rozdział 21

321 19 0
                                    

lav.lena.ravatel: Daniel!
lav.lena.ravatel: O której będziesz jutro w pracy?
lav.lena.ravatel: To pilne!

danielricciardo: Coś się stało?

lav.lena.ravatel: Tak
lav.lena.ravatel: To znaczy nie
lav.lena.ravatel: Po prostu wpadłam na pewien plan i mam nadzieję że mi pomożesz
lav.lena.ravatel: Tylko nie możesz powiedzieć o niczym Lando!

danielricciardo: Robi się interesująco
danielricciardo: O co chodzi?

lav.lena.ravatel: Mógłbyś już go przypilnować?
lav.lena.ravatel: Wyjaśnię ci jutro z rana wszystko tylko musisz przyjść o wiele szybciej niż zazwyczaj
lav.lena.ravatel: Reszta ekipy już o wszystkim wie

danielricciardo: Zgoda

lav.lena.ravatel: Świetnie
lav.lena.ravatel: Dzięki wielkie ❤️
lav.lena.ravatel: Obiecuję że nie pożałujesz

danielricciardo: W to nie wątpię

~*~

Lando od samego rana nie mógł dodzwonić się do Laveny. Dziewczyna usilnie milczała, jej telefon nie odpowiadał. Niby był sygnał, ale nie odbierała. Wysłał też kilkadziesiąt esemesów, ale na żaden nie dostał odpowiedzi zwrotnej, co szczerze go martwiło. Nie miał pojęcia, co się stało, czy dziewczyna żyła, czy dotarła do pracy... Nie wiedział kompletnie nic.

I przez to zapomniał też o swojej przepustce. Ciche przekleństwo opuściło jego usta, kiedy zorientował się, że miał tamtego ważnego przedmioty. Rozejrzał się jednak wokoło, po czym przeszedł pomiędzy barierkami, nieświadomy, że ktoś go widział. Już po chwili na jego drodze stanęła jedna z kobiet, pilnująca tamtego miejsca.

- A co tu się dzieje?

Norris uśmiechnął się dość niezręcznie, nie widząc żadnej złości u kobiety. Ta tylko pokiwała głową sama do siebie, pozwalając mu wejść na teren. Podziękował jej za to cicho, po czym skierował się w odpowiednią stronę, zarzucając sobie, że dopuścił do czegoś takiego.

Padock tętnił tamtego dnia życiem i Lando prędko dostrzegł na horyzoncie Daniela, biegnącego w jego stronę. Ogarnął go jednak strach, bo mężczyzna był ewidentnie przerażony i nie wiedział, co robić.

- Jak dobrze, że cię widzę. Lavena potrzebuje pomocy, ktoś wtargnął do naszego garażu, zniszczył samochody, nie ma nigdzie reszty... Nie wiem, co się dzieje. - wysapał Daniel, kładąc dłonie na ramionach chłopaka.

- Co? O co chodzi? Co z Leną? Jest cała? - spytał pospiesznie Lando, czując, że jego serce zaczyna mocniej bić. Nie chciał wierzyć, że coś poważnego mogło się stać Lavenie.

- Sam musisz zobaczyć. Chodź.

Przerażony Lando zaczął biec za Danielem do ich boxu, w nadziei, że znajdzie Lavenę całą. I przede wszystkim żywą. Stanął jednak jak wryty, kiedy w pomieszczeniu panował półmrok, wokoło nie było żadnych osób, a na środku stało krzesło.

A na nim związana Lavena.

- O mój Boże! Lena!

Daniel nie powstrzymywał Lando przed ruszeniem w stronę Laveny. Uśmiechnął się pod nosem, zdając sobie sprawę, że przyszedł czas na całe tamte przedstawienie. Kiwnął w jej kierunku dłonią, po czym zniknął, by zająć się wcześniej ustalonymi zadaniami. Lando w tym samym czasie kucnął przed swoją przyjaciółką, opierając dłonie na jej kolanach. Spojrzał na nią przerażony, widząc, że była lekko poobijana - ale nie wiedział, że były to sztuczne obrażenia.

Nie zostawiaj mnie, kochanieWhere stories live. Discover now