucha do ucha. Ona jednak tego nie kupowała i tylko wywróciła oczami na jego słowa.

- Uważaj, bo ci uwierzę.

- No dobra. Nie mogłem spać, to stwierdziłem, że wyjdę trochę szybciej z hotelu. I tak nie mam nic lepszego do roboty, a reszta pewnie wciąż śpi. - wyjaśnił po chwili, wiedząc, że prędzej, czy później i tak będzie musiał jej to powiedzieć. - A ty czemu tak wcześnie?

- Praca wzywa. - powiedziała, nie zamierzając nawet kłamać. Jedyne, co mogła robić w taki dzień i o takiej porze, to pracować. - I będę się już zwijać, bo zaraz będą wydzwaniać, już ja ich znam. Nie dadzą mi spokoju.

- Zmień drużynę.

Głośny śmiech rozniósł się wokoło, na co Charles jedynie się uśmiechnął. Kochał jej śmiech, bardziej, niż dotychczas, nawet jeśli śmiała się z niego, czy z jego słów.

- I może jeszcze mam się przenieść do Ferrari, co? - spytała prowokacyjnie, dobrze wiedząc, że przytaknie. Zdawała sobie sprawę, że chciałby ją mieć blisko siebie, bo mimo wszystko oboje należeli do innych zespołów.

- Czemu nie?

- Jest mi dobrze tu, gdzie jest. Nie zmienię drużyny, dopóki Lando nie skończy się umowa i kiedy przejdzie, gdzie indziej bądź zostanie na dłużej z McLarenem. Podoba mi się tu, mam świetny vibe z tymi ludźmi, ciężko by było z tego zrezygnować teraz. - powiedziała pokrótce, w tamtym momencie nie wyobrażając sobie, żeby miała pracować z kimś innym. Wiedziała jednak, że prędzej czy później i tak to się stanie. - I naprawdę muszę się już zwijać. Spotkamy się później, na padocku lub z powrotem w hotelu. Cześć!

- Czekaj chwilkę. - powiedział Charles pospiesznie, zatrzymując ją jeszcze, zanim weszła na jezdnię. Lavena spojrzała na niego, a on prędko do niej podszedł, całując w policzek. - Teraz możesz iść.

Lena nie powiedziała już nic więcej, tylko zaczęła odchodzić, szczerząc się przy tym, jak głupia.

~*~

- O matko! Przepraszam pana bardzo. - powiedziała Lena nagle, tak cholernie zarzucając sobie, że na kogoś wpadła. Wiedziała, że to była jej wina.

- Nic się nie stało, spokojnie. - odparł mężczyzna, nie chowając do niej żadnej urazy. Uśmiechnął się do niej ciepło, ciekawy, gdzie się tak spieszyła. - Gdzie to się tak spieszysz z rana?

Nie zostawiaj mnie, kochanieWhere stories live. Discover now