Rozdział 24

2.3K 79 3
                                    

Mary

- Przeklęty ród Szewczenko! - rzuciłam lotkę w stronę zdjęcia Maksima które udało mi się wydrukować. Całe szczęście na ścianie nie zostawały żadne ślady po rzutach - Jeb się! - oddałam kolejny rzut, lecz na nic. Coraz bardziej wzrastała we mnie furia - Błagam okaż się gejem! - jęknęłam i opadłam plecami na materac łóżka.

Całe szczęście znajdowaliśmy się już w Nowym Jorku i swobodnie mogłam robić to co chcę. Dlatego też siedziałam w samych stringach i staniku.

Dalej nie dochodziło do mnie to co powiedział ten skurwiel! Nie mogłam zostać jego żoną, po prostu, kurwa nie mogłam!

Rozumiałam to dlaczego tak desperacko szukał żony, chciał dla Jose jak najlepiej ale swoim wyborem spisywał to dziecko na straty. Zapewne w przeciągu kilku minut gdy tylko by zamknęły się drzwi po nim nie zostałoby nic, zupełnie nic. A biedna dziewczynka znowu zostałaby bez opiekuna!

- Mary! Skarbie otwórz drzwi! - głos matki dobiegł zza nich. Skrzywiłam się i rzuciłam znowu przed siebie lotką.

- Nie ma opcji! Wszyscy współpracujecie z tym gadem! Nie otworzę wam kłamcy!

- Mary! Natychmiast otwieraj! Nie zachowuj się jak dziecko - dołączył ojciec.

- To wy mnie tak traktujecie bo decydujecie o mojej przyszłości! Już dawno temu wyszliśmy ze średniowiecza, a nie przepraszam. Wy wszyscy się, kurwa na nim zatrzymaliście na czele z tym idiotą!

- Otwieraj, albo zaraz wyważę te cholerne drzwi!

- Rób sobie co chcesz, ale i tak nikt nie zmusi mnie do bycia z tym śmieciem! - wyplułam te słowa z jadem.

Nawet nie zorientowałam się kiedy w pokoju rozległ się huk, a drzwi leżały na podłodze. Prychnęłam pod nosem, nawet się nie zakryłam tylko założyłam nogę na nogę i odrzuciłam włosy do tyłu.

- Co ty wyprawiasz? Masz się w tej chwili ubrać i z nami porozmawiać, w normalny sposób!

- Wiesz gdzie sobie wsadź te groźby? Do tyłka ojcze, to wy sprzedaliście mnie temu idiocie, w zamian za jakieś gówna, zapewne bez nich byście przeżyli!

- Nie rozumiesz! Obydwie strony mają na tym jakikolwiek zysk, a tobie nie stanie się nic, może w końcu doczekamy się wnuków z twojej strony - przetarł twarz dłońmi.

Myślałam, że zaraz wyjdę z siebie i stanę obok. Hipokryzji ciąg dalszy...

- Wy naprawdę myślicie, że wyjdę za tego niedorozwoja?! - prychnęłam i wskazałam na nich palcem - Grubo się mylicie!

Obydwoje popatrzyli na siebie, matka skinęła głową i położyła dłoń na barku papy. Wiedziałam, że to co zaraz usłyszę nie będzie niczym dobrym, jakże nie myliłam się kolejny raz.

- Już wszystko jest dogadane, Maksim zgodził się na to byś przez jakiś czas po podpisie papierów mieszkała w Nowym Jorku, ale niedługo zamieszkasz u niego! I nawet nie dyskutuj! Robimy to dla twojego dobra!

- Słyszycie się? Gdybyście robili cokolwiek dla mojego dobra zrozumielibyście, że ten człowiek to sam ściemniacz, idiota i gnida w ludzkiej skórze, nie mam ochoty mieć miana nadętej idiotki która wierzy, że jej mąż jest czysty jak łza, po tym jak przyjdzie od dziwki którą pieprzył wcześniej!

- Co w ciebie wstąpiło, Mary? - rodzicielka złapała się za głowę.

- We mnie? W was uderzył jakiś piorun który zesłał na was pierdolca! Powinniście się wstydzić w ogóle tu przychodzić!

- Trey, chodźmy. Mary musi sama się z tym oswoić.

Obydwoje ruszyli do wyjścia.

- Nie jestem lisem z Małego Księcia bym musiała zostać oswojona! A teraz, z łaski waszej moi mili państwo Garcia załatwcie jakiegoś idiotę który wstawi mi drzwi! - sięgnęłam po szlafrok i zawiązałam go.

Wyminęłam dwójkę po czym poszłam do mini baru na dole, sięgnęłam po butelkę wina które miało być na szczególną okazję i wychyliłam zawartość do buzi.

Maksim Szewczenko był jak jakaś rzep, która jak się uczepi nie puszcza do samego końca, trzeba jej pomóc wieloma specyfikami. Wyszłam na taras, i wyjęłam papierosy które ukradłam Fabiano, odpaliłam jednego i założyłam nogi na sąsiednie krzesło.

Obiecałam sobie, że go zniszczę, i do tego dążyłam, jednak przez głupi plan rodziców, jego i Cristiny wszystko się posypało, i to ja byłam na straconej pozycji w tym wszystkim.

Chodź jednak nie do końca. Maksim był prezesem firmy którą założył w centrum Moskwy. Zapewne nikt z jego pracowników nie wiedział kim naprawdę jest ich szef.

Chyba odpowiedni czas by się dowiedzieli.

Zgasiłam niedopałek i wyrzuciłam go na trawnik. Upiłam jeszcze łyk wina i uniosłam wysoko brodę.

- Nie wszystko stracone, Mary. Nie wszystko...- mruknęłam do siebie obracając w dłoniach zielone szkło - W takim razie gra dopiero się zaczęła, Maksimie i to ty zajmiesz miejsce drugie - uśmiechnęłam się krzywo i odchyliłam głowę do tyłu. 

Zawirowani w sobie |18+Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang