Rozdział 54

2.3K 99 33
                                    

Mary

- Nie mogę mieć dzieci. Jestem bezpłodny.

Otworzyłam szeroko usta by wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk, jednak nie mogłam. Patrzyłam w szklane oczy Maksima kompletnie rozbita.

- Rozumiesz? Nie będziesz nigdy matką, bo ja...bo, kurwa nigdy ci tego nie dam. Nie dam ci możliwości posiadania własnego dziecka.

- M...maksim - odzyskałam ochrypły głos - Maksim ty chyba nie sądzisz, że skreślę cię przez pryzmat tego? Błagam cię, powiedz, że chciałeś mi powiedzieć jak najszybciej - warga samoistnie zaczęła drgać.

Odwrócił wzrok od mojej twarzy, co utwierdziło mnie, że zapewne gdybym nie zaczęła. w najbliższym czasie bym nie dowiedziała się o tym ważnym fakcie.

Odsunęłam się lekko od niego i prychnęłam.

- Maksim teraz wychodzi na to, że to tobie nie zależy na tym by zbudować zdrową relację. Zataiłeś tak ważny fakt, Boże - przetarłam twarz dłońmi - Wiesz jakbym się czuła w momencie gdybyśmy zaczęli się starać, a ja nie mogłabym zajść? Rozumiesz, co byś mi zrobił? Czułabym się jak jebana idiotka która nie potrafi nawet zaspokoić w pełni męża by pojawiło się dziecko!

Złapał mnie za barki i przysunął bliżej siebie.

- Mary, chciałem ci powiedzieć, ale przez pryzmat tego co działo się tu wcześniej nie miałem kompletnie zdrowia do tego, zrozum. Cała sytuacja z Coastem, i tym, że zaczynało mnie ciągnąć coraz bardziej do ciebie przerosło mnie - potrząsnął mną.

- Zostaw mnie w spokoju - wysyczałam wściekła, i zdjęłam jego dłonie z ramion - Daj mi święty spokój! - ruszyłam biegiem w stronę schodów.

Kiedy znalazłam się w pokoju zamknęłam drzwi na zamek i opadłam pod nie kuląc nogi.

Przez Maksima stawałam się dawną Mary która każdego dnia upadała, i musiała powstawać na nowo, już nie mogłam dumnie unieść brody i kroczyć przed siebie. Niszczył mnie, a ja biłam sobie w brodę, że na to pozwalałam.

To nie ja zaplątałam go w sidła, to on zrobił to ze mną. Wziął mnie pod swoje, diaboliczne skrzydła ciągnąc znowu na samo dno.

Uderzyłam rękoma o podłogę i zawyłam. Gdyby powiedział mi o tym od razu kompletnie inaczej by to wszystko się potoczyło. Przecież sama jakoś nie spieszyłam się do roli matki, dla Jose miałam być jedynie opiekunką, miałam w miarę możliwości zastąpić jej prawdziwą rodzicielkę.

- Mary, otwórz drzwi - usłyszałam stłumiony, męski głos za drzwiami.

- Daj mi, kurwa święty spokój!

***

Obracałam w palcach mały patyczek, musiałam jakoś starać się odstresować, jednak nie wychodziło. Maksim także nie dawał za wygraną, i miałam wrażenie, że spędził za drzwiami mojego pokoju konkretny odłamek czasu.

Otworzyłam swoje okno i wyszłam na balkon. Usiadłam przy ścianie i oparłam o nią głowę. Powiew wiatru otulił moje rozgrzane poliki. Zerknęłam lekko w bok, a na widok Maksima który siedział w podobnej pozycji na miejscu naprzeciwko.

Już chciałam wracać ale zatrzymał mnie jego głos.

- Przepraszam.

Prychnęłam pod nosem i pokręciłam głową.

- Sądzisz, że to puste słowo załagodzi wszystko? Dopiero co zaczęliśmy tworzyć coś, tworzyć dom dla Jose, ale zniszczyłeś to - odparłam zachrypniętym głosem.

- Wiem, ale...zobacz to z mojej strony - stanął przy barierce, tak naprawdę mógł przeskoczyć, by znaleźć się obok mnie, to jednak został po drugiej stronie - Sądzisz, że i mi jest łatwo? Capo który nigdy nie da swojego potomka, wolałem by zostało to w tajemnicy.

- Chciałeś by ludzie obwiniali mnie za to, prawda? - uśmiechnęłam się krzywo.

- Nie! Po prostu wolałem omijać temat dzieci, ale teraz mamy Jose - w jego głosie nastąpiła nutka nadziei.

- Maksim, słyszysz się? Jose jest tak naprawdę córką twojego zmarłego brata i szwagierki.

- Traktuje ją jak córkę - zacisnął dłonie na barierce, knykcie pobielały aż do bieli.

- Cudownie - mruknęłam i się uniosłam z zimnego podłoża.

- Mary! Błagam cię, wybacz mi.

- Kolejny raz? Kolejny?! Sądzisz, że jestem maszyną którą można pieprzyć, oszukiwać i ciągle prosić o wybaczenie? Mam już tego dość, wracam do Nowego Jorku.

Zniknął, ale kilak chwil później zjawił się jak huragan w moim pokoju. Złapał za dłonie i oparł czoło o moje.

- Nigdy nie dam ci odejść - przesunął ręce na moje policzki i podniósł wyżej głowę - Nie dam, rozumiesz? - cmoknął moje usta.

- Mam już tego dość...

- Wiem, Mary ja też, ale...przetrwaliśmy już tyle, to wydaje się być ostatnią przeszkodą.

- Jeśli ukrywasz przede mną znowu coś tak ważnego możesz jedynie marzyć, że zostanę.

- A jeśli...- oderwał się ode mnie i uklęknął - A jeśli obiecam ci, że już nigdy więcej cię nie okłamię - mina zbitego pieska działała, cholernie działała.

- Maksim...

Nagle rozległ się strzał, oczy Maksima o mało co nie wyszły z orbit. Nie wiedziałam co się działo, zerknęłam przerażona w bok by zdiagnozować sytuację, a na widok Nowaczenko oraz Leny która wycelowała we mnie bronią przeszedł mnie zimny dreszcz.

- Mary...- usłyszałam szept mężczyzny po czym kolejny strzał. Ciało Szewczenko opadło tuż przy moich stopach. 

Zawirowani w sobie |18+Where stories live. Discover now