Wale drinki w walentynki

90 6 63
                                    

WALENTYNKOWY SPECJAL WIDZOWIE

Przypominam, że nie zalicza się w żaden sposób do fabuły reszty książki. Jest po prostu ff o ff w sumie

×××××××××××××××××××××××××××××××××××

Tak. Czternasty lutego, święto zakochanych i udręka dla singli lub tych, których uczucia nie zostały odwzajemnione.

Dla Zhongliego, lub jak ktoś woli, wielkiego Rexa Lapisa, nigdy nie był to specjalny dzień.

Oczywiście dlatego, że po prostu święto to powstało po tym, jak osoba, którą darzył jakimikolwiek uczuciami, odeszła.

W domyśle umarła.

Tego roku jednak czuł się samotny, nad wyraz samotny. Siedział w barze, patrząc za okno. Padał śnieg, wszędzie można było zobaczyć walentynkowe dekoracje lub pary chodzące za ręce, pijące gorącą czekoladę, śmiejące się. Po prostu ludzie byli szczęśliwi.

On sam nie był, z resztą jak większość osób w barze. Co roku zbierali się tu ci odrzuceni lub po prostu samotni.

Oraz ci, którzy zagorzale nienawidzili i tępili tradycję obchodzenia walentynek.

Właśnie zobaczył, jak Misaki wchodzi z Xinyan do kawiarni naprzeciwko. Westchnął ciężko, sam też czuł dziwną potrzebę spędzenia z kimś miło wieczoru.

No niestety. Jak widać nie było mu pisane spotkać się z kimś akurat w to święto, więc po prostu zamówił kolejne wino.

Nie dbał o to, że właściciel był najgorszym sknerą i trunek był mocno rozcieńczony. Nikomu tutaj to nie przeszkadzało, bo wino było niezwykle tanie.

Gdy dostał swoje zamówienie i usiadł wygodnie naprzeciwko okna, spostrzegł opatuloną szalikami szczupłą sylwetkę, a długie, rude włosy zdradzały od razu kim jest ta osoba.

Przemarzająca dziewczyna szła pomału, rozglądając się uważnie dookoła.

Nie znała jeszcze dobrze miasta, które chyba pierwszy raz w historii zostało zasypane śniegiem, więc jeszcze trudniej było się odnaleźć między krętymi uliczkami i licznymi schodami.

Zhongli wstał i szybko wyszedł, podszedł do rudowłosej.

- Dobry wieczór - powiedział niezbyt głośno, jednak jego głęboki głos niesie się doskonale, wyrwał Akemi gwałtownie z zamyślenia. Podskoczyła, odwracając się w kierunku bruneta.

- PRZESTRASZYŁEŚ MNIE - krzyknęła, ale pożałowała tego, gdy tylko poczuła ból przeziębionego gardła.

- Wybacz, nie chciałem - spuścił lekko głowę, a jego złote oczy obdarzyły dziewczynę przepraszającym wzrokiem. Po chwili podszedł bliżej i poprawił jej szalik - zimno ci?

- Jest znośnie - skuliła się jeszcze bardziej w sobie, pociągając nosem.

- Widzę, że marzniesz. W środku jest cieplej - wykonał subtelny ruch dłonią, wskazując na bar, z którego wyszedł, zostawiając kurtkę swoją drogą.

- A ty nie? Nie masz nawet kurtki - uważnie przyjrzała się koszuli bruneta, która idealnie kontrastowała z jego złocistymi tęczówkami. Na jego szyki błysnął równie złoty łańcuszek, a dłonie, jak zwykle, ukrył w rękawiczkach.

Wyglądał naprawdę dobrze.

- A nie jesteś z kimś umówiony... Czy coś? Niecodziennie się tak stroisz - uniosła brew.

Brunet, nawet nie wiedząc, co na siebie dziś włożył, szybko sprawdził, co właściwie ma na sobie.

- Szczerze ubrałem pierwszą lepszą wyprasowaną koszulę.. Nie ważne, nie przeszkadzasz, właściwie planowałem spędzić wieczór sam. Oczywiście jeśli ty nie masz planów.

Akemi: Krwawa Róża (Metanoia) | Genshin Impact Where stories live. Discover now