49.

26 5 6
                                    

To już ostatni rozdział. Do końca naszej przygody z Akemi pozostał nam jedynie epilog 😔💗‼️

×××××××××××××××××××××××××××××××××××

Rudowłosa od razu rozpoznała, czyja to sprawka. Agana z resztą również.

- Morax?! Ty przeciwko mnie?! - Krzyknęła, gdy tylko mężczyzna pojawił się w zasięgu jej wzroku.

- Nie jestem przeciwko tobie, ale nie jestem też z tobą, Murata. Nie dam ci skrzywdzić szczególnie jej - żelastwo padło na grunt, a Zhongli podszedł do dziewczyny. Wzrokiem szybko upewnił się, że jest ona cała i zdrowa, pomógł jej wstać, po czym ponownie spojrzał na swoją dawną przyjaciółkę, jednak tym razem wrogo i chłodno.

- Nie denerwuj mnie bardziej, bo przysięgam na Celestię, źle się to dla ciebie skończy - oczy kobiety płonęły żywym ogniem - nie daruję ci!

Nie dostała odpowiedzi. Na kilka minut wszyscy zastygli w ciszy. Ani drgnęli. Aż w końcu brunetka postanowiła przerwać ten trans, w końcu jakiś wyprosić, nawet wybłagać u znienawidzonej bogini coś, na czym najbardziej jej zależało.

Chciała tylko, żeby Albedo nic się nie stało.

Jej nieco zaburzone, lecz bardzo silne poczuciem sprawiedliwości nie pozwalało jej zrobić nic innego jak za wszelką cenę chronić blondyna, a znane już wszystkim, poza nim samym, uczucie, które do niego żywiła, kazało jej robić to za cenę własnego życia.

- Agana, proszę - odezwała się cicho - błagam cię, nie każ mi... Im tego robić. Zostaw Albedo, on nic złego nie zrobił - stała naprzeciwko dużo wyższej od siebie sylwetki Muraty, przed którą wyglądała na absolutnie bezbronną.

- Nie ma takiej możliwości, Shicori. Sprzeciwiłaś się mi, utrudniasz im wykonanie swojej powinności... To niewybaczalny grzech przeciwko mojemu autorytetowi - warknęła, wiercąc dziurę wzrokiem w ciele stojącej przed nią fioletowookiej.

- Jeżeli zrobi cokolwiek, co byłoby niebezpieczeństwem dla twojego ukochanego świata, choćby kawałka Teyvatu, obiecuję, że wezmę winę na siebie. Będę go pilnować, zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby było dobrze, a jeśli nie dopełnię obowiązku, będziesz miała prawo osobiście mnie zabić - mówiła coraz ciszej, z coraz mniejszą nadzieją. Przygasała stopniowo z każdym momentem, kiedy furia wrzała w archonce coraz mocniej i goręcej.

Jednak była w stanie zapłacić każdą cenę.

Może z uczucia..?

Głupoty?

Dla niektórych nie ma to żadnej różnicy. W końcu zakochani robią głupie rzeczy.

A ona miała ledwie osiemnaście lat, pierwszą miłość i burzę hormonów, która nie dawała jej zachowywać się racjonalnie. Do tego głos w jej głowie nasilał się z każdym dniem, każdy centymetr skóry bolał bez przerwy i Agana nie planowała dać jej spokoju w najbliższej przyszłości.

Wszystko dzięki niej. Archonce, która miała opiekować się mieszkańcami jej świata, który z takim uporem chce chronić.

"Czasem trzeba poświęcić odrobinę, aby zyskać bardzo wiele. Kim ty jesteś na tle całego świata? Niczym. Nie nikim, po prostu niczym."

Zhongli poczuł, jak rudowłosa ściska rękaw jego koszuli. Bała się. Nie była stworzona do takich zadań. Akemi jest delikatną duszą, kochającą przyrodę, wszystko i wszystkich. Objął ją ramieniem, przyciągając do siebie, aby dać jej choć trochę poczucia bezpieczeństwa. Od początku chciał być dla niej wsparciem. Nie mógł sobie wybaczyć, że nie był w stanie jej przed tym wszystkim obronić mimo, że sam jest archonem.

- Jesteś bezczelna - zadzwoniło w uszach wszystkich zebranych. Masae i Misaki przerażone zastygły w brzuchu, jakby bojąc się, że najmniejsze poruszenie spowoduje kolejny wybuch złości kobiety - nie masz żadnego szacunku.

- Agana, skończ to już. Zbyt długo cierpi przez ciebie. Daj spokój Albedo i tym dziewczynom, i już szczególnie Zero. Chyba nie chcesz zniszczyć swoich relacji z Tsaritsą..? - Zhongli spostrzegł bardzo słusznie. Jego spojrzenie zmiękło. Wciąż pamiętał te czasy, kiedy byli szczęśliwi. Ale coś się popsuło.

Patrzeli na siebie jeszcze kilka długich chwil. Powietrze zgęstniało jeszcze bardziej, o ile było to możliwe.

- Dobrze. Ma jedną, jedyną szansę - wzrok archonki prześliznął się na fioletowooką - nie będę łaskawa. Dobrze wiesz, że nie mam litości.

Dziewczyna nie wiedziała, co się dzieje. Świat wirował jej przed oczami.

Udało jej się.

Kolejne już dziś łzy same napływały jej do oczu, straciła czucie w nogach, a płuca jakby przestały przyjmować tlen. Masae musiała podtrzymać brunetkę. Akemi, która bała się już nieco mniej, podeszła do niej i, ściskając ją mocno, przeprosiła ją, mimo, że wiedziała, że takie przeprosiny niewiele dadzą. Będzie miała u niej dług do końca życia.

Misaki, do której dopiero dotarło emocjonalne zmęczenie, uśmiechała się szeroko, podchodząc z rozłożonymi ramionami do Masae, równie radosnej. Yuume dołączyła do szkarłatnookiej.

Wiedziały, ze już nie są w niebezpieczeństwie.

Morax wciąż wpatrywał się w Aganę, której wzrok wiercił dziurę w zamkniętej w uścisku fioletowookiej. Podszedł do niej.

- To nie moja wina, że cierpi. Nie zdałam tego na nią - wlepiła swoje dwukolorowe oczy w twarz byłego przyjaciela. Nie chciałam, żeby wszystko ją tak bolało, ale nie jestem w stanie uwolnić jej od duszy zamieszkującej jej ciało. W zasadzie... Do momentu, kiedy zaczęła się buntować, miałyśmy bardzo dobre stosunki. Wysłuchiwałam, jak się skarży, że nie ma już siły znosić tego bólu...

- Naprawdę nic nie możesz zrobić?

- Ja nie. Ty też. Potrzeba bardzo silnych mocy oczyszczających. To bardzo ciężka sprawa, nie masz nawet pojęcia jak to wszystko się zaczęło. Jak o tym myślę, to może.. mogłabym ci powiedzieć. Być może znasz kogoś, kto jej pomoże - Murata wbiła wzrok w śnieg pod sobą.

- Jak to się stało?

- Carmen.

Akemi: Krwawa Róża (Metanoia) | Genshin Impact Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang