prolog

743 26 0
                                    

Przyjaźń między Laveną, a Lando rozkwitła jeszcze w bardzo młodym wieku, kiedy oboje mieli po niespełna dwa lata. Rodzice ich obojga zaprzyjaźnili się ze sobą, kiedy tylko małżeństwo Ravatel wprowadziło się tuż koło małżeństwa Lando. To była piękna przyjaźń, czwórka przyjaciół, ich dzieci, beztroskie życie, wspólne wakacje, święta w swoim towarzystwie.

Lavena, wtedy dwudziestotrzyletnia, mieszkała nie w Wielkiej Brytanii, a w Monako. Zarówno ona, jak i Lando, po przedyskutowaniu wielu kwestii, postanowili wyprowadzić się właśnie tam. Byli pełnoletni, mieli dobre prace związane ze sobą wzajemnie, ich przyjaźń cały czas trwała, więc bez problemu razem wyjechali.

Aktualnie Lav czekała na swoją walizkę na lotnisku. Ta dość szybko do niej wróciła, więc dziewczyna od razu ruszyła w stronę wyjścia, by wrócić do domu, który dzieliła ze swoim wieloletnim przyjacielem. Wyciągnęła telefon z kieszeni, po czym wystukała odpowiedni numer i złączyła na głośnomówiący, rozglądając się wokoło w poszukiwaniu swojego samochodu, który zostawiła na lotniskowym parkingu.

Chłopak odebrał po dwóch sygnałach.

- Hej, Lando. - przywitała się Lavena, otwierając bagażnik, by spakować swoją walizkę.

- Wylądowałaś już? - zagadnął chłopak, niezwykle ciekawy, czy była już w kraju. Musiał przyznać, że zaczynał już za nią tęsknić, choć nie widział jej zaledwie kilka dni.

- Taak. Jestem właśnie przy samochodzie. Spakuję walizkę i wracam do domu. - odparła zgodnie z prawdą, z lekkim trudem wsadzając walizkę do samochodu. Zaraz zamknęła bagażnik i oparła się o swój samochód, patrząc w dal. - A ty gdzie jesteś?

- Na mieście. Nie było cię, to trzeba było sobie radzić z obiadem. Przyniosę coś dla nas, dobra? Na co masz ochotę? - spytał, gotowy zrobić dla niej wszystko. Choć wiedział, co lubiła, to zawsze wolał spytać, na co miała wtedy ochotę.

- Cokolwiek weźmiesz, to zjem, dobrze o tym wiesz. - zaśmiała się, podchodząc do drzwi od strony kierowcy. Zaraz je otworzyła i wsiadła do środka, włączając silnik. - Dobra, muszę kończyć. Widzimy się w domu, kierowco rajdowco.

- Jasna sprawa, pani mechanik.

Dziewczyna pokręciła tylko głową sama do siebie, śmiejąc się pod nosem. Lubiła go tak nazywać, a on lubił nazywać tak ją.

Już po chwili ruszyła w drogę do domu, którą już dobrze znała.

~*~

Granatowy Opel Insignia Grand Sport zaparkował pod odpowiednim budynkiem, a z pojazdu wyszła właśnie ona, Lavena. Dziewczyna wyciągnęła swoją walizkę z bagażnika, zamknęła swój samochód i skierowała się do odpowiednich drzwi. Nacisnęła na klamkę, jednak zamek nie ustąpił. Pokręciła głową sama do siebie, zaczynając szukać w swoim plecaku kluczy do domu, by nie stać przed drzwiami, czekając na Lando, który, jak stwierdziła, najwyraźniej jeszcze nie wrócił.

Wreszcie otworzyła zamek i ostrożnie weszła wgłąb domu, nie spodziewając się, że ktoś jeszcze tam był. Krzyk przeszył powietrze, a chwilę później do uszu dziewczyny dotarł śmiech Lando, który, zadowolony z jej reakcji, zwijał się ze śmiechu tuż koło niej.

- Ty padalcu przebrzydły! Oszalałeś?! Jak możesz?! Zawału prawie dostałam. - zawołała dziewczyna, uderzając go w ramię. Z każdym kolejnym słowem uderzała go w coś innego, najzwyczajniej w świecie rozładowując swoją złość.

- No już, wybacz mi to małe przewinienie. Po prostu musiałem, to było silniejsze ode mnie. - wyjaśnił po chwili, kiedy wreszcie przestała go uderzać. Rozłożył szeroko ramiona, dając jej tym znak, by podeszła i się przytuliła. - Chodź do mnie.

Nie zostawiaj mnie, kochanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz