rozdział 57

253 14 0
                                    

Lando stał w progu drzwi i obserwował szykującą się do wyjścia Lavenę. On sam był już od dawna gotowy, a ona pomału kończyła związywać swoje włosy, by jej nie przeszkadzały. Obserwowanie jej było dość przyjemne, szczególnie że co chwilę zerkała w jego stronę, uśmiechając się pod nosem.

- I jak wyglądam? - spytała, okręcając się wokół własnej osi, by w pełni się mu zaprezentować. Lando zlustrował ją więc od góry do dołu, wracając ostatecznie do jej twarzy.

- Zwalisz tam wszystkich z nóg. - stwierdził od razu, nie zamierzając nawet kłamać. Wyglądała obłędnie i nie dało się temu zaprzeczyć.

- Łącznie z tobą? - zagadnęła, unosząc brew do góry. Podpuszczała go, o czym doskonale wiedział. I dlatego też wzruszył ramionami, udając kompletnie niewzruszonego.

- Na mnie nie robi to już wrażenia.

Lavena uderzyła Lando w ramię, na co ten zaśmiał się tylko, podążając za nią. Oboje wzięli swoje rzeczy i wyszli, zgarniając po drodze również Carlosa i Charlesa.

~*~

- Nie wierzę, że robię zdjęcia Carlando.

Carlos i Lando zaśmiali się cicho, patrząc na siebie nawzajem. Lavena prędko oddała temu drugiemu aparat i podniosła się na równe nogi. Spojrzała na nich jeszcze, ale obaj byli pogrążeni w przeglądaniu zdjęć, więc odeszła od nich, wychodząc na zewnątrz. Świeże powietrze było idealne, gdy siedziało się dłuższą chwilę w zamkniętym pomieszczeniu. Lena kucnęła nieopodal drzwi, obserwując otoczenie, choć było już ciemno.

- Co taka piękna dama robi sama na zewnątrz? - zagadnął chłopak, zjawiając się tuż koło niej. Również kucnął, choć w duchu stwierdził, żeby lepiej tak długo nie pozostawać, bo już zaczynał czuć wszystkie swoje mięśnie.

- Została wystawiona przez Carlando. - odparła od razu Lavena, odwracając się w jego stronę. Uśmiechnęła się delikatnie, zastanawiając się, co i on robił na zewnątrz. - A ty co tu robisz?

- Widziałem, jak wychodziłaś, to stwierdziłem, że dołączę. - stwierdził, wzruszając ramionami. I wcale nie odbiegało to od prawdy..

- Miło.

Przez chwilę oboje siedzieli cicho, dopóki Charles nie odwrócił się do niej gwałtownie. Zdziwiona tym dziewczyna zerknęła w jego kierunku, obserwując, jak zaczął się powoli podnosić, by już po chwili wystawić w jej stronę dłonie. Nie musiał wcale nic mówić, bo ona tylko uśmiechnęła się pod nosem, przyjmując jego pomoc. On jednak nie puścił jej dłoni, tylko zaczął iść tyłem, ciągnąc ją za sobą.

- Uważaj, bo się zaraz wywalisz. - powiadomiła, wracając wzrokiem do jej twarzy. On jednak nie przejął się zbytnio jej słowami.

- Spokojnie, mam wszystko pod kontrolą. - oznajmił, jak gdyby nigdy nic. Lavena nie wierzyła mu jednak, bo doskonale wiedziała, co się miało wydarzyć.

- Tak?

Lena uniosła brew do góry, puszczając jego dłonie. Charles, trochę tym zaskoczony, nie dostrzegł nawet leżącego kamienia, o którego się potknął, lądując twardo na ziemi. Głośny śmiech opuścił usta Laveny, która stanęła nad nim, krzyżując ręce na piersi.

- A nie mówiłam?

- No dobra, miałaś rację, przyznaję. - powiedział pospiesznie, czując się głupio, że jej nie posłuchał. Pokiwał głową sam do siebie, trochę unikając jej wzroku.

- Chodź tu. - powiedziała Lena ponownie, wystawiając przed siebie dłonie, by pomóc mu wstać. Charles od razu przyjął jej pomoc, stając z nią twarzą w twarz.

Nie zostawiaj mnie, kochanieWhere stories live. Discover now