Rozdział 19

2.3K 95 7
                                    

Mary

Upiłam łyk czerwonego wina z lampki. Przejechałam językiem po górnej linii zębów. Odstawiłam szkło na biały obrus i zerknęłam na Maksima który pusto patrzył przed siebie.

Znajdowaliśmy się w ich rezydencji. Odbywał się tam obiad, który miał na celu upamiętnić zmarłych. Atmosfera była dość napięta. Nikt nie chciał zaczynać niewygodnych tematów, chodź to zdawała się być jedyna okazja, by wszyscy razem mogli zamienić kilka słów.

Obok mnie usiadła kobieta, matka Maksima. Poprawiła swoje włosy i wypiła całą szklankę wody. Wiedziałam, że była już uspokojona, zapewne dzięki środkom które zdołały pomóc.

- Złociutka, chciałabym ci podziękować za pomoc przy Jose, podczas...

Uśmiechnęłam się lekko i skinęłam.

- Naprawdę nie trzeba mi dziękować. Każdy normalny człowiek by postąpił jak ja - odchrząknęłam.

- Och, nie. Uwierz, że gdybyś nie podeszła nie zrobiłby tego nikt inny - odpowiedziała z pewnością. Zmarszczyłam czoło.

- Jednak wydaje mi się...

- Skarbie, mojego syna boi się każdy. Nie zauważyłaś ile szmerów rozniosło się w momencie gdzie wzięłaś od niego Jose? Zapewne nawet jeśli ktoś chciał to zrobić nie miał odwagi - pokręciła głową, jednak w pewnym momencie jej usta uformowały się w tak zwany banan - Dziękuje - zacisnęła dłoń na mojej i wstała.

Zaskoczona podążałam za nią wzrokiem do momentu aż nie zatrzymała się przy jakimś stole i nie zaczęła cichej dyskusji.

Niestety moje grono towarzyszy nie było jakoś dobrze mi znane. Kojarzyłam jedynie tę naćpaną dziewczynę która kołysała się jakby była na dodatek pod wpływem alkoholu, nie jedynie środków odurzających. Co dziwne jej ojciec też nie zdawał się być w pełni poczytalny. Ciągle miał uwieszony na mnie wzrok jakby chciał coś przekazać. Nie mogłam zrozumieć jednak co takiego.

Kurwa przecież widziałam go pierwszy raz w życiu!

- Mary - kuksaniec w bok przywrócił mnie do zdrowego myślenia. Mosculio wziął moją lampkę i upił z niej cały alkohol - Ojciec kategorycznie wyraził sprzeciw temu byś piła.

Wywróciłam oczami.

- Mosculio, miej litość dla siebie jak i dla mnie - jęknęłam i potarłam materiał sukienki.

- Zachowujesz się nieodpowiedzialnie - syknął mrużąc przy tym groźnie powieki. Prychnęłam i przygryzłam wnętrze policzka.

- Wybacz, ale jesteś ostatnią osobą która może mi cokolwiek mówić o odpowiedzialności - wymusiłam bardzo prześmiewczy uśmiech w jego stronę. Zacisnął mocno szczękę ale jednak nie odpowiedział.

Znudzona postanowiłam wybrać się do pokoju gdzie miałam się zakwaterować. Zauważyłam też, że Maksim ulotnił się wraz z innymi facetami. Odetchnęłam z ulgą. Mogłam swobodnie przedostać się w nieznane mi miejsce tymczasowego pobytu.

Poszłam schodami na których stały wymalowane lale które szeptały między sobą. Jednak nie zwracałam na nilogo uwagi. Pokierowałam się zgodnie ze wskazówkami ojca które dał mi jeszcze gdy siedział ze mną przy stoliku.

Kazał pójść na samą górę, a tam miałam napotkać długi korytarz. Tak też było. Zaś nie wiedziałam dokładnie które drzwi w tej długiej przestrzeni prowadziły do miejsca gdzie miałam spędzić cały następny dzień.

Zdawało się to być nawet i udręką, jednak matka Maksima okazała się być cudowną kobietą, która była całkowicie inna jak zakładałam. Sądziłam, że będzie kolejną, nadętą małpą. Pozory mogą mylić.

Gdy mijałam małą lukę między ścianą usłyszałam ciche pojękiwanie. Zasłoniłam usta dłonią by nie wybuchnąć śmiechem.

Ktoś pieprzył się na korytarzu!

Już chciałam się obrócić, ale zatrzymał mnie piskliwy, kobiecy głos.

- Maksim, kurwa szybciej!

Znieruchomiałam. Ruchy tuż za mną zaczęły przyspieszać, jakby dziewczyna chciała zdemolować kącik. Krzyki, jęki, a nawet pieprzone piski rozchodziły się po całej przestrzeni.

Chyba pierwszy raz w życiu żołądek podszedł mi do gardła, na samą myśl, że jakiś facet posuwał kobietę. Obróciłam się i gwałtownie zaczęłam się ewakuować.

Najbardziej uderzył mnie fakt, że sam zarzucał mi bycie ladacznicą, dziwką, a sam co robił? Rżną jakąś idiotkę po pogrzebie własnego brata!

To przechodziło ludzkie pojęcie, co ten mężczyzna wyprawiał. Byłam niemal pewna, że mała Jose będzie miała dobre dzieciństwo jedynie dzięki swojej babci, jej wujek był zjebanym do granic możliwości palantem.

Nawet nie było mi już wtedy go żal.

Wyjęłam z torebki swoje okulary przeciwsłoneczne i uniosłam wysoko brodę. Zeszłam na dół i poszłam poinformować rodzinę, że z racji tego, iż chcę prywatność której nie mogę dostać w owej rezydencji przenoszę się do hotelu, w samym centrum Rosji.

Widziałam opór w oczach matki, jednak nie protestowała.

- Dobrze, kochanie. Jak dotrzesz na miejsce daj nam znać - stanęła na palcach i złożyła czuły pocałunek na moim czole.

Grzecznie, jak przystało na księżniczkę mafijną pożegnałam się z zaskoczoną Cristiną Szewczenko. To ona stawiała opór, zaś po rozmowie z rodzicielką wykrzywiła jedynie wargi i podała mi małą karteczkę.

- Złociutka, jeśli coś będziesz potrzebować zadzwoń do mnie - przytuliła mnie od siebie i cmoknęła w policzek.

Skinęłam i szeroko się uśmiechnęłam. 

Jej syn nad wyraz chyba chciał pokazać jak bardzo nie szanuje kobiet. Gdyż jak wychodziłam zdołałam zauważyć, że schodził schodami na dół, a za nim zapłakana tak naprawdę małolata. Spojrzała na niego z bólem, on jednak prychnął i pokazał jej palcem na drzwi. 

- Skurwysyn - warknęłam pod nosem - Już ja ci pokaże, ty...śmieciu pieprzony. Doigrasz się. 

Plan był bardzo prosty. Makim Szewczenko miał zwariować na moim punkcie, a wtedy? 

Wtedy chciałam mu pokazać prawdziwą sukę. 

Zawirowani w sobie |18+Where stories live. Discover now