- Zaraz ci pomogę. Nic ci nie jest? Co się stało? Co się tu dzieje? - spytał Lando od razu, patrząc na jej przerażoną twarz. Nie chciał nawet wiedzieć, jak się czuła z tym wszystkim.

- Nie wiem. Kiedy tu przyszłam... Zaatakował mnie jakiś gościu, powalił mnie na ziemię, a kiedy się ocknęłam, byłam już przywiązana. - wyjaśniła pokrótce, na jednym tchu. Zaraz w jej oczach zagnieździły się łzy, co łamało mu serce. - Lando, boję się.

- Wszystko będzie dobrze. Uwolnię cię, zadzwonimy na policję.

Lando chciał dodać coś jeszcze, ale nagle ktoś zamknął za nimi drzwi. Przerażony, odwrócił się w tamtą stronę, niemalże od razu tam podchodząc, by otworzyć, ale zamek nie ustępował. Już po chwili usłyszał przeraźliwy krzyk Leny, a kiedy się do niej odwrócił... Pomimo ciemności nigdzie jej nie dostrzegł. Zaczął ją nawoływać, ale odpowiedziała mu cisza.

A chwilę później czyjś szyderczy śmiech.

- Lena! Odezwij się! Gdzie jesteś?! Halo! - zawołał, w nadziei, że dziewczyna odpowie, że może jednak wciąż tam była. - Lavena!

Coś znów się zatrzasło tuż za jego plecami, a serce zaczęło bić mu znacznie szybciej, niż powinno. Chłopak skierował się w jakimś kierunku, w nadziei, że znajdzie sprawcę całego zamieszania. Już z daleka słyszał czyjeś śmiechy i głosy, co nieco go zdziwiło, bo nie brzmiało to jak jakiś złowieszczy plan.

Prędko wszedł w głąb pomieszczenia, dostrzegając niemalże całą ekipę McLarena, siedzącą przy jednym stole, łącznie z Laveną i Danielem. Oboje wyglądali, jak zazwyczaj - mężczyzna nie był wcale przerażony, a dziewczyna nie miała żadnych śladów napaści, jej włosy były związane, a ubranie nienaganne.

Każdy z nich odwrócił się w jego stronę z uśmiechem, starając się nie pokazać, że wszystko to było ukartowane od samego początku. Lavena podniosła się na równe nogi i skierowała się w stronę Lando, udając niewiniątko. Stanęła przed nim, na co on spojrzał na nią kompletnie zdezorientowany. Prędko dotknęła jego policzka dłonią, zwracając na siebie jego uwagę.

- Wszystko w porządku? Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha.

- Ale... - zaczął Lando, rozglądając się wokoło. Wszystko było na swoim miejscu, co przerażało go jeszcze bardziej. - Przed chwilą przecież... I Daniel... Nie było nikogo. I ten śmiech. - powiedział, ostatecznie zatrzymując na niej swój wzrok. Był przerażony. - O co tu chodzi?

- Ale o czym ty mówisz, Lando? Przecież siedzieliśmy tu przez cały czas. Czekaliśmy na ciebie. - wyjaśniła Lavena, wskazując na niego. Trochę żałowała, że tak go nastraszyła, ale zamierzała zrealizować swój plan do końca. - Dobrze się czujesz? Może usiądziesz? Blado wyglądasz.

- O co tu chodzi, Lena? Wiem, co widziałem. Przecież tam byłaś.

- Nie rozumiem, o co ci chodzi, Lando. - powiedziała spokojnie, kręcąc głową sama do siebie. Spojrzała na jego twarz, posyłając w jego stronę pocieszający uśmiech. - Byłam tutaj. Każdy może potwierdzić.

Lavena wskazała na pozostałych, którzy przyglądali się im z daleka, milcząc. Lando pokręcił głową sam do siebie, zaczynając się cofać. Złapał się za głowę, ciągnąc delikatnie końcówki swoich włosów, bo nie chciał wierzyć w słowa dziewczyny. Dobrze wiedział, co widział i nie chciał wierzyć, że oni byli tam przez cały czas.

Cofałby się zapewne dalej, gdyby jego plecy nie zderzyły się nagle z czyjąś klatką piersiową. Przerażony odskoczył od mężczyzny, krzycząc z przerażenia. Serce chciało wyskoczyć mu w piersi, kiedy...

Nie zostawiaj mnie, kochanieWhere stories live. Discover now