Rozdział 15

2.2K 88 24
                                    

Maksim

Przetarłem powieki. Odczuwałem ogromny ból w skroniach, który spowodowany był przesadzoną ilością alkoholu poprzedniego dnia. Strzeliłem sobie w policzek uświadamiając się w tym, że gdy opadam na dno, znajduje się tam także miejsce na owe substancje. Musiałem przystopować i stanąć znowu na nogi.

Pragnąłem wziąć zimny prysznic który sądziłem, że ostudzi moje rozgrzane ciało, i da całkowite otrzeźwienie umysłu. Powrót do normalności był priorytetem jak na tamten czas.

Przejechałem dłonią po mokrych kosmykach włosów układając je do tyłu. Zamknąłem powieki i opuściłem ramiona wzdłuż ciała.

Muszę ratować, Jose. Muszę!

Co dziwne, odczuwałem lekkie oparcie w osobie Mary, która jak się okazało potrafiła być "normalna"? Sam nie wiedziałem jak określić jej stosunek co do mojej osoby. Nie wyobrażałem sobie jej wcześniej w odsłonie wsparcia dla innego człowieka. Wyglądem jak i zachowaniem jasno dawała do zrozumienia, że potrafiła być jedynie oziębłą suką która czerpie korzyści z niszczenia innych, jednak...

Zrobiłem coś co wydawało się być ostatecznością. Założyłem na siebie czystą, czarną koszulę i tego samego koloru spodnie. Wyglądałem jak jakieś rzadko spotykane zombie, którego zapewne bał się każdy.

Opuściłem pokój i udałem się pod wcześniej zakazane drzwi, za którymi krył się pokój Mary. Zapukałem w drewno, jednak nie odpowiedział nikt. Zaskoczony spojrzałem na zegarek, było po trzynastej. Uniosłem wysoko brwi i wszedłem do środka.

Zobaczyłem śpiącą brunetkę, która przytulona była do niemowlęcia ssącego smoczek. Przełknąłem ślinę, ten obraz...

Kurwa nie wiedziałem co mam myśleć. Wydawała się przy małej Riley, córce Georgii i Liama tak spokojna. Musiałem przyznać, że dziecko pasowało do niej.

Postanowiłem jej nie budzić. Po prostu odpuściłem. Musiałem zadzwonić do swojej rodzicielki i upewnić się, że wszystko było w porządku, więc powędrowałem do ogrodu gdzie spokojnie mogłem wykonać połączenie.

Dopiero po pięciu sygnałach Cristina Szewczenko odebrała.

- Synku...- jej szept rozniósł się po drugiej stronie.

- Matko, jak się trzymasz? Jak Jose? - zapytałem spokojnie siadając na dużym kamieniu który służył jako ozdoba.

- Mała ciągle płacze, nie wiem co mam począć, chciałam wynająć opiekunkę ale Xavier zadeklarował pomoc.

Delikatnie uniosłem kąciki ust na wzmiankę o przyjacielu. Wiedziałem, że nie do końca przekonany był co do opieki nad dziećmi, to jednak pokazał jaja jak na prawdziwego faceta przystało i podjął się tegoż to zadania.

- Wracam jeszcze dziś, musimy przygotować...- słowo "pogrzeb" ledwo co przechodziło mi przez usta.

- Wiem...- ledwo co usłyszałem - Wracaj, Jose pewnie się uspokoi w końcu teraz to ty, będziesz sprawował nad nią opiekę.

I trafiła w sedno. Temat podpisania papierów był jak ogień jeśli chodziło o tamten moment. Wiedziałem, że nie zabiorą mi jej, jak i matce to jednak nie chciałem by jej prawnym opiekunem był jakiś obcy człowiek. Dowiedziałem się, że gdy nie podpiszę papierów wraz z moją "małżonką" na moje stanowisko pojawi się zupełnie obca osoba i to ona w bazie będzie widniała jako osoba odpowiedzialna za Jose. Na samą myśl, aż skręcało moje wnętrzności.

To wszystko było tak pojebane...

Rozmawiałem z rodzicielką jeszcze kilka minut. Cały czas miałem zmrużone powieki od promieni słońca które padały prosto w moją stronę.

Wróciłem do rezydencji Garcia wyprany z jakichkolwiek emocji. Jednak na widok zaspanej Mary która trzymała w ramionach piszczącą dziewczynkę serce zaczęło boleśnie uderzać, a w głowie zaczęło szumieć.

To była jak istna paranoja.

- Chcesz kawy? - zapytała brunetka przywracając mnie na ziemię.

- Nie - odparłem krótko spuszczając wzrok na ciemne panele podłogowe.

- Ok.

Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Mój brat, ostatnie słowa wypowiedziane przez niego zajmowały moje myśli.

- Stary! Jak wrócę, to zbije ci tyłek na kwaśne jabłko! Rozpuściłeś moją księżniczkę!

Kurwa! Musiałem się napić, nie mogłem znieść tego okropnego bólu, byłem jak pieprzony tchórz!

- Ej...- subtelny, jak jebana melodia głos Mary podrażnił uszne bębenki. Zakryłem twarz dłońmi i wziąłem głęboki wdech - Nie myśl, to tak nie działa. Jeśli będziesz ciągle myślał o wszystkim co ci się kojarzy z bratem, bratową nie dasz sobie ukojenia, dasz jedyne gorsze cierpienie.

- Dlaczego to robisz? - uniosłem na nią wzrok.

Odłożyła dziecko na kanapę i sięgnęła po kubek z parującą kawą.

- Mówiłam ci, że nie wyobrażam sobie tego co możesz czuć po stracie tak bliskich osób, ale z tego co się dowiedziałam masz dla kogo walczyć, wiesz? - zapytała zniżając głos - Ta dziewczynka która na ciebie czeka oczekuje tego, że będziesz z nią! Pokażesz jak dzielny jesteś - ruszyła w moim kierunku. Położyła dłoń na moim sercu i spojrzała w oczy - Bądź dla niej rycerzem na białym koniu który uratuje z każdej opresji, daj rodzinę, a wtedy i ty odnajdziesz siebie.

Przez krótką chwilę utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy. Może to przez napad tych okropnych emocji, jej wargi wydawały się być tak idealnie pulchne i malinowe, że nie powstrzymałem się i pochyliłem w kierunku brunetki. Złapałem za kark i wpiłem się w ust.

Na samym początku nie oddawała żadnego pocałunku, ale później to była jak dzika pogoń do samego piekła. Smakowała nieziemsko, mieszanka kawy z miętą była jak pierdolona rozkosz dla mojego podniebienia.

Bańka nagle prysnęła kiedy z kanapy rozległ się płacz Riley.

Uniosłem powieki natrafiając na zamglone tęczówki Mary, z rumieńcem wyglądała jak niewinna niewiasta.

Odskoczyła ode mnie gwałtownie i otarła wargi. Spojrzała na dziewczynkę i poszła w jej kierunku. Ja stałem jak pierdolony kołek oszołomiony tym, że od jebanego pocałunku mój fiut w spodniach pobudził się do tego stopnia, że o mały włos nie spuściłem się w bokserki!

- Nigdy więcej tego nie rób! - ominęła mnie kołysząc dziecko na ręku. Trzasnęła mocno drzwiami swojego pokoju, i dopiero wtedy do mnie dotarło co zrobiłem.

Posmakowałem zakazanego owocu. 

Zawirowani w sobie |18+Where stories live. Discover now