14

350 14 6
                                    

POV Taehyung

Dni mijały, a Rozalia wciąż mieszkała z tym przydupasem. Z każdym kolejnym dniem zauważałem coraz to nowsze siniaki, które starała się zakrywać, jak nie makijażem, to dłuższymi rękawami. Widząc jej cierpienie i ból wytrzymywałem coraz mniej. Chciałem jak najszybciej zabić tego gnoja. Nie potrafiłem patrzeć jak niszczy mi ukochaną osobę.

- Kawę masz na biurku - powiedziałem, gdy wbiegła zdyszana do biura. - Wszystko w porządku?? - spytałem podchodząc do niej.

- Jest okej - wydusiła z siebie.

- Czy on... - spojrzałem na jej ręce, na których była zawiązana lina. - Związał ci ręce? Po co?

- Nie ważne. Bierzmy się do pracy - odparła spuszczając głowę na dół i chcąc mnie wyminąć.

- Rozalia - powiedziałem stanowczo, na co dziewczyna gwałtownie się zatrzymała.

- Dobierał się do mnie - wyszlochała.

- A to skurwiel. Nie możesz z nim mieszkać, słyszysz? To się źle skończy. Wyprowadź się do mnie już dzisiaj - stanąłem przed nią. Widok jej spływających łez po policzku było czymś co nie mogłem znieść.

- Nie mogę. Zrobi krzywdzę dziecku...

- Rozalia, błagam cię. Nie chcę by skrzywdził cię jeszcze bardziej. Zgłoś to na policję, bo źle to się skończy - ciągnąłem dalej temat, ale zignorowała to.

- Tylko to na dzisiaj? - zapytała siadając do biurka i przeglądać papiery.

- Żartujesz sobie ze mnie teraz, kurwa? Boję się o twoje życie. A ty pierdolisz o pracy na dzisiaj? Ja pierdole, Rozalia. Wynieś się z stamtąd jak najszybciej - podszedłem do jej biurka odwracając jej krzesło w moją stronę.

- Chciałam bym, ale się boję - podniosła na mnie wzrok i ukazały mi się nowe łzy, które na nowo moczyły jej policzki.

- Ja wiem - kucnąłem przed nią i starłem jej mokre łzy. - Ale musisz przezwyciężyć strach zanim dojdzie do tragedii.

- Nie wiem co robić. Niszczy mnie psychicznie i fizycznie. Taehyung, pomóż mi...

Widząc w jej oczach strach i błaganie, serce mi się łamało. Chciała mojej pomocy, ale jednocześnie ją odrzucała przez obawę o skrzywdzenie tego dziecka, jak i jej samej. Tak bardzo chciałem wdrążyć swój plan, jednak musiałem jeszcze chwilę poczekać.

- Jeszcze chwila i będzie po sprawie, okej? Wytrzymasz do piątku? Wiem, że dzisiaj dopiero środa, ale wcześniej nie da rady. Przez te dwa dni może ci się coś stać, dlatego, błagam, uważaj na siebie, dobrze? Jeśli wytrzymasz, zamieszkasz ze mną i twój koszmar się skończy. Dobrze, słońce? - że też byłem bezbronny w tamtej chwili. Gładziłem jej policzek, a drugą dłonią ściskałem jej dłoń. Chciałem ją jakoś uspokoić żeby wytrzymała te dwa dni. Proszę...

- Dam radę. Wytrzymałam z nim już tydzień. Dwa dni mnie nie zbawią. Nie martw się - wysłała czuły uśmiech. Jej twarz była blada, jak i pełna w małych zadrapaniach. Smutne oczy, które nie mają tego blasku radości, który zawsze się świecił. Suche usta, które zawsze miały na sobie ten cudny błyszczyk. Pozbawione barw policzki, które zawsze były odcieniu jasnego różu przez szybkie zawstydzanie się. Tęskniłem za tą wersją dziewczyny. Tęskniłem za tą zdrową wersją mojej dzielnej kobiety.

- Jak mam się nie martwić, skoro mówisz takie rzeczy. Ahh. Postaram się załatwić to jak najszybciej, obiecuję - ucałowałem jej policzek i w końcu jej bezbarwne policzki nabrały koloru.

- Uważaj na siebie - powiedziała, gdy już odszedłem od biurka.

- Musiałaś to powiedzieć teraz, a nie wtedy, gdy byłem przy tobie? - spytałem odwracając się w jej stronę.

SILENT OBSESSION | KIM TAEHYUNGWhere stories live. Discover now