Rozdział 12

2.1K 78 7
                                    

Mary

Ukrycie we mnie tej diablicy było cholernie trudnym zadaniem. Musiałam jednak się tego podjąć z powodu żałoby którą przechodziła moja rodzina. Chodź nie znałam osobiście Aleksa i jego żony to widziałam jak to odbiło się na rodzicach, a nawet Mosculio czy Michaelu.

Założyłam na siebie czarny top na ramiączka, i spodenki z wysokim stanem które przylegały ciasno do mojego opalonego brzucha. Skrzywiłam się lekko widząc w odbiciu pofalowane włosy jednak postawiłam na naturalność i nie przeciągnęłam po nich prostownicą.

Jedynie kilka złotych błyskotek połyskiwało w tej mojej nędznej odsłonie.

Byłam lekko zmęczona po podróży z Las Vegas, jednak nie chciałam leżeć w łóżku i czekać na informacje jakie zdobędą tylko ojciec jak i reszta, musiałam działać!

Wybiegłam z pokoju, na dole już zebrał się każdy. Nawet mała Riley patrzyła szerokimi oczami na swoją matkę która trzymała ją na rękach.

Między nami znajdował się także Maksim.

Nie mogłam pozwolić sobie na docinki w jego stronę wiedząc, że przechodził prawdziwe nieszczęście. Sama nie mogłam wyobrazić sobie co bym przeżywała gdybym straciła rodzeństwo. To zdawało się być niewyobrażalne.

Usiadłam skrępowana obok bruneta który patrzył przed siebie. Nie miał na sobie tych pieprzonych fatałaszków, tylko zwykłe, ciemne jeansy i koszulkę. Na twarzy widać było nawet z daleka okropne zmęczenie i ból.

- Maksimie zechcesz może coś wypić? - mama spojrzała na niego zmartwiona.

- Nie - odparł krótko zachrypniętym głosem.

Zagryzłam wargę i spuściłam wzrok na białe skarpety. Octavio podleciał do mnie i podał jakąś kartkę.

- Ciociu znalazłem to przy schodach - szepnął. Poklepałam miejsce obok by usadowił się tam i otworzyłam ją.

Otworzyłam szeroko oczy gdy tylko przeczytałam pierwsze zdanie.

Ostatnia wola Aleksa i Aleksandry Szewczenko...

Przełknęłam głośno ślinę i wstałam z kanapy. Podeszłam do ojca i podałam mu ją.

- Ojcze to raczej powinien zobaczyć Maksim.

Zmarszczył czoło i z wielką rezerwą wziął ode mnie papier. Sam zaczął czytać i o mały włos nie opadł. Złapałam go za bark by utrzymał równowagę.

- Co to jest? - Mosculio pojawił się za nim i zerknął przez ramię, by dowiedzieć się czegokolwiek. Zareagował w dość podobny sposób co ja - Maksim lepiej jak to ty przeczytasz.

Brunet spojrzał na naszą trójkę i zmarszczył gęste, czarne brwi. Mój przyrodni brat podał mu wiadomość, jednak nim otworzył kartkę sięgnął po pełną alkoholu szklankę i wypił jej całą zawartość. Odstawił z hukiem szkło i lekko chwiejąc się wstał, podszedł do nas i wyrwał mojemu ojcu wolę swojego brata.

Przetarł twarz dłońmi, a na czole pojawiły się mu kropelki potu, ręce drgały pod wpływem tylu emocji.

Pierwszy raz w życiu było mi go bardzo szkoda. Dziwna chęć przytulenia go napłynęła do mnie, jednak szybko się ogarnęłam i wróciłam na swoje miejsce. Oparłam nogi o stolik przed sobą i odchyliłam głowę. Przymknęłam powieki rozkoszując się ciszą która nastała, jednak nie na długo.

Figura stojąca przy panoramicznym oknie runęła roztrzaskując się w drobny mak. Maksim wpadł w jakiś pieprzony dół z którego nie mógł wyjść. Rzucił się w stronę wyjścia z rezydencji nie patrząc na nic i nikogo.

- Makism! - wołali za nim, lecz nie zatrzymywał się.

Drzwi zamknęły się z hukiem, Riley zaczęła głośno płakać, Pene przytuliła się do brata, a Paola podskoczyła do Vincenta trzymającego swojego syna, Olivera.

Nastał ogromny chaos, nie do wytrzymania. Postanowiłam sama opuścić dom póki nie nastała okropna wymiana zdań między domownikami.

Poszłam tą samą drogą co Maksim, gdy znalazłam się na zewnątrz wzięłam głęboki wdech i zerknęłam w bok. Zastałam tam bruneta, siedział oparty o drzewo mając zamknięte oczy. W ręku dalej trzymał kartkę.

Postanowiłam podejść, choćby miał mnie opierdolić za wszystko co zrobiłam jednak nie miałam wyrzutów sumienia. Należało mu się przecież!

- Ej...- wbiłam mu paznokieć w umięśnione ramię bruneta, Otworzył z oporem oczy, w niebieskich tęczówkach nie było już tej zawziętości, tylko pustka.

- Czego chcesz? Chcesz mnie znowu ośmieszyć? - prychnął - Nie ma problemu - machnął dłonią - Idź, weź nóż i mnie zapierdol na oczach wszystkich, zrób to nawet nie będę zły, będę ci nawet za to wdzięczny.

- Co ty kurwa pierdolisz?! - syknęłam robiąc się nabuzowana - Gdybym chciała cię zajebać uwierz, że zrobiłabym to w tej limuzynie!

Pokręcił głową i próbował wstać jednak opadł z większą mocą na trawnik, nawet nie skrzywił się!

Kurwa ja to bym już wyła po takim upadku!

- Odejdź, lepiej dla ciebie.

- Ale ty jesteś...- pstryknęłam palcami - Jesteś pojebany, nie dasz sobie pomóc chodź masz w nas wszystkich oparcie.

- W tobie? Uważaj, bo uwierzę - wypluł z jadem.

Usiadłam obok niego i próbowałam przepchać cały ciężar osobnika jednak nie dałam rady, był ogromny!

- Przesuń się paszczurze, nie mam tyle siły!

Nastała cisza, nie wykonał polecenia.

- A jeb się - fuknęłam i przesunęłam się na przeciwko.

On po jednej stronie, ja po drugiej. Zajebiście...

- Słyszałem - usłyszałam jego ściszony tembr. Zacisnęłam lekko dłonie na trawniku i westchnęłam.

- Dobra jestem diablicą, suką. To wie każdy, jednak żal mi cię trochę, wiesz? - mimo, że nie widział wykrzywiłam wargi - Sama nie wiem co bym zrobiła gdyby ktoś z mojego rodzeństwa zginął...

Znowu ta pieprzona cisza, która wtedy zdawała się być jednak bardzo niekomfortowa.

- Nie potrzebuje żalu, tym bardziej twojego!

- Nie unoś się gościu! Ja przyszłam tu tylko porozmawiać, a ty? Sam zaczynasz, i nie panujesz nad rozwojem naszej konwersacji która na początku wydawała się być na dobrych torach - podparłam się o korę drzewa i uniosłam się. Otrzepałam swoje spodenki i ruszyłam w stronę ścieżki jednak...

- Mary...- dotarł do mnie głos z tyłu. 

Zawirowani w sobie |18+Where stories live. Discover now