Rozdział 4

2.5K 93 8
                                    

Mary

Ścisnęłam nasadę swojego nosa i wzięłam głęboki wdech.

- Mary uspokój się, ten chuj nie jest wart ciebie, i twoich nerwów - mamrotałam mając nerwy na wodzy - Maksim Szeczenko, szmaciaż, dziwkach, wszystko co najgorsze...

W głowie odbijały mi się słowa:

- Sądzisz, że tego nie wiem? Mary jasno swoim zachowaniem daje do zrozumienia, że bal będzie należał tylko do niej.

- Naprawdę na nią uważaj, tym bardziej jak zostaniecie sam na sam, to nieobliczalna diablica która będzie cię nawet obmacywać - dotarł do moich uszu pisk przyrodniego brat. Podsunęłam się bliżej drzwi chcąc usłyszeć jeszcze więcej. Na litość Boską mówili o mnie!

- Opanuj emocje, Mosculio. Chyba się lekko pospieszyłeś z wieloma sprawami. Po pierwsze, między mną a Mary nie dojdzie nigdy do niczego, po drugie gdybym miał już się z nią pieprzyć, powiedzmy wprost, poszedłbym do niej do pokoju i kazał rozsunąć nogi, zapewne zrobiłaby to z przyjemnością.

Otworzyłam szeroko usta. Zaschło mi w gardle, a żołądek się skurczył do malutkich rozmiarów.

- Nie traktuj jej jak...jak, kurwa - Mosculio przeklął.

- Jak kogo? Jak dziwkę, Mosculio? To chciałeś powiedzieć? To ona sama wyrobiła sobie takie miano.

Moje ręce opadły wzdłuż ciała.

Otrząsnęłam się z napadu wspomnień.

Jebany śmieć!

W tamtym momencie pragnęłam już nie Maksima między nogami lecz tego by wracał do Rosji i już nigdy więcej nie wracał.

Zacisnęłam mocno dłonie, a długie paznokcie wbijały mi się w skórę. Obudziła się we mnie jebana diablica, kolejny raz musiałam walczyć o siebie, o to by nie zatracić się pod wpływem czyjegoś zdania, dość długo zajęło mi to by nauczyć się, że zdanie innych należy mieć w mojej cudownej, seksownej pupie!

Uniosłam spojrzenie na swoją czerwoną kreację która leżała na satynowej pościeli. Wydawała się być idealna na dzień gdzie miałam zrujnować całą reputację tego złamasa.

- Jebany capo Rosji, pieprzony dziwkarz, mały chuj...- znowu zaczęłam go obrażać.

Zerknęłam na zegarek, by zrobić się na bóstwo miałam jedynie półtora godziny. Czym prędzej usiadłam przy swojej toaletce, założyłam opaskę na głowę by włosy nie zostały ubrudzone podkładem. Zmrużyłam swoje powieki i dumnie uniosłam brodę.

- Śmieciu doigrasz się dziś, będziesz miał cudowne przyjęcie pożegnalne - uśmiechnęłam się do swojego odbicia i zaczęłam się malować.

Minęło ponad czterdzieści minut nim ostatni raz przejechałam krwisto czerwoną szminką po pulchnych wargach. Byłam zadowolona z efektu. Kocie oko cudownie podkreślało moje duże, brązowe oczy.

Wstałam ze stołka i zdjęłam z siebie dres. Naga powędrowałam do garderoby i wzięłam z szafki stringi. Założyłam je i wróciłam do centrum, sięgnęłam po sukienkę a oddzielne rękawki które były jak falbany zostawiłam na razie.

Sukienka była w kroju syrenki, nie miała ramiączek, jedynie dekolt dość mocno wycięty. Pięknie eksponował mój duży biust. Jednak sam koniec zdawał się być jak rozpuszczony materiał bez ładu i składu. Może to wydawało się być złym opisem, ale suknia była śliczna!

Przejechałam dłonią ze świeżo zrobionymi paznokciami po płaskim brzuchu i szerokich biodrach które wtedy były bardzo eksponowane. Założyłam brakujące do całości rękawki i z zachwytem oglądałam się w odbiciu lustra które stało w kącie.

Jak nie miałam w zwyczaju zrobiłam tamtego dnia loki które gładko opadały na odkryte łopatki. Zostały do założenia jedynie czerwone sandały na wysokiej szpilce. Gdy to zrobiłam wsunęłam na palce mnóstwo pierścionków, i z oporem zapięłam swoją kolię którą podarował mi ojciec w dniu osiemnastych urodzin. Kolczyki które dobrałam przysłoniłam kosmykami włosów.

Gotowa wyszłam z pokoju. Na dole zastała mnie cała, no prawie, gdyż Michael i Holdy byli na romantycznym wyjeździe, rodzina która z zachwytu nie mogła wydobyć żadnego słowa.

Schodząc po schodach machałam dłonią jak jebana królowa, by dodać więcej kontrowersji.

- Moi poddani, proszę się pokłonić przed swoją seksowną królową!

Matka zachichotała i podeszła do mnie, złożyła pocałunek na policzku i odsunęła się.

- Wyglądasz ślicznie, skarbie - w jej oczach można było dostrzec prawdziwy zachwyt.

- Dziękuje - odparłam pochylając się lekko w kierunku Riley która wyciągała w moją stronę rączki. Georgia jednak złapała ją w odpowiednim momencie - Ej mały wariacie, uspokój się.

- Gotowa? - dotarł do mnie głęboki głos należący do Maksima.

Wyprostowałam się jak struna, i wymusiłam na swoich ustach uśmiech który łatwo można było zdemaskować. Wyciągnęłam rękę w kierunku kopertówki którą trzymała Ge, podała mi ją a ja w tamtym momencie wyjęłam flakonik perfum i się nimi popsikałam. Obróciłam się i podeszłam do bruneta, popsikałam również jego.

- Śmierdzisz, mógłbyś się chociaż umyć jeśli chcesz się ze mną pokazać gdziekolwiek, panie wielki Capo Rosji.

Zmarszczył gniewnie czoło i otrzepał dłonią materiał czarnej marynarki którą miał na sobie.

- Zwariowałaś? - syknął.

- Słucham? Mam chyba wyczulony słuch, na osoby z wielkim ego.

- I kto to mówi, co?

Prychnęłam i schowałam szklaną buteleczkę z powrotem do torebki.

- Gratuluję, nie dostałeś chlamydii od rozmowy ze mną - mruknęłam pod nosem - Do zobaczenia! - tym razem skierowałam się do rodziny.

Kręcąc biodrami udałam się do wyjścia. Gdy wsiedliśmy do limuzyny, poczułam się lekko niezręcznie. Maksim non stop patrzył na mnie mając zimny wyraz twarzy.

- Dlaczego mnie popsikałaś tym gównem?!

Spojrzałam na niego z litością wymalowaną na twarzy.

- Faceci i ryby chwilowo głosu nie mają, obrót knurze - pstryknęłam palcami.

Udało mi się go jakkolwiek urazić, poczułam pieprzoną satysfakcję.

Ta noc zdawała się być cholernie długa...

Sięgnęłam po kieliszek bazującego szampana i upiłam odrobinę. Uniosłam przed niego dłoń w geście wykonania toastu.

- Twoje zdrowie, Panie Capo Rosji!

Zabawa dopiero się zaczynała. 

Zawirowani w sobie |18+Where stories live. Discover now